[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ nie miałem czasu ani nerwów, żeby wspominać o Hanku, od razu przeszedłem do rzeczy.Napisałem, że Libby Latcher urodziła dziecko, ale nie przy­znałem się, że byłem wtedy w pobliżu.Do kuchni weszła mama i spytała, co robię.- Piszę do Ricky’ego - odrzekłem.- Bardzo ładnie.Pora spać.- Tak, mamo.- Zapisałem całą stronę i byłem z siebie dumny.Postanowiłem, że nazajutrz napiszę kolejną.A potem może jeszcze jedną.Że będzie to najdłuższy list, jaki Ricky kiedykolwiek otrzymał.ROZDZIAŁ 22Dochodziłem do końca długiego rzędu krzewów bawełny i znajdowałem się niedaleko gęstych zarośli nad strumieniem, gdy wtem usłyszałem czyjeś głosy.W tym miejscu krzewy były wyjątkowo wysokie i ginąłem w nich jak w dżungli.Worek miałem wypełniony tylko do połowy i marzyłem o popołudniu w mieście, a zwłaszcza o kinie z butelką coli i torebką prażonej kukurydzy w ręku.Słońce stało niemal dokładnie nad głową; dochodziła dwunasta.Zamierzałem dojść do końca rzędu, zawrócić, ruszyć z powrotem w stronę przyczepy i pracując w pocie czoła, wzorowo zakończyć dzień.Kiedy usłyszałem te głosy, przypadłem na jedno kolano i cichutko usiadłem.Przez długi czas panowała cisza i już myślałem, że mi się przesłyszało, gdy wtem zza zbitej ściany łodyg dobiegł mnie głos dziewczyny.Była gdzieś po prawej stronie, ale nie wiedziałem, jak daleko.Powolutku wstałem, ostrożnie wyjrzałem zza krzewów, lecz niczego nie zobaczyłem.Ponownie przykucnąłem i porzuciwszy worek, zacząłem czołgać się ku końcowi rzędu.Pełzałem, zasty­gałem bez ruchu, znowu pełzałem i znowu zastygałem bez ruchu, dopóki nie usłyszałem jej ponownie.Była kilka rzędów dalej, ukrywała się w bawełnie.Zamarłem, jakiś czas leżałem zupełnie nieruchomo i nagle dobiegł mnie jej śmiech, cichy śmiech, stłumiony przez gęste krzewy.I już wiedziałem, że to Tally.Przez kilkanaście sekund kiwałem się na czworakach, pró­bując sobie wyobrazić, co tam robi, i zastanawiając się, dla­czego uciekła tak daleko od przyczepy.Wtedy usłyszałem drugi głos: głos mężczyzny.Postanowiłem podejść bliżej.Znalazłem dużą szparę między krzakami i pierwszy rząd pokonałem bezszelestnie.Nie było wiatru, dlatego musiałem zachować szczególną ostrożność i być bardzo cierpliwy.Po­konałem drugi rząd i wytężyłem słuch.Długo milczeli i już zaczynałem się martwić, że mnie usły­szeli.Potem ona zachichotała, on coś powiedział i zaczęli rozmawiać, ale tak cicho, że prawie nic nie słyszałem.Wyciąg­nąłem się na brzuchu, żeby ocenić sytuację z miejsca, gdzie łodygi były najgrubsze i gdzie nie było ani liści, ani bawełnia­nych kulek.Z tej pozycji widziałem, co działo się kilka rzędów dalej i dostrzegłem nawet coś, co mogło być włosami Tally.Doszedłem do wniosku, że podszedłem wystarczająco blisko.W pobliżu nikt nie pracował.Pozostali - Spruillowie i Chandlerowie - przebijali się w kierunku przyczepy, a Meksykanie byli tak daleko, że widziałem tylko czubki ich słomkowych kapeluszy.Chociaż leżałem w cieniu, pociłem się jak mysz.Serce waliło jak młotem, zaschło mi w ustach.Tally ukrywała się w gęstwinie z mężczyzną i robiła coś złego, bo gdyby nie robiła, to po co by się ukrywała? Chciałem ich jakoś po­wstrzymać, ale nie miałem prawa.Byłem tylko małym dziec­kiem, szpiegiem, który ich nachodził.Przeszło mi przez myśl, żeby się wycofać, ale powstrzymywały mnie ich głosy.To był wodny mokasyn, tak zwana bawełnianka, jeden z wielu węży spotykanych w Arkansas.Mieszkały nad stru­mieniami i rzekami i czasami wychodziły na ląd, żeby się pożywić i wygrzać na słońcu.Podczas każdej wiosennej orki widzieliśmy, jak wyłażą spod pługa czy spod talerzy brony.Były krótkie, czarne, grube, agresywne i jadowite.Ich ukąszenia rzadko kiedy kończyły się śmiercią, ale słyszałem też, że od ich jadu ludzie umierali w straszliwych męczarniach.Jeśli się jakiegoś zobaczyło, zabijało się go kijem, motyką, czymkolwiek, co wpadło do ręki.Nie były tak szybkie jak grzechotniki, nie potrafiły też atakować z dużej odległości, były jednak złośliwe i ogólnie mówiąc, paskudne.Ten, który pełznął między krzewami prosto na mnie, znajdo­wał się niecałe półtora metra dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •