[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niżej, na polanie, zobaczył płonącą watrę.Wokół niej sie­dzieli górale.Ruszył ku nim.Krok miał jeszcze niepewny, chwiejny.Szedł więc wolno, ostrożnie omijając łachy zlodowaciałego śniegu.Zatrzymał się przy starym smreku.Oparł się plecami o chropowaty pień.W zadumie słuchał piosenki.Śpiewali ją na dwa głosy.Pierwszy głos niósł się jak muzyka rwą­cego potoku; drugi smętnie, okrągło jak poszum wiatru.Płynie woda, płynie skroś łęgi spokojna.Płace matka, syna zabrała jej wojna.Przymknął oczy.Zdawało mu się, że ta pio­senka przepływa przez niego jak ożywczy prąd.Nutę znał doskonale, ale słów nigdy nie słyszał.Pomyślał, że pewnie ułożył ją któryś z tych gó­ralskich chłopców od Dunajca, od Bustryka, Bańskiej czy Maruszyny, jak dawniej układali ich ojcowie, dziadowie, pradziadowie.Ta skalista ziemia plennie rodziła artystów.Wystarczyło dać chłopcu kozik do ręki, żeby z kawałka lipowego drewna wystrugać małe arcydzieło.Wystarczyło dać mężczyźnie siekierę, by z pnia jodły wycio­sał cudownie piękną, symetrycznie doskonałą płazę.Ocknął się z zadumy, bo nagle piosenka nabrała rytmu wojennego marsza.Wzieni karabiny, wzieni rąbanice.Pośli w góry hyrni na te dujawice."Pośli w góry hyrni." - powtórzył w myśli.Poczuł się nagle mocniejszy.Sam przecież był jednym z nich, z tych, co pierwsi poszli przez dujawice, kurniawy, przez góry skute lodami i śniegiem na nieznane szlaki, a potem bili się, gi­nęli - na kurierskich trasach, we francuskich Vogezach, na piaskach Libii i Egiptu, nad zamglo­nym Londynem, na bezkresnych oceanach.Oni.synowie tej skalistej ziemi.Do ogniska ktoś dorzucił suchych gałęzi.Pło­mienie zakołysały się nad stosem, posypały się iskry.A oni dalej śpiewali:Płynie woda bystra, na wantach się pieni.Nie płac matuś, nie płac, syćko się odmieni.- Syćko się odmieni - usłyszał za sobą zna­jomy głos.Obejrzał się.Zobaczył zbliżającego się Opielę.Opięła podał mu paczkę papierosów.- Zakurzysz?- Nie, dziękuję.Słyszysz, jak śpiewają?- Ej, ty góralu - uśmiechnął się Opiela.- Jak się czujesz?- Lepiej, panie poruczniku - zażartował.- To dobrze.I co chcesz robić?- Muszę iść do Rabki.- Człowieku, przecie nie masz tych pieniędzy.- To nic.Muszę im dać znać o sobie.Powie­dzieć, co się stało.- A potem? - Opięła przyjrzał mu się uważnie.- Potem? - odparł Bukowy w zamyśleniu.- Potem wrócę do was.Warszawa, marzec 1973 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •