[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Codziennie kusiło go, by zadzwonić do Leili, ale czekał, licząc, że złapie ją w momencie, gdy będzie już nieco znużona morzem, plażą i dziećmi.Poza tym znał siebie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, ze musi zdo­być więcej biegłości, samokontroli i przeświadczenia, że ma coś do zaoferowania, zanim będzie mógł znieść myśl o jej obecności wśród publiki.Co noc po występie spacerował zatłoczonymi ulicami Tijuany, a następnie skręcał w fetor i rozkład jednej z dzielnic biedoty, gdzie dzieci oblegały go, żebrząc o pieniądze, a kilkunastoletnie dziewczęta wpatrywały się w niego zapraszająco, dopóki nie spuścił wzroku; gdzie mężczyźni, kobiety i dzieci były tylko drobinami w grożącym wybuchem ludzkim wulkanie głodu i niedo­statku.Spacerując wśród nich, nie był już bogatym turystą, ale samotnym wędrowcem wypędzonym na chwilę ze swojej przeszłości.Myślał wówczas o Nowej Atlantydzie, prywatnej wyspie twórczości i wynalazczo­ści chroniącej go od ludzkiego nieszczęścia, i uświado­mił sobie ze smutkiem, że trzy wieki po Francisie Baco-nie i jego idyllicznym Domu Dźwięków dla wielu świat wciąż był chlewem i że cała muzyka świata, przeszła, obecna i przyszła, nawet na godzinę nie mogła dać schronienia najsłabszemu dziecku z tego jednego slum­su w Tijuanie.Zastanawiał się, czy muzyka - a przynajmniej rock - może być pokarmem dla ich emocji; czy może sprawić, by ci ludzie poczuli się lepszymi, silniejszymi i większy­mi.A jeśli rock jest tylko pozorem, kolektywnym wrza­skiem rozpuszczonych dzieci bogatych przemysłowych narodów: „mostem nad niespokojną wodą" dla Paula Simona, „bezpiecznym rodzajem odurzenia” dla Jimie-go Hendrixa? A jeśli cała rockowa kultura nie jest niczym innym jak reklamą podtrzymywaną przez same firmy płytowe i gwiazdy rocka - „komunistyczną zgraję kierowaną przez kapitalistyczny zarząd”, jak nazwał ich Ray Thomas? „Mam amerykańskie ideały - kocham pie­niądze”, wyznała Alice Cooper.„Głównym motorem mo-, ich działań, którego nie mogą zniszczyć, jest chciwość”, wtórował jej Frank Zappa.A Charlie Pride dodał: „Uważam, że muzyka jest jak kupowanie i sprzedawa­nie warzyw albo ubezpieczeń, albo czegokolwiek inne-, go”.Czy w rocku było coś więcej poza robieniem pienię­dzy - i mnóstwa hałasu - na podtrzymywanej narkotyka­mi grupowej histerii?Pewnego ranka Osten obudził się o świcie i jak zwy­kle zjadł samotnie śniadanie na tarasie hotelu.Następnie wsiadł w swojego jeepa i ruszył ulicami miasta, które wypełniały się powoli samochodami i pieszymi, dotarł do autostrady i pomknął wzdłuż spieczonego słońcem wybrzeża Baja aż do zjazdu na Rosarito Beach.Gdy przyjechał na miejsce, miasteczko jeszcze spało.Hotel Rosarito Beach był największy w okolicy.Kiedy.Osten zatrzymał się przed bramą, nocny strażnik zdmuchiwał z wypolerowanego daszku czapki krople porannej rosy.Zapytany o drogę do willi Szeherezada, ziewnął sze-, roko i w dalszym ciągu ziewając, opisał Ostenowi dojazd.Zbliżywszy się do willi, Osten zobaczył jej marmuro­wy taras, bujny ogród na szczycie czerwonej skały oraz sylwetkę służącego, który zajęty był oczyszczaniem ol­brzymiego basenu.Kiedy podjechał pod dom, zauważył strzeżących willi trzech federales.Ich samochody i moto­cykle zaparkowane były dyskretnie w krzakach.Oni również go zobaczyli i kiedy nie zwalniając szybkości, przejechał przez bramę, a następnie pojechał dalej dro­gą, dwa z ich psów wyciągnęły się na smyczy i zaszcze­kały.Podczas gdy dwóch f ederales obserwowało go przez lornetki, trzeci mówił coś do walkie-talkie.Osten zatrzymał się na samym końcu drogi, wysiadł z samochodu i przyglądał się willi.Zerwał się mały wietrzyk, wprawiając w trzepot libańską flagę na najwyż­szej wieżyczce domu.Dwaj mężczyźni niosąc tace prze­szli przez jeden z tarasów, a w narożnym pokoju ktoś otworzył okno.Wypatrywał na próżno.Gdzieś wewnątrz tego budyn­ku o stiukowych ścianach była Leila, spała, budziła się lub brała kąpiel.Wyobraził ją sobie nagą, piękno natury w najbardziej skończonej formie.Zastanawiał się również nad swoim położeniem.Mi­mo że Leila wydawała się niedostępna, poddała się jednak władzy jego muzyki.Nie mógł zaprzeczyć, że jego muzyka już posiadła to, co sam chciał posiąść.Wrócił do Tijuany i postanowił dać sobie jeszcze dwa dni na doszlifowanie swojego programu.Potem zadzwo­ni do Leili i zaprosi ją, by przyjechała go posłuchać.Wahał się, czy do niej zadzwonić w obawie, że cofnie swoją obietnicę, ale kiedy w końcu zebrał się na odwagę i zatelefonował, była zadowolona i rozentuzjazmowana, prawie wniebowzięta, i powiedziała, że spróbuje przyjść jeszcze tego wieczoru.Będzie sama, ale może innym ra­zem przyjedzie z dziećmi i mężem.Spokojnie podał jej nazwę hotelu i wskazówki, jak do niego trafić, i dopiero po odłożeniu przez nią słuchawki uświadomił sobie w pełni, że za kilka godzin znowu ją zobaczy.Natychmiast ogarnęło go zwątpienie.A jeśli Leila uzna jego występ za nieudany lub nieoryginalny albo po prostu kiepski? A jeśli niektórzy Meksykanie spośród publiczności wyśmieją jego wersję dwóch me­ksykańskich piosenek? Nawet jeśli się jej podoba, jej sympatia do niego może nie przetrwać pokazu przecięt­nej sztuki albo żałosnego, może nawet wyśmianego, występu.Męczył go kolejny dylemat: jeśli za bardzo przypominać będzie Goddarda, Leila może go albo roz­poznać, albo wziąć za taniego naśladowcę, a jeśli nie będzie brzmiał tak dobrze jak Goddard, może nie zrobić na niej żadnego wrażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •