[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Późniejsze osaczenie Kłamców nie powinno nastręczać kłopotów.Przed nastaniem nocy nie dowiedziała się niczego więcej - wyjąwszy fakt, że wrony były nadzwyczaj niespokojne i z każdą chwilą stawały się coraz bardziej nerwowe, coraz trudniejsze do opanowania, coraz bardziej skłonne do atakowania cieni.Nie potrafiły jednaki wyjaśnić natury trapiącej je trwogi, ponieważ same jej nie rozumiały.Wszystko zaczęło się wyjaśniać dopiero, gdy mrok zgęstniał.Medytacje Duszołap przerwali posłańcy, przynosząc wieści o kilku paskudach, które padły ofiarą nagłej choroby.- Pokażcie mi.Nie podjęła żadnych wysiłków zamaskowania swej postaci, gdy szła za swoimi ptakami do najbliższego pierzastego truchła.Podnios­ła je, ostrożnie obracała w urękawicznionych dłoniach.Natychmiast stało się jasne, co zabiło wronę.Bynajmniej nie cho­roba, lecz morderczy cień.Żadne ciało nie wyglądało tak jak to, z któ­rym skończył cień.Ale to przecież było niemożliwe.Dookoła wciąż było zbyt wiele światła.Jej oswojone cienie pozostawały w swych kryjówkach, a nigdzie nie wałęsały się żadne zdziczałe.Poza tym żaden dziki cień nie będzie marnował sił na wronę, skoro okolica obfitowała w ludzką zwierzynę.Usłyszałaby wrzaski Narayana Singha i tej swojej paskudnej siostrzenicy na długo przedtem, nim któ­rakolwiek wrona.Wszelako ptaki zupełnie zamilkły.I żaden z in­nych, o których wiedziała, że zginęły, umierając, nie dobył głosu z gardła.Ocalałe miały natomiast mnóstwo do powiedzenia.Włą­czywszy w to jednoznaczne zupełnie stwierdzenie, że nawet na krok nie oddalą się od jej opiekuńczych skrzydeł.- Jak mam z tym walczyć, skoro nie mam pojęcia, co to jest? Może jednak zechciałybyście dla mnie to zbadać?Wrony nie dawały się ani zastraszyć, ani skusić.Były geniuszami wśród ptaków.Co oznaczało, że dysponowały dostateczną przeni­kliwością, aby stwierdzić, iż każda z zabitych była zupełnie sama, kiedy wpadła w ręce zła.Duszołap sklęła je, potem uspokoiła się i jakoś przekonała naj­odważniejsze ptaki, że w takich okolicznościach muszą, aż do za­padnięcia zmroku, udawać się na zwiady po trzy, cztery.A ona bę­dzie wtedy miała do dyspozycji nietoperze, sowy oraz własne cienie, które przejmą obowiązki wron.Zapanowała ciemność.Jak to słusznie zauważyli Kłamcy, cie­mność zawsze nadchodzi.Wraz z nastaniem nocy rozpętała się milcząca, lecz przeraźliwie okrutna wojna, w której Duszołap stanowiła oko cyklonu.Z początku tylko desperacko broniła się przed nieznanymi napa­stnikami, do czasu aż jej własne cienie nie zdołały sprowadzić po­siłków.Potem, rozrzutnie szafując siłami cieni, przeszła do ofensywy.A kiedy nadszedł świt, ją zaś krwawy bój nieomal zupełnie pozbawił nadprzyrodzonych sprzymierzeńców, poddała się wyczerpaniu, wcze­śniej jednak przynajmniej częściowo poznawszy prawdę.Wrócili.Wróciła Czarna Kompania, prowadząc ze sobą nowe od­działy, nowych sprzymierzeńców, nowe czary.W ich sercach wciąż nie było nawet odrobiny litości.Nie była to Kompania, jaką znała z dawnych lat, jednak obecni jej członkowie byli duchowymi synami zimnokrwistych zabójców z tamtych czasów.Najwyraźniej ginęli tyl­ko żołnierze.Ideały żyły dalej.Ha! Nareszcie chwila ucieczki od nudy władania imperium.Brawura i pełna fanfaronady poza nie stłumiły jednak do końca niewyjaśnionego lęku.Uciekli na równinę.A teraz wrócili.Musiało kryć się w tym coś więcej.Podczas tych