[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale spróbuj się tylko poskarżyć i wykurzyć tego faceta z rancza, to rozpowiemy wszystkim dookoła, jak było, i zrobisz z siebie pośmiewisko.- Nie powiem - przyrzekł Curley.Starał się nie patrzeć na Lenniego.Na zewnątrz rozległ się turkot dwukółki.Slim pomógł Curleyowi wstać.- No chodź, Carlson zawiezie cię do doktora.- Wyprowadził Curleya z baraku.Gdy tylko ucichł skrzyp kół, Slim wrócił.Spojrzał na Lenniego, który wciąż kulił się, zalękniony, pod ścianą.- Pokaż no te swoje łapy - powiedział.Lennie wyciągnął ręce przed siebie.- Chryste, nie chciałbym ci się za żadne skarby narazić - pokręcił głową Slim.- Lennie się po prostu wystraszył - wtrącił George.- Nie wiedział, co robić.Mówiłem ci, że nie wolno z nim zaczynać.Chociaż nie, mówiłem to chyba Candy'emu.Candy z powagą skinął głową.- Święta prawda - rzekł.- Nie dalej jak dziś rano, jak Curley pierwszy raz naskoczył na twojego kumpla, powiedziałeś: “Niech on lepiej nie denerwuje Lenniego, dla swojego własnego dobra".Tak właśnie powiedziałeś.- To nie twoja wina - zwrócił się George do Lenniego.- Nie musisz się już bać.Zrobiłeś tylko to, co ci kazałem.Idź teraz lepiej do umywalni i obmyj twarz.Wyglądasz jak potępieniec.Lennie uśmiechnął się opuchniętymi ustami.- Nie chciałem kłopotów - powiedział.Ruszył w stronę drzwi, ale w progu odwrócił się do George'a.- George?- Czego chcesz?- Będę mógł doglądać królików?- Jasne.Nie zrobiłeś nic złego.- Nie chciałem nikomu zrobić krzywdy, George.- No dobra, idź już, do cholery, i umyj tę gębę.4Crooks, czarny stajenny, miał swoje legowisko w składzie z uprzężą, niewielkiej szopie przylegającej do stodoły.Po jednej stronie ciasnego pomieszczenia znajdowało się małe kwadratowe okno z czterema szybkami, po drugiej - wąskie, zbite z desek drzwi prowadzące do stodoły.Sypiał Crooks w skrzyni napełnionej słomą, którą przykrywał derkami.Na wbitych obok okna kołkach wisiały uszkodzone, przeznaczone do naprawy części uprzęży i pasy nowej skóry, a pod oknem stał mały warsztat z rymarskimi narzędziami - zakrzywionymi nożami, szydłami, szpulami dratwy i małą ręczną nitownicą.Na kołkach wisiały też różne detale uprzęży, rozdarte chomąto z wyłażącym włosiem, złamany orczyk i obszyty skórą łańcuch.Także i Crooks miał nad pryczą swoją półkę ze skrzynki po jabłkach, a na niej zestaw buteleczek z lekami - dla siebie i dla koni - puszki ze smarem i przeciekającą blaszankę z dziegciem, z której sterczał pędzel.Na podłodze poniewierały się osobiste drobiazgi Crooksa.Mieszkał sam, mógł więc wszystko tak zostawiać, a że jako stajenny i kaleka był już na tym jednym ranczu dłużej od innych, zgromadził więcej rupieci, niż potrafiłby unieść na grzbiecie.Był zatem posiadaczem kilku par butów, pary gumiaków, wielkiego budzika i strzelby jednorurki.Miał też książki - podarty słownik i rozlatujący się egzemplarz kalifornijskiego kodeksu cywilnego z 1905 roku - a na oddzielnej półce nad pryczą trzymał stertę zaczytanych czasopism i kilka innych, zatłuszczonych książek.Na wbitym w ścianę gwoździu wisiały duże okulary w złotych