[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uciekajcie, wy wstrętne stwory, uciekajcie! - krzyknęła wysokim, piskliwym, przerażonym głosem i pomachała ręką przed oczami.Większość muszek i moskitów podfrunęła i sformowała chmurę nad jej głową.Uczucie mrowienia ustąpiło, ale skóra nadal strasznie swędziała.Pszczół na szczęście w pobliżu nie było, mimo to została solidnie pocięta.Pocięta we śnie przez wszystko, co akurat na nią trafiło i miało apetyt.Trishę swędziało dosłownie całe ciało i bardzo chciało jej się siusiu.Wypełzła spod pnia drzewa, oddychając ciężko i krzywiąc się.Po upadku ze zbocza zesztywniało jej całe ciało, zwłaszcza kark i lewy bark, a lewe ramię i nogę - spała na lewym boku - miała całkiem zdrętwiałe.“Bezwładne jak kłoda” - powiedziałaby zapewne jej matka.Dorośli, a przynajmniej dorośli z jej rodziny, znali powiedzenia na każdą okazję: “bezwładny jak kłoda”, “szczęśliwy jak zając w kapuście”, “ruchliwy jak jaszczurka”, “czarny jak Murzyn w piwnicy”, “martwy jak.”Nie, tego porównania nie miała zamiaru sobie przypominać, a przynajmniej nie teraz.Trisha próbowała wstać, nie udało się jej, więc wypełzła na polankę, zataczając się lekko.Czucie powoli wracało w postaci niemiłego mrowienia, przypominającego bolesne nakłuwanie igłą.- a niech to licho weźmie - wyszeptała ochrypłe, głównie po to, by usłyszeć swój głos.- Czarne to wszystko jak Murzyn w piwnicy.Zatrzymała się przy strumyku, rozejrzała i musiała przyznać, że wokół wcale nie jest ciemno.Polankę oświetlał jasny, chłodny blask księżyca, wystarczająco mocny, by dostrzegła za sobą swój wyraźny cień, a na powierzchni wody srebrne iskierki.Na niebie widziała lekko zniekształcony krąg niczym srebrny głaz, za jasny niemal, by na niego patrzeć.Tej nocy księżyc przyćmił światło niemal wszystkich gwiazd, z wyjątkiem tych najjaśniejszych.Coś w nim, być może sama konieczność obserwowania go z takiej pozycji, sprawiło, że Trisha w pełni poczuła ciężar samotności.Wiara, że zostanie ocalona przez sam fakt, iż Gordon wykluczył trzech zawodników w końcówce dziewiątej rundy, znikła, jakby jej nigdy nie było; w końcu równie dobrze można przecież wierzyć w pukanie w niemalowane drewno, rzucanie soli przez ramię, można czynić znak krzyża świętego przed zajęciem miejsca w batterboksie, jak to ma w zwyczaju Nomar Garciaparra.Tylko że tu nie było kamer, nie było powtórek, nie było wiwatujących kibiców.Zimne piękno księżyca sugerowało, że Niesłyszalne jest jednak bardziej prawdopodobne, ten bóg niewiedzący, że kimkolwiek - lub czymkolwiek - jest, jest bogiem, nieinteresujący się małymi, zagubionymi w lesie dziewczynkami, w gruncie rzeczy nieinteresujący się niczym, nieprzytomny, zapatrzony w siebie bóg, którego twarz przypomina chmurę muszek, a oko piękny, pusty księżyc.Trisha pochyliła się nad strumykiem, spryskała wodą obolałą twarz, dostrzegła swe odbicie i jęknęła.Użądlenie na lewej kości policzkowej jeszcze bardziej spuchło (być może podrapała je lub uraziła we śnie), przebiło warstwę zaschniętego błota niczym wulkan, wznoszący się ponad skamieniałą lawę swego poprzedniego wybuchu, sprawiło, że jej oko straciło swój naturalny kształt, wyglądało okropnie i niesamowicie; takie oczy widywało się czasem na ulicy, głównie u ludzi upośledzonych umysłowo; człowiek odwracał od nich zawsze wzrok.Reszta nie wyglądała wcale lepiej, może nawet gorzej, w miejscach użądlonych przez osy Trisha była strasznie spuchnięta, tam zaś, gdzie ucztowały moskity, po prostu spuchnięta.Woda przy brzegu, względnie spokojna, ukazała Trishy, że przynajmniej jeden moskit nie uciekł.Siedział w kąciku jej prawego oka, zbyt obżarty, by choćby wyciągnąć ssawkę ze skóry.Przez głowę dziewczynki przeleciało inne powiedzenie dorosłych: “Nażarł się do ogłupienia”.Uderzyła go i moskit po prostu wybuchł.Własna krew spłynęła Trishy do oka, wilgotna i szczypiąca.Dziewczynce udało się nie krzyknąć, ale przez zaciśnięte wargi wydarło się pełne obrzydzenia stęknięcie.Trisha z niedowierzaniem popatrzyła na zaplamione krwią palce - ileż tego zmieściło się w jednym moskicie! Trzeba było dopiero zobaczyć, żeby uwierzyć!Zanurzyła w wodzie złożone dłonie i obmyła nimi twarz.Nie napiła się, bo pamiętała skądś, że od wody z leśnych strumieni można zachorować, ale dla gorącej, spuchniętej skóry twarzy okazała się ona błogosławieństwem, jak dotknięcie zimnego jedwabiu.Zaczerpnęła więcej wody, obmyła nią kark, zanurzyła w niej ramiona aż do łokci.Następnie zaczęła smarować się błotem i tym razem nałożyła je nie tylko na użądlenia, lecz na twarz i kark - od wycięcia podkoszulka z napisem “36 Gordon” aż po krawędź włosów.Przypomniała sobie odcinek “I Love Lucy”, który oglądała kiedyś w “Nick at Nite”, Lucy i Ethel siedziały w gabinecie kosmetycznym, obie z tymi dziwnymi maseczkami kosmetycznymi a la 1958 rok na twarzach, Desi weszła, spojrzała najpierw na jedną, potem na drugą, i spytała: “Ja ssstrasznie przepraszam, ale która z was jest Żydówką?” Podłożono pod to taki wybuch śmiechu, jakby widzowie zwariowali z radości.Prawdopodobnie teraz Trisha bardzo je przypominała, ale nic to jej w tej chwili nie obchodziło.Nie było tu widzów, nie było efektów śmiechu, a ona nie zniosłaby już kolejnego ukąszenia.Gdyby jakiś moskit ją teraz ugryzł, chybaby zwariowała.Nacierała się błotem przez dobre pięć minut, na końcu zaś delikatnie nałożyła jego warstwę na powieki.Pochyliła się nad strumieniem, by sprawdzić, jak wygląda.We względnie nieruchomej wodzie zobaczyła dziewiętnastowieczny obraz białej, grającej Murzynkę w świetle księżyca.Twarz miała ciemnoszarą niczym waza właśnie wykopana przez archeologów, a nad tą twarzą wznosiła się kępka sztywnych od brudu włosów.Oczy były białe, zapłakane i przerażone.Wcale nie wyglądała śmiesznie, jak Lucy i Ethel w gabinecie kosmetycznym.Przypominała raczej dobrze zmumifikowane zwłoki, czy jak to tam nazywają dorośli.Przemawiając do swego odbicia w wodzie, powiedziała:- Mały czarny Sambo powiedział: “I proszę, tygrysie, nie podrzyj mi mojego nowego ubranka”.Lecz to także jej nie rozśmieszyło.Posmarowała błotem opuchnięte, obolałe ramiona i właśnie miała zanurzyć je w wodzie, kiedy uświadomiła sobie, że postępuje głupio.Te cholerne wściekłe muszki po prostu znowu ją tam pogryzą.Nogi i ramiona wróciły już prawie do stanu używalności, zdołała nawet ukucnąć i zrobić siusiu, nie przewracając się.Udało się jej także wstać i przejść kilka kroków, choć krzywiła się z bólu za każdym razem, kiedy musiała obrócić głowę choć odrobinę w prawo lub w lewo.Prawdopodobnie naciągnęła sobie mięśnie, dokładnie tak jak biedna pani Chetwynd, ich sąsiadka z tej samej ulicy, której jeden starszy pan wjechał w bagażnik, kiedy czekała na skrzyżowaniu na zmianę świateł.Temu starszemu panu nic się nie stało, ale biedna pani Chetwynd nosiła gorset przez sześć tygodni.Może i jej założą gorset, kiedy ją wreszcie znajdą? Może zabiorą ją do szpitala helikopterem z czerwonym krzyżem na kadłubie, jak w serialu “MASH”, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]