wszystkich spokojnych lat trzeba było choć raz przesłuchać cienie żyjące na lśniącym kamieniu.Kiedy jeszcze był czas.Zanim jednak uczyni coś więcej, musi zająć się tym, co zawsze wychodziło jej tak dobrze: przetrwaniem.Znajdowała się w odległości setek mil od najbliższego wsparcia.Oblegały ją istoty, które nie ulegną jej woli czy czarom, i których istnienie była w stanie wykryć, jak się wydawało, tylko dzięki włas­nym cieniom, albo wówczas, gdy bezpośrednio ją zaatakowały.Były równie zapalczywe jak cienie, ale równocześnie jakieś dziwne.Wy­dawały się jeszcze bardziej nie z tego świata niźli jej niewolne duchy i najwyraźniej cechowała je wyższa inteligencja.Każde osobiste zgładzanie jednego z nich wywoływało w jej duszy zarówno niezmierzony smutek, jak i pewność, że walczy tylko z najsłabszymi spośród nich.Nie potrafiła pozbyć się przeczucia, iż nadciągają demony i półbogowie.Czego jednak nie umiała pojąć, to powodów, dla których tak ją to przerażało.Nie było tu nic bardziej śmiercionośnego, groźnego czy dziwacznego niźli w tysiącu niebezpieczeństw, jakim wcześnie stawiała czoło.Nic nawet do pięt nie dorastało czystemu, mrocznemu złu Dominatora u szczytu jego potęgi.Zdarzały jej się, aczkolwiek nieczęsto, chwile, gdy tęskniła za tamtymi czasami mrocznej starożytności.Dominator wziął ją sobie jak jej siostry, z jednej uczynił swą żonę, z drugiej kochankę.Dominator był silnym, twardym, okrutnym mężczyzną.W jego imperium rządziły przemoc i stal.A Duszołap pławiła się w jego przepychu i mrocznej chwale.I nigdy nie potrafiła zapomnieć, że jej rywalka, ostatnia ocalała z sióstr, wszystko zrujnowała.Niech sobie inni obwiniają Białą Różę za śmierć Dominatora.Duszołap znała prawdę.Dominatora nigdy nie spotkałby tak żałosny kres, gdyby ta skamląca dziewica, którą miał za żonę, nie przyłożyła do tego ręki.A któż po ich wskrzeszeniu walczył i konspirował tak zawzięcie, by Dominator pozostał pod ziemią? Jego ukochana żoneczka, oto kto!Wróci z pewnością.Musiała być gdzieś tam, gdziekolwiek Czarna Kompania znalazła kryjówkę.Jeszcze nie dotarła tutaj, ale wkrótce to nastąpi.Pogrzebanie żywcem nie mogło stanowić poważniejszej przeszkody na drodze do nieuchronnego losu - tej nieubłaganej chwi­li, gdy stojąc twarzą w twarz, rozstrzygną dzielące je różnice zdań.Mimo stuleci doświadczenia Duszołap pozostawała jednak ślepa na niektóre rzeczy.Nie rozumiała, że fortuna potrafi być równie ka­pryśna i szalona jak ona sama.Zdolności Duszołap do regeneracji były niezmierzone.Po kilku godzinach odpoczynku, wstała i powędrowała na północ, a krok mia­ła równy i pewny.Dzisiejszej nocy zgromadzi wokół siebie armię własnych cieni.Nigdy więcej nie wystawi się na takie niebezpie­czeństwo, jakie groziło jej zeszłej nocy.Przynajmniej tak samą siebie uspokajała.Późnym popołudniem odzyskała zwykłą pewność siebie, a poje­dyncze jej myśli już wybiegały poza dzisiejszy kryzys ku niepewnym zarysom poddającej się kształtowaniu przyszłości.Duszołap już dawno temu oswoiła się ze świadomością, że roz­maite potworności będą się jej przydarzać, jednak miała zarazem pew­ność, iż ze wszystkiego wyjdzie obronną ręką.33.Khatovar:Pożegnanie- Wygląda na to, że jest czysto - powiedział Łabędź.Murgen i Thai Dei mruknęli potwierdzająco.Skinąłem głową Nyueng Bao.Jego zdanie w tej kwestii liczyło się.Wzrok miał równie bystry jak piętnastolatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •