[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani słowem nie wspomni o tym, że zabrała w pole dwa razy wię-cej jezdzców niż trzeba.Opowie o błędach, jakie popełnił, usiłując zgrać współdziałanietrzech, zupełnie nie przystających do siebie, w warunkach podjazdowej wojny, forma-cji.Popatrzy na nią dłużej.i być może z aprobatą skinie głową dowiedziawszy się,68że na czele pięćdziesięciu jezdzców, dzielnie i sprawnie, bez strat własnych, wytłukłaosiemnastu złotych Alerów. A-a-a.! powiedziała niegłośno swym ochrypłym od komend głosem, przy-mykając na chwilę powieki. A-a-a.!Uderzyła potylicą o ścianę. A-a-aaaa!3Dorlot pojawił się, gdy słońce już zdążyło wyjrzeć spoza lasu.Biegł, ale bynajmniejnie gnał na łeb na szyję. Mamy sporo czasu wyjaśnił setnikowi. Ruszyłem się jeszcze przed świtemi szedłem tak długo, aż ich zobaczyłem.Są teraz o dobre dwie mile.Ale pól mili stądstep wycina w lesie zatokę.Nawet jeśli pójdą po cięciwie łuku, to raczej nie zobaczymyich wcześniej. Straż przednia? Nie ma straży przedniej.70Tego Rawat nie oczekiwał.Liczył się z koniecznością zniszczenia wysuniętej grupkikilku, bądz nawet kilkunastu jezdzców, co było możliwe, bo łuczników konnych i pie-szych miał razem osiemnastu.Wiadomość, że Srebrne Plemię nie wysunęło ubezpie-czenia, była tyleż dobra, co.niepokojąca.Srebrni wojownicy nie zaniedbywali takichrzeczy. Pewien jesteś? zapytał, chociaż nie powinien.Kot oczywiście był pewien i obraził się. No dobrze rzekł setnik, poirytowany. Przygotuj toporników.Potem idz dołuczników Astata i siedz z nimi.Wszystko.Dorlot odszedł, milcząc wyniośle.Dowodzenie takim żołnierzem wymagało nie ladaopanowania i doprawdy nie każdego dowódcę było na nie stać.Niektórzy wręczprotestowali przeciw oddawaniu im pod komendę kocich zwiadowców, pomimo ichniewątpliwej przydatności.Spośród wszystkich oficerów Erwy, tylko on jeden chętniebrał z sobą Dorlota.Były jednak chwile, gdy szczerze tego żałował.71Straż przednia.Na zmianę planów było już za pózno, zresztą trudno rezygnowaćz bitwy dlatego, że.wróg zaniedbał wysunięcia awangardy.Rawat cierpliwie czekał,aż zgraja ukaże się przy leśnym cyplu, który Dorlot określił jako początek zatoki.Wreszcie się doczekał. Na koń rzucił przez ramię do stojących za plecami, skrytych między pniamiżołnierzy. Spokojnie dodał po chwili, bo przedwczesne ukazanie się któregokol-wiek z legionistów mogłoby zepsuć cały plan. Jeszcze czekamy, spokojnie.Zgraja dość szybko posuwała się skrajem lasu.Rawat z napięciem czekał, aż Alero-wie miną miejsce, gdzie byli przyczajeni topornicy.Odetchnął, gdy zgraja przeszła, niedostrzegłszy niczego podejrzanego.Wyraznie już widział sylwetki jezdzców i niosąceich, niesamowite wierzchowce, które aż trudno było zwać zwierzętami.Po raz drugiwstrzymał oddech, gdy plemię znalazło się na wysokości kryjówki Astata.I znów udało się!Zgraja liczyła dziewięćdziesięciu, a może i stu jezdzców.Szacunki, czynione jeszczew stanicy, potwierdziły się bardzo dokładnie.72 Teraz! rzekł w myślach setnik. Drwalu, chłopie, zakuty łbie toporniczy.Teraz, no!Dziesiętnik nie zawiódł.Rawat palnął się pięścią w udo widząc, jak w odległościdwustu kroków za plecami Alerów spomiędzy drzew wynurzają się osłonięte tarczamisylwetki ciężkozbrojnych, sprawnie formując szyk.Nie zauważono ich! Minęła chwi-la i wzdłuż skraju lasu przetoczył się potężny okrzyk ruszających śladem zgrai topor-ników.Zaskoczenie było nawet większe, niż Rawat sobie życzył, zgraja bowiem minęłajuż kryjówkę pieszych łuczników, na wprost której chciał stoczyć bitwę.Astat powi-nien teraz przesunąć nieco ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]