oprawkach.Izdebka była zamieciona i czysta, Crooks należał bowiem do ludzi dumnych, wręcz wyniosłych.Zachowywał dystans i wymagał tego samego od innych.Skrzywiony kręgosłup sprawiał, że chodził zgięty w pół.Osadzone głęboko oczy robiły wrażenie, jakby płonęły intensywnie.Jego wychudła twarz poorana była zmarszczkami, odbijały od niej jaśniejszą kreską wargi - cienkie, zacięte, jak gdyby naznaczone cierpieniem.Był sobotni wieczór.Przez otwarte drzwi prowadzące do stodoły dochodziły szmery i szelesty, stukot końskich kopyt, chrzęst mielonego w zębach siana, pobrzękiwanie łańcuchów przy kantarach.Mała żarówka rzucała nikłe, żółtawe światło na ściany izdebki stajennego.Crooks siedział na swym posłaniu, z koszulą wyciągniętą z tyłu ze spodni.W jednej ręce trzymał buteleczkę z jakimś płynem, drugą nacierał sobie grzbiet.Raz po raz wylewał parę kropel smarowidła na różową dłoń, sięgał pod koszulę i nacierał znowu.Napinał mięśnie na plecach i lekko dygotał.W otwartych drzwiach pojawił się bezszelestnie Lennie.Masywna sylwetka niemal wypełniała ich prostokąt.Crooks nie zauważył go od razu, ale kiedy podniósł wzrok, zesztywniał cały i na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.Wyjął rękę spod koszuli.Lennie uśmiechał się bezradnie, starając się okazać, że ma przyjazne zamiary.- Nie wolno ci wchodzić do mojej izby.To jest moja izba.Nikt oprócz mnie nie ma prawa tu wchodzić.Lennie przełknął ślinę, a jego uśmiech stał się jeszcze bardziej przymilny.- Ja nic nie robię - tłumaczył.- Przyszedłem tylko popatrzeć na mojego szczeniaka.I zobaczyłem u ciebie światło.- Mam prawo mieć światło.Wynoś się z mojej izby.Mnie nie chcą w waszym baraku, a ja nie chcę ciebie w mojej izbie.- Dlaczego cię nie chcą? - zapytał Lennie.- Bo jestem czarny.Grają w karty, ale ja nie mogę grać z nimi, bo jestem czarny.Mówią, że śmierdzę.A ja ci powiem, że dla mnie to wy wszyscy śmierdzicie.Lennie zamachał bezradnie swymi wielkimi rękami.- Wszyscy poszli do miasta - powiedział.- Slim i George, i wszyscy.George kazał mi zostać i powiedział, żebym czegoś nie zbroił.I zobaczyłem u ciebie światło.- No dobrze, czego chcesz?- Niczego.Zobaczyłem u ciebie światło.Pomyślałem, że mógłbym wejść i posiedzieć.Crooks zmierzył go wzrokiem, sięgnął za siebie, zdjął z gwoździa okulary i założywszy druciane pałąki za różowe uszy, przyjrzał mu się jeszcze raz.- Nie wiem, co ty właściwie robisz w stodole - powiedział gderliwie.- Nie jesteś woźnicą.Zwykły parobek nie ma w stodole nic do roboty.Nie jesteś woźnicą.Nie masz nic wspólnego z końmi.- Szczeniak - powtórzył Lennie.- Przyszedłem popatrzeć na mojego szczeniaka.- No to idź i patrz na swojego szczeniaka, a nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą.Uśmiech zniknął z twarzy Lenniego.Postąpił krok naprzód, ale opamiętał się i cofnął do drzwi.- Popatrzyłem sobie trochę na nie.Slim powiedział, żebym ich za dużo nie głaskał.- No bo wyciągałeś je wciąż z legowiska.Dziwię się, że stara nie przeniosła ich gdzie indziej.- Och, ona wcale nie ma nic naprzeciwko.Pozwala mi je głaskać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •