[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Joelle błyskawicznie zabrała koszyczek i pogardliwie uniosła idealniewyregulowaną brew.- Nie ma powtórek, moja droga.Tak to jest, jak się człowiek spóznia nalosowanie.Pescoli chciała zaprotestować, uznała jednak, że nie będzie kruszyć kopii o cośtak banalnego.Wyszła ze świetlicy, pełnej wesołych bałwanków i migoczącychlampek, i mało brakowało, a zapomniałaby kawy, idąc do gabinetu Alvarez.Partnerka jak zawsze była pogrążona w pracy.- Zamienimy się? - zaproponowała Pescoli.- Co? - Alvarez podniosła głowę.- Na losy.Zamieńmy się.Alvarez wyjątkowo roześmiała się na cały głos.- O, nie.- Mówię poważnie.- Ja też.- To idiotyczna zabawa - burknęła Pescoli.- Więc nie zawracaj sobie tym głowy, kup cukierki, płytę czy inny drobiazg,podrzuć Brewsterowi na biurko i po sprawie.- Skąd wiesz?- Jestem policjantką.Nikt inny nie wprawiłby cię w tak podły humor -uśmiechnęła się znacząco.- Wiesz przecież, że mogłabyś się niezle przy tymzabawić.- To nie takie proste - mruknęła Pescoli, Wspominała, jak kiepsko dogadywałasię z zastępcą szeryfa od zeszłorocznej katastrofy, jaką było aresztowanieJeremy'ego.Był wtedy z Heidi Brewster i jej ojciec interweniował.Pescolinatomiast nie i syn nigdy jej tego do końca nie wybaczył.Podobnie jak Cort.Zdajesię, że miał do niej pretensje o wybryki jej syna i swojej córki.- Ależ owszem.Wycofaj się.- Joellepowiedziała.- %7łe to obowiązkowe? Ta cała zabawa? Nie sądzę, ale sprawdzę w zasadachzatrudnienia.- Zrób to.- Pescoli była wyraznie zdenerwowana.Alvarez uśmiechnęła się jeszcze szerzej i powoli pokręciła głową.- A niby od kiedy słuchasz Joelle?- Odkąd nie chcę wiecznie wychodzić na tę, która próbuje obalać system.- Więc nie marudz więcej.- Alvarez ponownie pochyliła się nad stertą papierówna biurku.- Nie znoszę, kiedy mażesz się jak dziecko.- Nie mieści mi się w głowie, że tak łatwo to przełknęłaś, akurat ty - zauważyłaPescoli i nagle dostrzegła, że partnerka spoważniała, a jej oczy pociemniały.- Co tojest, poważny posterunek czy kółko brydżowe?- Może odrobina świątecznej atmosfery dobrze nam zrobi - przyznała Alvarez idodała: - Ale ty, zdaje się, masz większe problemy na głowie?- Nie no, skądże, nic a nic.- Jasne; praca, pózniej spotkanie w szkole, żebyustalić, dlaczego Bianca tak mało uwagi poświęca nauce.I Jeremy.wiecznieJeremy.- Więc nie zawracaj sobie głowy mikołajkami.Kogo to obchodzi? Zapewnemiała rację, przyznała Pescoli, wracając do swego gabinetui pijąc wystygłą kawę.to nic takiego, a jednak denerwowała się tym.Nie dość,że musiała pracować z Cortem Brewsterem, ba, był jej zwierzchnikiem, terazjeszcze miała mu podrzucać urocze świąteczne drobiazgi.- Zresztą może być gorzej - mruknęła Alvarez.- Nie sądzę.- A jeśli Joelle wylosowała ciebie?Pescoli zamknęła oczy i wzdrygnęła się, widząc oczami wyobrazni setkiplastikowych elfów, muzyczne kartki z kolędami, nakręcane dziadki do orzechów iczekoladowe renifery, które Joelle już zapewne zgromadziła w zastraszającychilościach.A jeśli część tych paskudztw wkrótce trafi na jej biurko? Każdego dniabędzie się na nim pojawiać kolejny świąteczny drobiażdżek, ukryty wśródmakabrycznych fotografii z miejsca zbrodni.- Oby nie - sapnęła i podeszła do biurka, na którym, na szczęście, jeszcze niebyło żadnych niespodzianek od tajemniczego Mikołaja.- Musisz odpuścić.- Gail Harding podeszła do Hayesa nie wiadomo kiedy,cichutko zbliżyła się do jego biurka.Posterunek tętnił życiem, odgłosy rozmówprzenikały cienkie ściany, telefony dzwoniły niemal bez przerwy.Jonas Hayesprawie jej nie zauważył.Myślał intensywnie.Na jego biurku leżały akta sprawy Shelly Bonaventure.Na wierzchu widniał aktzgonu, jednak jego wzrok przykuwała fotografia, portret zrobiony zaledwie wzeszłym roku.- Niczego nie odpuszczę, jeszcze nie.- Uznano, że popełniła samobójstwo.- Harding wskazała odpowiednią rubrykęw akcie zgonu.- Widzisz? Przyczyna śmierci: prawdopodobnie samobójstwo.Prawdopodobnie.To słowo kluczowe.- Sprawa jest zamknięta.To już koniec.Hayes przecząco pokręcił głową i odgarnął włosy z czoła.- Nic się nie stanie, jeśli nad tym jeszcze popracuję, sam w wolnym czasie.-Wstał i od razu nad nią górował, i to o trzydzieści centymetrów.Zdawał sobiesprawę, że dziwny z nich zespół.On, były sportowiec, potężny czarnoskórymężczyzna, który nadal dbał o formę - grał w piłkę i dzwigał ciężary.I ona, drobnabiała dziewczyna o nastroszonych rudych włosach i wielkich oczach.- Jadę obejrzeć wypadek na Sepulveda, kilka przecznic od lotniska.Motocyklista z pasażerem na siodełku włączył się do ruchu - pod prąd.Z pierwszychustaleń wynika, że nie było żadnych racjonalnych powodów, wygląda na to, żekierowca zrobił to celowo.Zderzył się z suwem.Jedziesz?Skrzywił się.- Nie mógłbym sobie tego darować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]