[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SiedziaÅ‚ za swoim ozdobnym biurkiem i bawiÅ‚ siÄ™ nożemdo papieru w ksztaÅ‚cie kosy. Wolne popoÅ‚udnie powtórzyÅ‚ Mort.Pokój wydaÅ‚ mu siÄ™ nagle duszÄ…co ogromny, a on sam staÅ‚ nieprzyjemnie odsÅ‚oniÄ™typoÅ›rodku dywanu wielkoÅ›ci pola uprawnego.ALE DLACZEGO? Zmierć nie mógÅ‚ zrozumieć.PRZECIE%7Å‚ NIE NA POGRZEBBABCI, dodaÅ‚.WIEDZIAABYM COZ O TYM. ChciaÅ‚bym po prostu.no wie pan.wyjść gdzieÅ›, spotkać siÄ™ z ludzmi. MortpróbowaÅ‚ wytrzymać nieruchome spojrzenie.CODZIENNIE SPOTYKASZ SI Z LUDyMI, zaprotestowaÅ‚ Zmierć. No tak, ale.Ale nie na dÅ‚ugo.MiÅ‚o by byÅ‚o spotkać siÄ™ z kimÅ› o przewidywanejdÅ‚ugoÅ›ci życia wiÄ™kszej niż parÄ™ minut.ProszÄ™ pana dorzuciÅ‚.Zmierć zabÄ™bniÅ‚ palcami o blat, co brzmiaÅ‚o jak stepowanie myszy, i jeszcze przezkilka sekund spoglÄ…daÅ‚ na Morta w skupieniu.ZauważyÅ‚, że chÅ‚opiec jest mniej kancia-sty, niż to pamiÄ™taÅ‚, stoi prosto, a w dodatku wie, co to znaczy przewidywana dÅ‚ugośćżycia.To przez tÄ™ bibliotekÄ™.NO DOBRZE, zgodziÅ‚ siÄ™ niechÄ™tnie.WYDAJE MI SI JEDNAK, %7Å‚E WSZYST-KO, CZEGO CI TRZEBA, MASZ TUTAJ, NA MIEJSCU.SAU%7Å‚BA NIE JEST CI%7Å‚KA,PRAWDA?36 Nie, proszÄ™ pana.MASZ OBFITE POSIAKI, CIEPAE AÓ%7Å‚KO, CZAS NA WYPOCZYNEK I TOWA-RZYSTWO OSÓB W TWOIM WIEKU. Przepraszam?MOJA CÓRKA, wyjaÅ›niÅ‚ Zmierć.POZNAAEZ J, JAK SDZ. Ach.Tak, proszÄ™ pana.RzeczywiÅ›cie.PO BLI%7Å‚SZYM POZNANIU ZDRADZA BARDZO DOBRY CHARAKTER. Jestem tego pewien, proszÄ™ pana.A MIMO TO PROSISZ.Zmierć wymówiÅ‚ te sÅ‚owa z wyraznym niesmakiem:O WOLNE POPOAUDNIE? Tak, proszÄ™ pana.Jeżeli siÄ™ pan zgodzi.NO DOBRZE.NIECH TAK BDZIE.MASZ CZAS DO ZACHODU SAOCCA.Zmierć otworzyÅ‚ wielkÄ… ksiÄ™gÄ™, chwyciÅ‚ pióro i zaczÄ…Å‚ pisać.Od czasu do czasu prze-rzucaÅ‚ koraliki liczydÅ‚a.Po minucie podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™.WCI%7Å‚ TU JESTEZ, zauważyÅ‚.MARNUJESZ WAASNY CZAS, dodaÅ‚ kwaÅ›no. Ehem. zaczÄ…Å‚ Mort. ProszÄ™ pana, czy ludzie bÄ™dÄ… mnie widzieli?MYZL, %7Å‚E TAK.JESTEM PEWIEN.CZY JESZCZE W CZYMZ MÓGABYM CI PO-MÓC, ZANIM WYRUSZYSZ NA TO.SZALECSTWO? Tak, proszÄ™ pana, mam jeszcze jeden problem.Nie wiem, jak siÄ™ dostać do Å›mier-telnego Å›wiata.ProszÄ™ pana.Zmierć westchnÄ…Å‚ ciężko i otworzyÅ‚ szufladÄ™ biurka.PO PROSTU IDy TAM.Mort smÄ™tnie pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… i ruszyÅ‚ w dÅ‚ugÄ… drogÄ™ do drzwi gabinetu.Kiedy chwy-taÅ‚ za klamkÄ™, Zmierć chrzÄ…knÄ…Å‚.CHAOPCZE! zawoÅ‚aÅ‚ i rzuciÅ‚ coÅ›.Mort zÅ‚apaÅ‚ to odruchowo.Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™ skrzypiÄ…c.Zciana zniknęła.Gruby dywan pod stopami zmieniÅ‚ siÄ™ w zabÅ‚ocone kocie Å‚by.JasneÅ›wiatÅ‚o dnia zalaÅ‚o go niczym strumieÅ„ rtÄ™ci. Mort oznajmiÅ‚ Mort, zwracajÄ…c siÄ™ do wszechÅ›wiata jako caÅ‚oÅ›ci. Co? zapytaÅ‚ straganiarz.Mort rozejrzaÅ‚ siÄ™.StaÅ‚ na placu targowym, peÅ‚nym ludzi i zwierzÄ…t.Sprzedawano tuwszystko, od szpilek po obietnice zbawienia (to ostatnie oferowaÅ‚o kilku wÄ™drownychproroków).Niemożliwe byÅ‚o prowadzenie rozmowy ciszej niż krzykiem.Mort stuknÄ…Å‚ straganiarza w plecy. Widzi mnie pan? spytaÅ‚.Straganiarz przyjrzaÅ‚ mu siÄ™ krytycznie. Chyba tak mruknÄ…Å‚. Albo kogoÅ› bardzo podobnego do ciebie.37 DziÄ™kujÄ™. Mort odetchnÄ…Å‚ z bezmiernÄ… ulgÄ…. Nie ma o czym mówić.Codziennie widzÄ™ masÄ™ ludzi.CaÅ‚kiem za darmo.Chceszkupić sznurówki? Raczej nie.Co to za miejsce? Nie wiesz?Kilku ludzi przy sÄ…siednim straganie przyglÄ…daÅ‚o siÄ™ Mortowi z zadumÄ….UmysÅ‚chÅ‚opca przeskoczyÅ‚ na wyższy bieg. Mój mistrz wiele podróżuje wyjaÅ›niÅ‚ zgodnie z prawdÄ…. PrzyjechaliÅ›mynocÄ…, a ja spaÅ‚em na wozie.A teraz mam wolne popoÅ‚udnie. Aha. Straganiarz pochyliÅ‚ siÄ™ z tajemniczÄ… minÄ…. ChciaÅ‚byÅ› siÄ™ zabawić, co?MógÅ‚bym ci czegoÅ› poszukać. Bardzo bym siÄ™ ucieszyÅ‚ wiedzÄ…c, gdzie jestem wyznaÅ‚ Mort.Mężczyzna byÅ‚ zaskoczony. To Ankh-Morpork oznajmiÅ‚. Każdy by zauważyÅ‚.I wywÄ…chaÅ‚.Mort pociÄ…gnÄ…Å‚ nosem.RzeczywiÅ›cie, w powietrzu nad miastem byÅ‚o coÅ› niezwy-kÅ‚ego.CzÅ‚owiek miaÅ‚ wrażenie, że ta atmosfera wiele już przeżyÅ‚a.Przy każdym odde-chu uÅ›wiadamiaÅ‚ sobie na nowo, że otacza go mnóstwo ludzi i prawie każdy z nich madwie pachy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]