[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ale dzięki mimo wszystko.Opiekuj się nią dobrze, co? Robię to dla ciebie, Azzie  powiedziała Ylith z czułością w głosie. Naprawdę to doceniam  zapewnił ją demon głosem świadczącym, iż jestdokładnie na odwrót. Lecę do prowadzić do porządku Królewicza i wracam.Spotkamy się pózniej, okay?Ylith potrząsnęła głową, podczas gdy jej demon odlatywał w błysku efektow-nych ogni sztucznych.Dlaczego zawsze zakochuje się w demonach? A jeżeli już,to dlaczego właśnie w Azziem? Nie wiedziała.Drogi przeznaczenia są niezbada-ne, trzeba to w końcu wyraznie powiedzieć.ROZDZIAA 3Mam nadzieję, że z nim nie będzie żadnych problemów  powiedział Azzie. Smocze oczy masz pod ręką, Frike? Tak, panie  odparł garbus.Otworzył woreczek z impregnowanej, wodoodpornej irchy, w którym gałkioczne Skandera moczyły się w roztworze boskiej krwi, słonej wody i octu.Frikewyjął oczy, pamiętając przede wszystkim o uprzednim wytarciu rąk o kitel ro-boczy, ubierany przezeń w tych dniach dla zwiększenia reżimu higieny  do tejpory traktowanej po macoszemu, podczas gdy nagle wydała się ważna w zaistnia-łej sytuacji. Cudowne, sam przyznasz?  zapytał Azzie, wkładając je w oczodoły Kró-lewicza i aplikując ichor w ich kąciki.Istotnie, były to niezwykle piękne oczy, w kolorze dymnego topazu, z głębo-kim blaskiem igrającym w ich wnętrzu. Martwią mnie one  powiedział Frike. Oczy smoka widzą na wskrośkażdy fałsz. To jest właśnie to, czego potrzeba naszemu bohaterowi. Ale czy on nie dojrzy nieprawdziwości tego wszystkiego?  zapytał Frike,wyciągniętym ramieniem wskazując całe otoczenie: pałac, Azziego i siebie.97  Nie, mój dobry Frike u  odparł Azzie. Smocze oczy nie mogą przej-rzeć kłamliwości sytuacji, w jakiej same się znajdują.Dostrzegą zdzbło w okublizniego, lecz nie zauważą belki u siebie.Nasz Królewicz nie da się, co prawda,łatwo sprowadzić na manowce, ale nie będzie także ani dostatecznie mądry, anidalekowzroczny, by odkryć prawdę o sobie i swojej sytuacji. O, drgnął  zauważył Frike.Azzie przedsięwziął stosowne środki ostrożności, przybierając postać miłegowujaszka. Dalej, dalej, chłopaczku  powiedział, głaszcząc złote loki młodzieńca. Gdzie ja jestem?  zapytał Królewicz. Byłoby lepiej, gdybyś raczej spytał, kim jesteś  stwierdził Azzie. Po-tem powinieneś chcieć wiedzieć, kim ja jestem.Pytanie  gdzie znajduje się natrzecim miejscu na liście ważnych życiowych kwestii. W porządku.Zatem kim jestem? Jesteś szlachetnym księciem, którego imię zostało zapomniane, a który zna-ny jest jako Zaczarowany Królewicz, inaczej Czaruś. Zaklęty Królewicz  zadumał się młody zmartwychwstaniec. Podej-rzewam, że znaczy to, iż mam w sobie błękitną krew, czyż nie? Tak, sądzę, że tak  odparł Azzie. A ja jestem twoim wujem Azziem.Królewicz zaakceptował to z wystarczającą gotowością. Cześć, wuju Azzie.Nie pamiętam cię, co prawda, ale skoro twierdzisz, iżjesteś moim wujem, to wspaniale  nie mam nic przeciwko temu.Teraz, kiedywiem już to wszystko, mogę spytać, gdzie jestem? Oczywiście  zgodził się  wuj Azzie. W Augsburgu. To miło  odparł Królewicz z wahaniem. Mam wrażenie, że zawszechciałem zobaczyć to miasto. Nawet powinieneś to zrobić  powiedział Azzie, uśmiechając się do siebiena myśl o tym, jaką uległą i podatną perswazji kreaturę udało mu się stworzyć.Zdążysz się dobrze przyjrzeć miastu podczas czekających cię przygotowań, a po-tem znowu, kiedy będziesz opuszczał jego mury, wyruszając na poszukiwania. Poszukiwania, wuju? Tak, chłopcze.Przed tym niefortunnym wypadkiem, który spowodowałutratę przez ciebie pamięci, byłeś bardzo sławnym wojownikiem. Co mi się przytrafiło?Walczyłeś dzielnie przeciwko chmarze wrogów i uśmierciłeś wielu z nich jesteś znakomitym szermierzem, musisz wiedzieć  ale jeden z tych tchórzli-wych łotrów zaszedł cię od tyłu i grzmotnął w łeb pałaszem, kiedy się tego zupeł-nie nie spodziewałeś. Takie zachowanie wydaje mi się mocno nie w porządku. Ludzie często zachowują się nie fair  stwierdził filozoficznie Azzie.Jesteś zbyt niewinny, by o tym wiedzieć.Zresztą, nieważne.Twoje czyste serce98 i wzniosłość ducha zdobędą ci najlepszą opinię, gdziekolwiek się znajdziesz. To miłe, co mówisz  rzekł Królewicz. Chcę, by ludzie byli wysokiegoo mnie mniemania. Tak będzie, mój chłopcze, kiedy okryjesz się chwałą, dokonując wielkiegodzieła, któremu jesteś przeznaczony. O jaki to czyn chodzi, wuju? O pokonanie rozmaitych niebezpieczeństw oddzielających cię od Scarlet,Drzemiącej Królewny. Jakiej Królewny? O czym ty w ogóle mówisz? Opowiadam ci o wielkim czynie, który rozsławi twe imię na cały świat,dając ci jednocześnie szczęście przechodzące ludzką miarę. Brzmi niezle, wuju.Mów dalej.Nadmieniłeś coś chyba o Zpiącej Królew-nie? Drzemiącej, nie Zpiącej.Choć w praktyce sprowadza się to do tego sa-mego.Mój chłopcze, jest zapisane, iż tylko pocałunek twoich warg zdolny jestwyrwać ją ze szponów ciążącego na niej zaklęcia.A kiedy obudzi się i cię ujrzy,wtedy zakocha się w tobie do szaleństwa.Ty także zapałasz do niej uczuciem i wszyscy będą bardzo szczęśliwi. Czy ona jest ładna, ta królewna?  zainteresował się młodzieniec. Lepiej w to uwierz  poradził mu Azzie. Obudzisz ją pocałunkiem,a ona otworzy oczy i spojrzy na ciebie.Ramionami miękko otoczy twój karki podniesie swą twarz ku tobie; ty zaś poznasz rozkosz tego gatunku, jaki nieczęstodany jest śmiertelnikom. Ale będzie radocha, co?  zapytał Królewicz. Czy właśnie to miałeś namyśli, wuju? To zbyt słabe określenie, by oddać cały ogrom przyjemności, jakich do-znasz. Brzmi to wspaniale! Królewicz wstał i przeszedł na próbę kilka kroków dookoła pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •