[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie rozmawiam z panią - powtórzył Kim.- Niech się pani nie wysila.- No, co jest z panem? - spytała Kelly.- To, że musiał pan czekać trzy godziny na uzyskanie pomocy w szpitalu, spotka się ze zrozumieniem moich widzów, a pikanterii dodaje fakt, że jest pan lekarzem.Nie musimy nawet wspominać o awanturze i pobiciu, jeśli pan nie chce.- Jasne.Jakbym mógł pani ufać.- Może pan - zapewniła.- Widzi pan, ja uważam, że pańskie długie czekanie ma związek z przejęciem szpitala.Jestem przekonana, że wiąże się w pewien sposób z polityką AmeriCare maksymalizowania zysków.Co pan o tym sądzi?Kim, idąc, spojrzał na Kelly.Jej jasne, błękitnozielone oczy rozbłysły.Kim musiał przyznać, że choć niemiłosiernie mu się naprzykrza, jest bystra i inteligentna.- To pani powiedziała, nie ja - podkreślił Kim.- Żadnych wypowiedzi.Moje życie jest teraz wystarczająco zakręcone i nie mam ochoty go bardziej komplikować.Żegnam, panno Anderson.Kim przeszedł przez podwójne drzwi wahadłowe prowadzące do sal operacyjnych.Kelly zatrzymała się, co sprawiło Brianowi prawdziwą ulgę.Oboje ledwo łapali oddech.- No cóż, próbowaliśmy - stwierdziła Kelly.- Szkoda, bo tym razem szczerze mu współczuję.Miesiąc temu musiałam czekać prawie tak samo długo z moją córką.* * *Kim wszedł do budynku, w którym mieścił się jego gabinet, tylnym wejściem.Dzięki temu mógł dostać się do swego gabinetu bez konieczności przechodzenia przez poczekalnię.Z trudem wyplątał się z marynarki, a następnie podniósł słuchawkę telefonu i połączył się z Ginger.- Wróciłem - powiedział.Przyciskając słuchawkę ramieniem do ucha, podszedł do szafy w ścianie.Kabel telefoniczny był dostatecznie długi.- W poczekalni masz pełno pacjentów - poinformowała Ginger.- Przez to nagłe wezwanie od Toma jesteś spóźniony o jakieś dwie godziny.- Były jakieś ważne telefony? - zapytał Kim.Zdołał powiesić marynarkę i chwycić krótki, biały lekarski kaftan.- Nic, co nie mogłoby zaczekać.- Tracy dzwoniła?- Nie - rzekła Ginger.- Okay, niech Cheryl poprosi pacjenta do pokoju badań - polecił Kim.Włożył biały kaftan, zebrał długopisy oraz inne przedmioty, które nosił w kieszeniach, i wykręcił numer do Tracy.Czekając na połączenie, zawiesił na szyi słuchawki.Tracy zgłosiła się już po pierwszym sygnale, jakby stała blisko telefonu.- No, jak się czuje pacjentka? - zapytał Kim.Starał się nadać głosowi wesoły ton.- Niewiele się zmieniło - powiedziała Tracy.- Ma temperaturę?- Nie.- A skurcze?- Tak - potwierdziła Tracy.- Ale udało mi się namówić ją na trochę rosołu.Kima świerzbił język, aby powiedzieć, że Ginger próbowała namówić Becky do zjedzenia rosołu w niedzielę, ale się powstrzymał.Zamiast tego stwierdził:- Wygląda na to, że robicie postępy.Założę się, że niebawem Becky poczuje się lepiej.- Mam taką nadzieję.- Nie ma wątpliwości - orzekł Kim.- Nie ma gorączki i liczba białych ciałek krwi jest w normie, więc organizm najwyraźniej uporał się z infekcją.Ale informuj mnie o wszystkim, okay?- Dobrze - odparła Tracy.Po chwili dodała: - Przepraszam, jeśli byłam niemiła wczoraj wieczorem.- Nie musisz przepraszać.- Powiedziałam kilka przykrych słów - mówiła Tracy.- Byłam okropnie zdenerwowana.- Proszę - powiedział Kim.- To ja przeholowałem, nie ty.- Zadzwonię, jeśli coś się zmieni - obiecała Tracy.- Będę albo tutaj, albo w domu.Kim odłożył słuchawkę.Po raz pierwszy w ciągu tego dnia poczuł względne zadowolenie.Wyszedłszy na korytarz, uśmiechnął się do Cheryl i odebrał od niej kartę pierwszego pacjenta.* * *Kiedy przed drzwiami garażu Kim zgasił światła samochodu, ogarnęły go całkowite ciemności.Była dopiero ósma wieczorem, ale równie dobrze mogła być już północ.Księżyc nie świecił, a niebo rozświetlała jedynie słaba łuna na zachodnim horyzoncie, gdzie światła miasta odbijały się od niskiej warstwy chmur.Dom był tak ciemny, że wydawał się skalną bryłą.Kim otworzył drzwi samochodu i zapaliły się wewnętrzne lampki.Dzięki temu mógł zabrać pudełka z chińskim jedzeniem na wynos, które kupił, wracając do domu.Ostatni pacjent wyszedł z gabinetu o dziewiętnastej piętnaście.Trzymając w rękach jedzenie i dokumenty, z którymi miał nadzieję się uporać tego wieczoru, ruszył podjazdem w kierunku frontowych drzwi.Musiał iść po omacku, ścieżką wytyczoną kamieniami.Panował tak głęboki mrok, że trudno było uwierzyć, iż latem o tej porze słońce jeszcze świeciłoby na niebie.Zanim Kim doszedł do drzwi, usłyszał dzwonek telefonu brzęczący natarczywie w ciemności.Nie wiedzieć czemu, poczuł przypływ strachu.Wyciągając klucze, upuścił trzymane papiery.Potem nie mógł znaleźć właściwego klucza, co zmusiło go do położenia pudełek z jedzeniem, żeby uwolnić obie ręce.W końcu otworzył drzwi i wpadł do środka.Zapalił światło w przedpokoju, wbiegł do przypominającego pieczarę, pustego salonu i podniósł słuchawkę.Nagle wystraszył się, że ten, kto dzwoni, rozłączy się, zanim on odbierze telefon.Ale tak się nie stało.Dzwoniła Tracy.- Pogorszyło jej się - rzuciła natychmiast.Było słychać, że jest zrozpaczona i bliska łez.- Co się stało? - zapytał Kim, czując, jak serce bije mu w piersi.- Miała krwotok - krzyknęła Tracy.- Cała łazienka jest we krwi.- Czy jest przytomna? - zapytał szybko Kim.- Tak - odparła Tracy.- Becky jest spokojniejsza niż ja.Teraz leży.- Może chodzić? - spytał Kim.- Nie ma zawrotów głowy?- Tak, może chodzić - potwierdziła Tracy, odzyskując panowanie nad sobą.- Cieszę się, że odebrałeś telefon.Chciałam już dzwonić na pogotowie.- Weź ją do samochodu i jedziemy do szpitala - rzucił.- Pod warunkiem że dasz radę prowadzić.Inaczej zadzwonimy po pogotowie.- Ja pojadę - rzekła Tracy.- Spotkamy się w szpitalu - zakończył Kim i odwiesił słuchawkę.Potem pobiegł do biblioteki i otworzył środkową szufladę biurka.Gorączkowo przerzucał jej zawartość, szukając notatnika z adresami.Gdy go znalazł, otworzył go na literze G i wiodąc palcem wzdłuż kolumny, doszedł do George'a Turnera.Wyjął swój telefon komórkowy, wystukał numer Turnera i czekał na połączenie.Z telefonem przy uchu ruszył z powrotem do samochodu.Przestąpił pudełka z chińszczyzną i rozsypane dokumenty i pozostawił je na wycieraczce.Otwierając drzwi samochodu, usłyszał w aparacie głos pani Turner.Bez wstępnych uprzejmości zapytał, czy może mówić z George'em.Kiedy George Turner podszedł do telefonu, Kim wyjeżdżał już z podjazdu.- Przepraszam, że ci zawracam głowę - odezwał się Kim.- Nie ma sprawy - odparł George.- Co się stało? Mam nadzieję, że nic.- Obawiam się, że tak.To znaczy nie ma żadnego trzęsienia ziemi.Po prostu Becky jest ciągle chora i ma objawy podobne do dezynterii: skurcze, biegunka i krwawienie, ale bez gorączki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]