[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy ochłonąłem i uświadomiłem sobie, po co pani weszła - mówił Bellows - pomyślałem sobie, że zareagowałem idiotycznie, dając nogę.Gdybym zachował choć trochę przytomności umysłu, zostałbym, mimo swojego stroju.a raczej jego braku.W każdym razie pomyślałem sobie, że dziś rano przywiązywałem chyba zbyt dużą wagę do pozorów.Jestem tu drugi rok asystentem, to wszystko.A pani i koledzy jesteście moimi pierwszymi studentami.Tak naprawdę, to zależy mi, żebyście jak najwięcej skorzystali z pobytu w tym szpitalu, a ja, przy okazji, również.No i wreszcie, choć to najmniej ważne, powinniśmy ten czas spędzić przyjemnie.Uśmiechnął się po raz ostatni, skinął lekko głową i zostawił oszołomioną Susan, żeby dowiedzieć się, w której sali ma się odbyć operacja woreczka żółciowego.Czuła się zmieszana, bo nagle jej buntowniczy nastrój okazał się głupi i nie na miejscu.Z jego odruchu samokrytyki, który przypadkiem wywołała, wynikało jasno, że będzie musiała zrewidować niektóre swoje sądy o Marku Bellowsie.Śledziła go wzrokiem, kiedy szedł do informacji, spostrzegając, że w tym obcym dla niej otoczeniu czuje się jak u siebie w domu.Po raz pierwszy trochę jej zaimponował.Pomyślała też, że w gruncie rzeczy jest nawet całkiem przystojny.Koledzy byli już gotowi do wejścia na blok operacyjny.Georg Niles pokazał jej, jak ma włożyć na nogi papierowe botki i wsunąć do środka taśmę przewodzącą.Potem naciągnęła kaptur, a na koniec włożyła maseczkę.Skończywszy się ubierać, minęli biurko administracyjne i przez wahadłowe drzwi weszli na sterylny teren sal operacyjnych.Susan nigdy jeszcze nie była w sali operacyjnej.Wprawdzie obserwowała kilka operacji przez okno z galerii, ale przypominało to oglądanie telewizji.Parawan ze szkła skutecznie izolował od rozgrywającego się w dole dramatu.Obserwator nie był w nim emocjonalnie zaangażowany.Idąc długim korytarzem odczuwała pewne podniecenie i zarazem lęk przed ludzką śmiertelnością.Kiedy mijali salę za salą, widziała grupki ludzi pochylone nad niewidocznymi uśpionymi pacjentami, których delikatne organy wewnętrzne wystawiono na działanie świata zewnętrznego.Korytarzem nadjechało łóżko na kółkach ciągnięte przez pielęgniarkę i popychane przez anestezjologa.Kiedy studenci mijali je, Susan zobaczyła, że anestezjolog najspokojniej w świecie przytrzymuje za brodę pacjenta, który gwałtownie wymiotował.- Podobno w dolinie Waterville jest prawie metr kopnego śniegu - mówił właśnie do pielęgniarki.- Jadę tam w piątek zaraz po pracy - odparła pielęgniarka, kiedy oboje mijali Susan, zdążając do sali operacyjnej.Obraz udręczonej twarzy operowanego przed chwilą pacjenta wrył się we wrażliwą świadomość dziewczyny, tak że mimowolnie zadrżała.Przed salą nr 18 studenci zatrzymali się.- Starajcie się jak najmniej odzywać - powiedział Bellows, zaglądając przez szybę w drzwiach.- Pacjent już śpi.Wielka szkoda, chciałem, żebyście to zobaczyli.No, ale trudno.Podczas przygotowania pacjenta i tak dalej wszyscy będą w ruchu, więc trzymajcie się pod ścianą na prawo.Po rozpoczęciu zabiegu, stańcie półkolem przy stole, żebyście coś zobaczyli.Pytania zachowajcie na później, dobrze?Przyjrzał się każdemu z osobna, nie patrząc na Susan uśmiechnął się i pchnął drzwi.- A, pan profesor, witam - rozległ się tubalny głos potężnie zbudowanego chirurga w sterylnym stroju i rękawicach, który stał w głębi przy zdjęciach rentgenowskich.- Profesor Bellows przyprowadził stadko swoich studentów, żeby sobie popatrzyli, jak pracują najszybsze ręce po tej stronie Stanów - rzekł ze śmiechem i podniósł ręce do góry, odginając w tył dłonie w przesadnym geście, jakby zapożyczonym od filmowych aktorów-chirurgów.