[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Remigiusz był lisem bardzo mądrym i doświadczonym.Z tego, co usłyszał od Kikusia, wywnioskował bez trudu, że leśniczego spotkała jakaś katastrofa, i chociaż niechętnie wyszedł z domu, to jednak potem nie zwlekał ani chwili.Popędził tak, jakby goniło go całe polowanie.Przybył na miejsce zaledwie w dwie minuty po Kikusiu, zahamował obok Pafnucego, aż z przemokniętego mchu trysnęła woda, i od razu wyciągnął nos, pilnie węsząc.— O, niedobrze — powiedział z troską.— Jest chory.— I dlatego tu śpi? — spytał Pafnucy.Remigiusz popukał się w głowę.— Co za brednie mówisz, Pafnucy, on wcale nie śpi.On jest nieprzytomny.Żaden człowiek nie potrafi spać w lesie w czasie deszczu!— Naprawdę? — zdziwiły się wszystkie dziki, dla których las w czasie deszczu był miejscem zachwycającym i nie wyobrażały sobie, że można by spać gdzie indziej.— Naprawdę — potwierdził stanowczo Remigiusz.— Gwarantuję wam.— To co zrobić? — zatroskał się Pafnucy.— Na co on jest chory? — spytał Eudoksjusz.— Nie wiem jeszcze — odparł Remigiusz.— Spróbuję się zorientować.Zbliżył się do leśniczego i zaczai go obwąchiwać kawałek po kawałku.Pafnucy zbliżył się również i wąchał za Remigiuszem.Za ich przykładem poszły dziki i wszystkie po kolei obwąchiwały leśniczego z największą dokładnością i uwagą.Przytknęli wreszcie nosy do wielkiego konara, pod którym znajdowały się jego nogi.— Tu! — zawyrokował Remigiusz.— Tu wygląda najgorzej i tam jest jego choroba.— Pewnie ta gałąź jest dla niego niedobra — uczynił przypuszczenie jeden z dzików i pozostałe zgodziły się z nim natychmiast.— Gałąź… — mruknął Remigiusz z powątpiewaniem.— Czy tylko gałąź…? No, dobra nie jest z pewnością…— To co zrobić? — powtórzył z uporem Pafnucy.Wszyscy byli tego samego zdania co on i uważali, że coś należy zrobić.Powinni pomóc leśniczemu, bo on pomagał im wielokrotnie.Wielki konar wywierał na niego zdecydowanie szkodliwy wpływ, co do tego nikt nie miał wątpliwości, nie było jednakże wiadomo, jak na to zaradzić.Kuna była tak samo zainteresowana sytuacją, jak pozostałe zwierzęta.Wydało się jej nagle, że siedzi za daleko i jakiś szczegół może ujść jej uwadze.Niewiele myśląc, jednym pięknym susem przeskoczyła z sąsiedniego drzewa wprost na gałąź, która znajdowała się dokładnie nad głową leśniczego.Gałąź ugięła się i gwałtowny deszcz kropel spadł na jego twarz, oblewając ją lepiej niż prysznic.Leśniczy nagle otworzył oczy, jęknął, zamknął je i znów otworzył.Wszyscy na wszelki wypadek odsunęli się trochę, a Kikuś odskoczył o kilka metrów.Leśniczy znów zamknął oczy, bo krople wody ciągle padały mu na twarz, i znów je otworzył.Błędnym wzrokiem popatrzył w górę, potem odrobinę poruszył głową, jęknął jeszcze raz, popatrzył przed siebie i utkwił spojrzenie w konarze.Patrzył przez chwilę i wyglądało to tak, jakby coś sobie przypomniał.Potem odetchnął głęboko i spróbował uczynić ruch, który wszystkie zwierzęta zrozumiały doskonale.Chciał mianowicie wydostać się spod konara.Skutek był taki, że jęknął głośniej, opadł na mokry mech, zamknął oczy i znów stracił przytomność.— No proszę! — powiedział z satysfakcją dzik.— A mówiłem!Pafnucy pokiwał głową.— On też wie, że to mu szkodzi, ta gałąź — rzekł smutnie.— Chce się jej pozbyć.— Gdyby się jej pozbył, od razu byłby zdrowy — przyświadczył Eudoksjusz.— Nie wiem, czy tak od razu — mruknął kąśliwie Remigiusz.— Ale pozbycie się tego z pewnością jest niezbędne.Pafnucy miał dobre serce i było mu bardzo żal leśniczego.Koniecznie chciał uwolnić go od konara, który wyglądał zupełnie zwyczajnie, ale dla człowieka musiał być z tajemniczych powodów szkodliwy i niebezpieczny.— Pomóżmy mu! — zaproponował.— Odsuńmy to jakoś! Remigiusz popatrzył na niego i znów chciał się popukać w głowę, ale coś mu przyszło na myśl, więc tylko się podrapał.Obejrzał się i policzył dziki.— Osiem najsilniejszych! — zarządził.— Wiesz, Pafnucy, może to i niezły pomysł.Ustawcie się tu rzędem, wy tu, a ty tu, i spróbujcie popchnąć wszyscy razem!Dziki spełniły polecenie.Ustawiły się wzdłuż pnia i wepchnęły pod spód ryje i kły.Pafnucy oparł się o pień ramieniem, po czym, na rozkaz Remigiusza, wszyscy razem popchnęli z całej siły.Konar lekko drgnął, a leśniczy jęknął.— Niedobrze — powiedział Remigiusz.— Spróbujcie jeszcze raz.— Zaraz — powiedział Pafnucy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]