[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przede wszystkim należało powiadomić o odkryciu wszystkich kolegów znajdujących się w obrębie Temy.Zaczął od Astrid i Szu na łkarze, jako rozporządzających najlepszymi środkami łączności oraz jedynym pantoskopem umieszczonym nad powierzchnią globu.Co prawda łkar tylko okresowo ogarniał swym zasięgiem Kotlinę Pięciokąta — wskutek bliskości Proximy i bardzo wydłużonej orbity Temy nie mógł być satelitą stacjonarnym — jednak w tej chwili teren ten wchodził w zasięg obserwacji pantoskopu.Zaraz potem Allan połączył się z Hansem i Władem w Dwójce, jako mogącymi najszybciej przybyć osobiście z pomocą.Na ostatek zostawił delikatną i niełatwą misję kontaktu z Jedynką, gdzie przebywała Mary, Ingrid i Zoe.Hans i Wład przylecieli do Kotliny Pięciokąta przed zapadnięciem nocy.Przywieźli wirolot oświetleniowy, gdyż okulary noktowizyjne mogły dawać fałszywy obraz w specyficznych termicznych warunkach oaz ciepła.Zabrano też dwa psy, aby z ich pomocą dokładniej przeczesać teren puszczy.Jeśli Renę nie żył, działanie preparatu przedłużającego okres śmierci klinicznej mogło ustać lada godzina.Jak wynikało z tropu, którym Allana prowadził Smok, nieznane istoty mogły przetransportować Renego na brzeg jeziora.Poszukiwania rozpoczęto więc przede wszystkim od tego miejsca, w którym urywał się trop.Wkrótce też odkryto nad bagnistym brzegiem wyraźne ślady dwóch dużych tratw skleconych z nie ociosanych pni.Łatwo było stwierdzić, iż niezbyt dawno spuszczono je na wodę.Czyżby więc byli na właściwej drodze? Jeśli Renę został uprowadzony i przewieziony tratwą do siedzib Temidów, dalsze poszukiwania były bardzo utrudnione wobec mnogości wysepek i gęstych krzaków zarastających brzegi.Co gorsza, zbliżanie się najdłuższej nocy temiańskiej, trwającej ponad sześćdziesiąt godzin, bardzo ograniczało możliwości obserwacji z powietrza i z kosmosu.— Na jakim szczeblu kulturowym są Temidzi? — zastanawiał się Wład.Allan rozłożył ręce w geście bezradności.— Cóż o nich wiemy? Trochę sprzecznych spostrzeżeń i luźne domysły, to na razie wszystko.— Jeśli są to istoty na poziomie pitekantropa, sprawa wygląda źle — stwierdził Hans.— Niestety, w takim przypadku mogli zabrać Renćgo przede wszystkim dlatego, aby go pożreć.Allan milczał ponuro.Wład wysunął inną koncepcję.— Czy istoty na niskim poziomie ^umysłowym nie oddałyby człowiekowi czci boskiej?Hans sceptycznie pokręcił głową.— Owszem: gdyby Renę pokonał je i podporządkował sobie.Powiedz, jaki zwycięzca uznał zwyciężonego za boga?Wład zastanawiał się.— W zasadzie masz rację: z pewnością nie uznałby zwyciężonego za boga w chwili zwycięstwa.Ale z czasem.Różnie bywało.Przecież Rzymianie chętnie włączali bóstwa ujarzmionych narodów do swego panteonu.I nie tylko oni.A są to przykłady z naszego, ludzkiego podwórka.O psychice Temidów nie wiemy nic.Czy kosmiczny jaskiniowiec, pokonawszy obcego boga, nie może uznać go za zdobycz zbyt cenną, aby ją zniszczyć? Jest to, rzecz jasna, czysta spekulacja, ale kto wie.— Oby.— westchnął Hans.— Aż tymi Rzymianami to przykład nie najlepszy.Wątpię, aby rzymska mądrość polityczna cechowała jaskiniowców, nawet temiańskich.Zapadał zmierzch.Hans i Wład przygotowywali wirolot, gdy niespodziewanie psy zaczęły gwałtownie ujadać w kierunku lasu.Również Smok, kręcący się koło Allana, wyraźnie węszył w tę stronę.— Ustawcie lampę, a ja sprawdzę, co tam się dzieje — zadecydował Allan, biorąc Smoka na smycz.— Będziemy w kontakcie radiowym.— Nie odchodź zbyt daleko — ostrzegł Hans.— Weź jeszcze jednego psa.Botanik założył noktowizyjne okulary, nastawił reflektor latarki na emisję podczerwieni i prowadzony przez dwa psy doszedł do skraju lasu.Smok i jego towarzysz przestały ujadać, tylko węsząc ciągnęły w głąb puszczy.Po przebyciu kilkudziesięciu metrów pojawiła się przed nimi w świetle reflektora wąska ścieżka, która wkrótce zmieniła się w kręty tunel leśny.Psy wyraźnie coś czuły, zmuszając Allana do biegu.Nagle tunel się skończył.Poprzez prześwity między pniami drzew botanik ujrzał ciemny zarys jakiejś budowli przypominającej wieżę.Psy przywarowały, Allan również stanął jak wryty.Na przeciwległym skraju niewielkiej polanki, pod szaroniebieskim dachem olbrzyma puszczy o rozłożonych parasolowato, niezwykle długich konarach — stał na szerokim podwyższeniu monumentalny walec o szarej lśniącej powierzchni.W górnej, nieco zwężonej jego części ciemniały dwa owalne otwory, niby czarne oczodoły.Poniżej rysowało się rozległe pęknięcie.Trzymając psy krótko na smyczach, Allan obszedł polanę, czujnie obserwując otoczenie.Tajemniczą wieżę-obelisk okalały ze wszystkich stron wygasłe ogniska.W popiele walały się zwęglone kości.Tunel leśny, którym botanik przybył, nie był jedyną drogą wiodącą na polanę.Allan zauważył jeszcze cztery podobne ścieżki, przy czym jedna z nich budziła szczególne zainteresowanie wyżłów.Żadnych śladów Renego na polanie niestety nie odnalazł.Dalszą pogoń za tajemniczymi mieszkańcami puszczy Hans i Wład uznali za ryzykowną.Wszyscy trzej zresztą uważali za niemal pewne, że trop prowadzący nad jezioro wskazuje właściwą drogę.Allan zrezygnował więc z dalszych poszukiwań w tej części lasu, zwłaszcza że z Jedynki przyleciała Ingrid i trzeba było wspólnie ustalić dalszy plan działania.Ścieżka, którą wracał, doprowadziła go tym razem prawie na sam brzeg jeziora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]