- Mam nadzieję, że uprzedziłeś naszą wrażliwą młodzież, że zobaczą za chwilę rzadkie widowisko.- Ten słoń jest przykładem, do czego prowadzi zbyt długa praktyka - wyjaśnił Bellows studentom, wskazując na roześmianą postać przy zdjęciach rentgenowskich i mówiąc na tyle głośno, żeby słyszeli go wszyscy obecni.- To Stuart Johnston, jeden z trzech starszych chirurgów.Będziemy musieli go tu znosić jeszcze tylko przez cztery miesiące.Obiecywał, że będzie grzeczny, ale nie mogę za to ręczyć.- Obrażasz się, Mark, tylko dlatego, że ukradłem ci tego pacjenta - powiedział Johnston, nie przestając się śmiać, po czym, już poważnie, zwrócił się do swoich dwóch asystentów: - A wy przygotujcie go.Grzebiecie się, jakbyście to mieli robić do końca życia.Drapowanie prześcieradeł szło błyskawicznie.Nad głową pacjenta biegła łukiem niewielka metalowa rura, oddzielając anestezjologa od stołu operacyjnego.Kiedy skończono drapowanie, odsłonięty był już tylko mały kawałek skóry prawej górnej części brzucha pacjenta.Johnston przeszedł na prawo, a jeden z asystentów na lewo od stołu.Instrumentariuszka przysunęła się do stolika, uginającego się pod kompletem narzędzi chirurgicznych.Z tyłu tacy leżały w idealnym porządku i w dużej liczbie kleszcze hemostatyczne.W szczęki skalpela włożono nowe, ostre jak brzytwa, ostrze.- Nóż - polecił Johnston.Skalpel plasnął o rękawiczkę i znalazł się w jego prawej ręce.Lewą ręką Johnston odciągnął od siebie skórę pacjenta, żeby wywołać jej napięcie.Studenci zbliżyli się w milczeniu i zaciekawieni z lekkim strachem wytężyli wzrok.Czuli się tak, jakby oglądali egzekucję.Usiłowali przygotować się wewnętrznie na obraz, jaki za chwilę miał zostać przekazany do ich mózgów.Chirurg trzymał skalpel kilka centymetrów nad bladą skórą i spoglądał ponad parawanem na anestezjologa, który wypuszczał właśnie powoli powietrze z mankietu aparatu do mierzenia ciśnienia, obserwując wskaźnik.120/80.Podniósł wzrok na Johnstona i prawie niedostrzegalnym skinieniem głowy uruchomił zawieszoną w powietrzu gilotynę.Skalpel zanurzył się głęboko w tkanki, a potem równym i bezgłośnym cięciem przesunął się w dół pod kątem około 45 stopni.Rana otworzyła się, wyrzucając małe fontanny pulsującej krwi tętniczej, która spryskała jej okolicę, po czym uspokoiła się i przestała płynąć.Tymczasem w mózgu Georege’a Nilesa działy się dziwne rzeczy.Obraz noża zagłębiającego się w skórę pacjenta został natychmiast odtworzony w korze potylicznej.Włókna asocjacyjne przejęły tę informację i przekazały ją do płata ciemieniowego, gdzie nastąpiło skojarzenie.Rozeszło się ono tak prędko i szeroko, że pobudziło fragment podwzgórza powodując rozległe rozszerzenie się naczyń krwionośnych w mięśniach.Krew dosłownie spłynęła z mózgu, żeby je wypełnić, i w ten sposób George Niles stracił przytomność.Padł na wznak jak podcięty.A ponieważ zwiotczała szyja nie podtrzymywała głowy, uderzył nią z głuchym łoskotem o winylową podłogę.Na ten odgłos Johnston obrócił się gwałtownie.Jego zaskoczenie szybko zamieniło się w typowy dla niezrównoważenia chirurgów gniew.- Jak Boga kocham, Bellows, zabierz stąd te dzieciaki do czasu, aż będą mogły wytrzymać widok paru czerwonych krwinek - powiedział i potrząsając głową powrócił do zakładania kleszczy na krwawiące naczynia.Pielęgniarka podsunęła George’owi pod nos ampułkę z amoniakiem, którego ostra woń natychmiast go otrzeźwiła.Bellows nachylił się i obmacał mu kark i tył głowy.Odzyskawszy w pełni przytomność, George usiadł, nie całkiem pewien, gdzie się znajduje.Kiedy zrozumiał, co się stało, bardzo się zakłopotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •