[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— No dobrze, ale ten huragan też, można powiedzieć, niezdyscyplinowany.To wieje, to przy robocie siedzi i poważnie ją traktuje.Tę robotę.Wedle tej facetki, sekretarz redakcji tygodnika „Prawo i Życie”, w życiu takiego dziennikarza nie miała, wprost perła, fachowość, rzetelność i tak dalej.I świetnie pisze.Znaczy, pisała, ale ona, ta, jak jej tam, Anna Parlicka, czasu przeszłego nie przyjęła do wiadomości i mówiła w teraźniejszym.Kieliszka wódki w jej ustach nie widziała!Bieżan przez chwilę intensywnie myślał.— Otóż to! — rzekł w zadumie.— Mamy tu wstępne zeznania, zaraz, niech policzę, siedmiu osób, z których ani jedna nie była naocznym świadkiem ekscesów denatki.Wszyscy albo operują plotkami, albo osobiście stwierdzają solidność.Możliwe, że ten ojciec ma rację, ktoś jej robił koło pióra.— A ona się nie ugięła, więc ją kropnął? — ożywił się Robert.— Niewykluczone.Ale teraz pytanie, dlaczego ją kropnął.Czego się spodziewał po tej akcji plotkarskiej i co mu nie wyszło?— Zaraz, a brat.? Że to nie ona.?— Więcej żywił dla siostry uczuć niż okazywał i teraz nie chce uwierzyć.To lekarz, chirurg, już miałem telefon, prosił, nie on, recepcjonistka czy pielęgniarka w szpitalu, żeby przełożyć na jutro, bo ma z wypadków cztery operacje pod rząd i dwie zaplanowane.Błaga, żeby nie rodzice, tylko on, boi się o matkę.— Może być chyba jutro, nie? Zwłoki nie uciekną?— Nawet wolę jutro.Zdążą jej zrobić kosmetykę.Czekaj, zastanawiam się, kogo łapać.Przyjaciółkę!Przyjaciółka została złapana w miejscu pracy, oprowadzała właśnie po Starym Mieście wycieczkę cudzoziemców, bo ukończywszy historię, zatrudniała się teraz jako przewodnik po zabytkach.Zastępstwa przewidzianego nie miała, dziko zdenerwowana, umówiła się, że skróci peregrynacje historyczne i pozbędzie się wycieczki, po czym, po godzinie z drobnymi groszami, wyrwała się z tłumu i wsiadła do samochodu Bieżana.Czekali na nią obaj z Górskim na Podwalu pod Kilińskim.— Baśka.? — spytała w przerażeniu.— Ależ to niemożliwe! Ja nie chcę! Ja się nie zgadzam!!!Zważywszy, iż z miejsca dostała jakiegoś okropnego szoku, została odwieziona do pogotowia, gdzie zabroniono rozmawiać z nią co najmniej przez najbliższe cztery godziny.Śledztwo ruszało Bieżanowi jak po grudzie.Wymyślił następną redakcję, „Poradnik prawny”, licząc na to, że współpracownicy żadnych szoków nie doznają, najwyżej się zdenerwują, ale to było do opanowania.Dowiedział się tam tego samego, co od Anny Parlickiej.Że Barbara Borkowska to znakomity fachowiec w dziedzinie prawa, jednostka odpowiedzialna, punktualna, solidna, żadnych spóźnień z jej strony, żadnej nawalanki, owszem, jakieś plotki krążyły na temat jej alkoholizmu, ale w pracy to nie przeszkadzało, więc kogo obchodzi, czy ona się upija, czy nie.W pijanym widzie żadnego artykułu nie napisała, a jeśli nawet, miał on sens i nikt upojenia nie zauważył.Jeśli wszyscy alkoholicy mieliby tak pisać, proszę uprzejmie, chętnie zatrudnią alkoholików.Nie podrywała nikogo, nie sypiała z kolegami po fachu, nie wymyślała nikomu rynsztokowymi słowami, aczkolwiek, ogólnie biorąc, leksykon miała niezły.Każdemu dziennikarzowi znajomość języka ojczystego jest nader przydatna.— Może jestem głupi, ale nadal widzę w tym dziki melanż — rzekł Robert Górski z rozpaczliwą determinacją.— I może jestem jeszcze głupszy niż jestem, ale bez rozplatania tej gmatwaniny charakterologicznej nie widzę szansy na znalezienie motywu.— Wcale nie jesteś taki głupi, jak ci się wydaje — pocieszył go Bieżan w lekkim roztargnieniu.— Mam bardzo podobne poglądy.Człowiek żyje w domu, pokaż mi twoje mieszkanie, a powiem ci, kim jesteś.Wejdziemy w tę kołomyję od podstaw, ta przyjaciółka, jak jej tam, Agata Młyniak, może poczekać.Bardziej przyjdzie do siebie.Bierzemy ludzi i jedziemy do niej.I tak uczynili.***Po tygodniu nieobecności wróciłam do domu.Musiałam odpocząć, musiałam na nowo nabrać wigoru i przystosować się do życia.Już trzeciego dnia urlopu zregenerowałam się i pozostałe cztery poświęciłam nabieraniu zapasu sił.Po czym przyjechałam dość późnym popołudniem, o zachodzie słońca, kiedy ledwo zaczynało się ściemniać.Zupełnie zwyczajnie wywlokłam torbę z samochodu, wjechałam na trzecie piętro i wetknęłam klucz do zamka.Tego dolnego, pod klamką, bo zawsze w ten sposób otwierałam mieszkanie, zamknięte na dłużej.Klucz nie chciał się przekręcić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]