[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I teraz nadrabiasz zaniedbania.Justynka odzyskała rezon.- No właśnie.I, jak sam wujek widzi, trochę nadmiernie i w przesadnym tempie.Ale już się utemperowałam, więc nie stwarzam wielkiego zagrożenia.- Szkoda.Może w ostatecznym rezultacie byłoby to użyteczne.Dla wszystkich.Niemal wstrząśnięta, Justynka zrozumiała, że wuj się złamał i tym sposobem wyraża zgodę na kurację odchudzającą.Nie powie tego wprost, ale nie będzie protestował.Kapuścianą zupką, rzecz oczywista, kar­mić się nie pozwoli, ale jakieś łagodniejsze sposoby przyjmie i teraz należy tylko do racjonalnych przemian nakłonić ciotkę.Może się uda za pomocą machania jej tą welurową kiecką przed nosem.Ciężko urażona Malwina, podnosząc się z krzesła, zacisnęła zęby i nie stęknęła.* * *- Postęp jest szalony - powiedziała Justynka do Konrada, odebrana przez niego z uczelni po kolej­nym zdanym egzaminie.- Mam na myśli, w żywie­niu.Ciotka szału dostała, a że ma talent prawdziwy, wuj nawet nie zauważa różnicy.I sam z siebie ogra­nicza kolacje, jak na razie, jada trzy czwarte tego, co przedtem.Bóg raczy wiedzieć co z tego wyniknie, bo poza tym zmian nie ma.- Owszem, jest jedna - skorygował Konrad.- Z naszą agencją pani Wolska skończyła.Z czego wynika, że zaniechała chyba zbrodniczych zamia­rów, a ja mam więcej czasu dla ciebie.- Zdawało mi się, że masz pracę magisterską.?- Już ją oddałem.Ale i tak zamierzam angażować się w nieco skromniejszym wymiarze godzin.Prze­czekam jeszcze cierpliwie twoje egzaminy.- Proszę? - zdziwiła się obłudnie Justynka.- A potem co?- A potem liczę na to, że będziesz miała więcej czasu dla mnie.Wielkim wysiłkiem Justynka przyhamowała żar, który ją zaczął oblewać.Owszem, powolutku dopu­szczała już do siebie myśl, że on nie widuje się z nią wyłącznie w celach służbowych, dla ułatwienia so­bie pracy, szczególnie teraz, kiedy ciotka się od nich odczepiła, ale wciąż bała się własnych nadziei.Po­nadto poczuła się nieswojo, istniała wszak między nimi bariera, taka dosyć okropna, mianowicie ten jego stan zdrowia.Czy ona przypadkiem nie odkryła jakiejś jego wstydliwej tajemnicy, ułomności, którą on za wszelką cenę stara się ukryć, nie ujawniać, może wyleczyć.? Bo może to hemoroidy.? Ma go o to zapytać? Czy ma się w nim zakochać bez zas­trzeżeń, a potem dowiedzieć się o czymś, co czło­wiekowi niszczy życie, co obydwojgu im przyczyni udręk, co stanie się kamieniem u szyi i kłodą pod nogami, ona zaś będzie musiała się poświęcić.Za­razem dowiedzieć się, że została oszukana.Teraz to jeszcze nic, nawet gdyby ją z dnia na dzień po­rzucił, ona przetrzyma, nie będzie gorzej niż przy Piotrze, ale jeśli ugrzęźnie doszczętnie.?Milczenie i osobliwe zmieszanie Justynki Konrad odebrał jako odpowiedź odmowną i trochę zesztywniał.A już mu się wydawało, że ona mięknie, że wszystko się między nimi układa, że pełne porozu­mienie jest o krok.Nie udawała przecież.? Ma gdzieś na boku jakiegoś palanta? Ależ nic na to nie wskazywało, zabrakłoby jej czasu! Więc ona go po prostu nie chce, mimo jego starań, mimo wszystko.Justynka zesztywnienie Konrada wyczuła i prawie wpadła w rozpacz.Jak ma, do licha, wyjawić mu ten gwałtownie wyrosły melanż uczuciowy?! Przecież on się obrazi, wręcz powinien się obrazić, a ona może się wygłupi, bo zbyt poważnie traktuje ten kiełkujący związek, podczas gdy on ma na myśli tylko lekką podrywkę, nawet niechby, ale dla niego lekka, dla niej zaś jak kafar, jak wagon cementu.- O Boże drogi, czy jakaś klątwa ciąży nade mną?! - wyrwało jej się w przygnębieniu.- Nic nikomu nie można powiedzieć wprost, tu wuj, tu ciotka, tu ty.Za dużo na mnie jedną!- Jeśli o mnie idzie, wszystko możesz powiedzieć wprost - zapewnił ją Konrad drewnianym głosem.- Otóż właśnie nie! Nie wszystko.Zrazisz się do mnie.Ugryzła się w język, ale Konradowi wystarczyło.Świat mu pojaśniał.- Nie wygłupiaj się, ty z kamienia jesteś czy co? Nie istnieje nic, co by mogło mnie do ciebie zrazić, jeszcze tego nie rozumiesz?Stali już na szczęście przy placyku parkingowym obok domu Justynki, katastrofy zatem żadnej Kon­rad nie spowodował.Po dłuższej chwili Justynka wydarła się z jego objęć.- A jednak jeszcze nie mogę - rzekła żałośnie.- Ja.widzisz.Ja muszę cię o coś zapytać, ale nie, nie w tej chwili.Muszę do tego dojrzeć.Po egzami­nach, i z pewnością to będzie okropna chwila.- Nie mam żony ani dzieci - powiedział Konrad pośpiesznie.- Mówię przecież, poczekam do końca twojej sesji.Mimo wszystkich obaw i niepewności, Justynka wkroczyła do domu krokiem elfa na łące.I natych­miast natknęła się na wściekłą i zapłakaną ciotkę, pchającą sobie do ust świeżutkie pączki tak, jakby od pożarcia ich zależała przyszłość świata.- Ciociu.- powiedziała z łagodną naganą.- I ty przeciwko mnie! - krzyknęła Malwina, przełknąwszy gwałtownie.- I ten potwór, twój wuj! I nawet Helenka.!- Ja tylko przypomniałam, że pani chciała mie­siąc przetrzymać - zawiadomiła smętnie Helenka z kuchni.- Do tej sukni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •