[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To które miało być skoordynowane z twoim.Cel się ukrywa, więc ta nowa robota będzie poza miastem.Zadzwoń do mnie, jak będziesz wolny.- Potrwa parę godzin, zanim tam dojadę i podzielę wszystko na odpo­wiednio małe kawałki, żeby nakarmić aligatory.Prowler zadrżał na tę myśl, odłożył słuchawkę i powiedział:- Cholera!Dwie minuty później Prowler miał zadzwonić do swojego klienta i prze­kazać mu złe wieści z Kolorado, kiedy telefon zadzwonił znowu.Tym razem był to Marvin z Waszyngtonu.Prowler nie zgadł, kto dzwoni.- Właśnie miałem telefon od mojego człowieka - powiedział Marvin.-Połowa personelu oszalała.Między centralą a terenem, zwłaszcza Kolorado, krążą e-maile.Zdaje się, że nie mogą jej znaleźć.- Jak to: nie mogą jej znaleźć?- Służba Marszali zgubiła ją.Zeszłej nocy czmychnęła i ukryła się gdzieś.Według mojego informatora złamano zasady bezpieczeństwa, ktoś z WITSEC dowiedział się, gdzie ona mieszka, i to ją wystraszyło.Uciekła.Sprawdzają autobusy i nic, dupa.Mówi, że rzucili wszystkie swoje siły, żeby ją wy­tropić.- Są pewni, że znikła, a nie.zginęła?- Nie, nie są pewni.To też rozważają.Ale jak na razie brak dowodów.- Zadzwoń, jak ją znajdą.Zwłaszcza jeśli znajdą ciało.- Natychmiast.Prowler?- Tak?- Mówiłem, że mój człowiek jest dobry.Prowler chrząknął i rozłączył się, nie odpowiadając.Prowler opuścił mikrofon w zestawie słuchawkowym, wcisnął numer pagera swojego klienta, zostawił hasło oznaczające krytyczną sytuację i za­czął czekać.Dostał odpowiedź po osiemdziesięciu ośmiu sekundach.- Prowler.- Co się dzieje?- Dzwoni pan z telefonu stacjonarnego czy z komórki?- Z budki.- Mój człowiek w Kolorado to już historia.Status celu jest nieznany.Istnieje niewielka szansa, że robotę odwalił za nas ktoś inny.Co bardziej praw­dopodobne, uciekła tym, którzy ją chronili.- A co z Florydą?- Zadania wykonano.- Cholera.Wszystko miało być precyzyjnie zsynchronizowane.Nie wie­rzę, żeś spartaczył robotę.- Słucham?- Masz wiadomości o jej miejscu pobytu?Prowler zastanawiał się, czyjego rozmówca sili się na sarkazm.- Pracujemy nad tym.Wiemy, co wie Służba Marszali.Szukają jej w ca­łym kraju.Jeśli znajdą ją żywą, natychmiast przystąpimy do działania.W prze­ciwnym razie nie będziemy się musieli już o nic martwić.- Przystąpicie do działania? Jeśli pierwsi ją znajdą, nie pozwolą jej wyściubić nosa przez wiele tygodni.Może miesięcy, Prowler.Umieszczą ją i dzie­ciaka w jakiejś kryjówce z całodobową opieką nianiek ze Służby Marszali.Musisz ją znaleźć pierwszy, nie drugi.Kiedy się dowie, co się stało z jej zna­jomymi, skojarzy fakty i dopiero zacznie śpiewać.Prowler wiedział, że jego rozmówca ma absolutną rację, ale za nic nie chciał mu jej przyznać.Zachował milczenie.Klient ciągnął dalej.- Wiesz, że nie dotrzymałeś naszej umowy.Zgranie w czasie, jak ma­wiają prawnicy, miało pierwszorzędne znaczenie.- Grozi mi pan, że mi nie zapłaci?- Wręcz przeciwnie.Gdy tylko skończymy tę rozmowę, uiszczam drugą ratę.Chcę tylko, żebyś na nią zarobił.Zostaw mi wiadomość na pagerze, jeśli będziesz miał coś nowego.Prowler organicznie nie znosił, kiedy wydawano mu rozkazy.Czuł, jak napinają mu się ścięgna na szyi.- Zanim pan odłoży słuchawkę, jest jeszcze coś, co mogłoby pana zain­teresować.- No, co takiego?- Człowiek, który prawdopodobnie zabił mojego wysłannika w Kolora­do.Zdaje się, że wie o panu.- Co?- Zadzwonił do mnie z informacją o fiasku misji w Boulder.A przy oka­zji, może być pan pewien, że do Kolorado posłałem kogoś solidnego.Wycią­gnięcie od niego mojego numeru telefonu wymagało silnej perswazji, zapew­niam pana.W każdym razie ten człowiek kazał mi pozdrowić „Mickeya”.Nie podał nazwiska.Ale wspomniał jeszcze coś o pańskich dzieciach.Naj­wyraźniej znał szczegóły dotyczące ich życia.Ma pan podobno syna w Du­ke? Studiuje elektrotechnikę czy coś takiego? Ten gość zasugerował, że po­winien być pan z niego dumny.Mężczyzna roześmiał się nerwowo.- Ty to wymyślasz, Prowler?- Au contraire.Mam całą rozmowę na dyskietce.Chce jej pan sam po­słuchać?- Kto to był? Ktoś ze Służby Marszali?- Wątpię.Ale jeszcze może pan żałować, że Służba Marszali nie jest pańskim głównym problemem.- Dlaczego? O czym ty mówisz?- Nie ukrywam, że nie znam tożsamości tego faceta.Ale wyglądał mi na kogoś z branży.- Z branży? Czyli co? Gangster?- Tak, mafioso, jak Robert De Niro.- Ale co ona ma wspólnego z mafią? W tym nie ma żadnego sensu.- Też tak myślę.Jest przecież prokuratorem.- Właśnie, jest cholernym prokuratorem.- Bez sensu.- Mafioso ostrzega mnie? W co wyście mnie wpakowali? Co ty za fu­szerkę odstawiasz, Prowler? Jak bardzo przecieka ten twój statek?- Nie przecieka.I właśnie to powinno pana martwić.Pańskie imię nie jest nigdzie zapisane w moich aktach.Nigdzie.Ani na jednej kartce papieru.Ani na jednym pliku komputerowym.Właściwie nawet nie znam pańskiego nazwiska.Ludzie w terenie nigdy nie znają tożsamości klienta, więc nie mogą jej wyjawić, nawet jeśli są schwytani i.torturowani.Co, tak przy okazji, chyba przytrafiło się mojemu człowiekowi.- Co chcesz przez to powiedzieć?- Że chyba spełniają się pańskie najgorsze obawy.Ten gość, który do mnie zadzwonił, przedstawił się jako znajomy naszej przyjaciółki w Kolorado.A to znaczy, że ona wie to samo, co on.Podała mu pańskie imię.A to zna­czy? Skoro on wie, kim pan jest, to prawdopodobnie ona też to wie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •