[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co?- Myślę, że twoja siostra nie żyje.Zesztywniał.- Dlaczego tak sądzisz?- Wiesz, w jaki sposób znalazłam Sol, prawda? Przy zwłokach matki.To była piękna kobieta, miała czarne, kręcone włosy i ciemne oczy.A kiedy usłyszałyśmy, Sol i ja, płacz niemowlęcia w lesie, dziewczynka pociągnęła mnie tam, cały czas wołając „Nadda”.Pomyślałam od razu, że musiała mieć braciszka lub siostrzyczkę o podobnym imieniu.Dziecko z pewnością umarło na zarazę.- Leonarda? Dobry Boże! - szepnął Tengel.- Chyba masz rację, Silje.Widziałem znaki na twarzy Sol, podobieństwo do Ludzi Lodu, ale nigdy nie pomyślałem.Nie dokończył.Wydawało się, że to zbyt wiele jak na jeden raz, nawet dla niego.A miało być jeszcze więcej.- O, Tengelu - jęknęła Silje zrozpaczona.- Obawiam się, że.że Sol ma w sobie tę złą moc! Jej dziwne humory, okropne nieposłuszeństwo.Często zachowuje się zupełnie niezrozumiale.Czasami nachodzi ją niezwykły nastrój.Milczy wtedy, zupełnie nieobecna duchem.- Tak! - wykrzyknął.- Tak, to są pierwsze oznaki.O, mój Boże! Biedne dziecko! A więc Sol to moja siostrzenica, Angelika? Nie mogę w to uwierzyć! Moja siostra nie żyje! To wszystko jest niezwykle bolesne.W pancerzu wrogości, jakim się otoczył, zaczęły się pojawiać szczeliny.Silje czekała, aż przyjdzie do siebie po tragicznych wiadomościach, które spadły na niego tak nagle.Najchętniej podeszłaby do niego i objęła ramieniem, okazując mu swe współczucie.To jednak nie było teraz wskazane, tyle przynajmniej rozumiała.Musiała w spokoju znieść widok jego cierpienia.Oczy Tengela pociemniały.- Gdybym był wystarczająco twardy, zabiłbym ją teraz, zanim będzie dość duża, by zrozumieć.Jest w niej smocze nasienie, które wlał w nas zły Tengel.Smocze nasienie!Jego twarz była w tej chwili bardziej nieludzka niż kiedykolwiek przedtem, jednocześnie oczy wypełniał taki żal i cierpienie, jakiego Silje nigdy jeszcze nie widziała.- Nie, nie wolno wam odbierać jej życia! - krzyknęła przerażona.- Nie, oczywiście, że nie.Ale moje serce krwawi z rozpaczy na samą myśl o jej przyszłości.Nie masz pojęcia, jakim koszmarem jest życie z takim dziedzictwem! Niektórzy z moich przodków chełpili się, byli z niego dumni, stali się złymi czarownikami i wiedźmami.Mówi się, że właśnie oni są tymi wybranymi, którzy potrafią więcej, niż widział do tej pory świat.Ale ja nienawidzę tych zdolności! - Zniżył głos, - Dotrzymam mego przyrzeczenia, nigdy nie dotknę kobiety.Moje nasienie nie będzie zasiane: Nawet jeśli Sol poprowadzi dalej ten opętany ród.Możemy się tylko modlić do miłościwego Boga, by nie była taka jak jej przodkowie, którzy zostali sługami Złego.Ja przez cały czas staram się tego uniknąć.Wyprostował się nagle, jakby wsłuchiwał się w siebie.- Co się stało?- Pamiętasz tę chwilę, gdy wszedłem do waszej izby, gdy chciałem ratować Sol od zarazy?- Tak.Pamiętam, że zawahaliście się przez moment, panie.Powiedzieliście „ale.” i przerwaliście w pół zdania.- Właśnie.Wiesz, miałem wtedy dziwne uczucie, że nie powinienem jej ratować.A więc to dlatego.Jest jedną z dotkniętych.Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale coś podpowiadało mi, że nie powinna zostać przy życiu.Cóż, nic już nie poradzę, że ona istnieje.Ja w każdym razie nigdy nie będę z kobietą.Silje siedziała cicho, powstrzymując łzy.Jak zawsze zauważył, że jest smutna.Zirytował się.Właściwie odkąd przyszła, był mniej lub bardziej zirytowany.Znów wstał.- Nigdy nie było mi trudno unikać kobiet - parsknął.- Dopóki.Woda wrze.Nie od razu pojęła, że mówi o dwóch różnych rzeczach.Teraz dopiero spostrzegła, że w kociołku pojawiły się bąbelki wrzątku.Woda gotowała się już jakiś czas.Wstała i otworzyła kuferek z jedzeniem, a on wyjął naczynia.Dumna była, mogąc wystawić dobre jedzenie.Cieszyła się też, że śledzi jej ruchy.Jakie to wspaniałe, że choć w ten sposób może się odwdzięczyć za wszystko, co dla niej zrobił!Nagle poczuła, że znów coś wytrąciło go z równowagi.Spojrzała pytająco.- Powinienem był jechać już dawno temu - rzekł gniewnie i rzucił na stół drewniane łyżki.- Nie pojmuję, dlaczego jeszcze nie wyruszyłem.- Cieszę się, że z tym zwlekaliście, panie - powiedziała Silje.- Świadomość tego, że jesteście, dawała mi poczucie bezpieczeństwa.Trzymaliście nade mną i dziećmi chroniącą dłoń.Nie jesteście źli, panie.- Ach tak, więc znów mówisz do mnie „panie” - mruknął.- Wybacz, zapomniałam.- Mówisz, że nie jestem zły.Wszyscy jednak się mnie boją.- Czy to niedobrze, jeśli jest się szanowanym? - Próbowała się śmiać, lecz śmiech uwiązł jej w gardle.- Oni myślą, że jestem trzystuletnim duchem, Silje! A ja jestem zwykłym, żywym człowiekiem, tak samo łaknącym uczucia jak inni.Jedyną różnicą jest tylko pewien dar, o który wcale nie prosiłem.W jej oczach odnalazł tyle zrozumienia, że musiał odwrócić wzrok.- A to wszystko, co wiesz o ziołach, tego się chyba nauczyłeś? - zapytała.- Taką wiedzę Ludzie Lodu wysysają z mlekiem matki, którego ja, prawdę mówiąc, nigdy nie skosztowałem.Jakże mogą wierzyć, że jestem duchem! Niemal cieszę się, że swymi narodzinami spowodowałem jej śmierć.Dzięki temu przynajmniej uniknęła oglądania potwora, którego wydała na świat.- Tengelu! - błagała go, nieszczęśliwa.Milczał.- Jak widzisz, jest jeszcze jeden powód, Silje.- Podszedł do narożnej szafy i odwrócił się do niej plecami.- Jeszcze jeden powód, dla którego muszę żyć sam.Zauważyłaś moje ramiona, prawda?- Tak - odparła cicho.- Czy to był wypadek?- Nie.Taki się już urodziłem.To właśnie moje ramiona zabiły matkę.Wykrwawiła się.- Och - jęknęła Silje ze szczerym współczuciem w głosie.- Tak.I nie chcę, żeby to samo przytrafiło się.innej kobiecie - zakończył szybko.- Sądzisz, że to może być dziedziczne?- Tego nigdy nie można przewidzieć.Podszedł do stołu i skończył nakrywanie.Stół prezentował się całkiem odświętnie.- Nasza Wigilia - uśmiechnęła się Silje ze ściśniętym gardłem.Usiedli naprzeciw siebie przy grubo ciosanym stole, na którym czas wyrył swoje ślady.Tengel, który nadal omijał ją wzrokiem, nalał gorzałki Benedykta.Zawahała się.- Nigdy nie piję tak mocnych trunków.Nie wiem, jak na to zareaguję.- Są święta, Silje.A mnie nie musisz się obawiać, wiesz o tym dobrze.- Wiem.Ale nie myślałam o tobie.Chodziło mi o mnie sa.- Umilkła przerażona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]