[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ta droga kryje w sobie nowe nadzieje?Rolth zatrzymał się i patrzył na niego.- Jesteś szczęśliwy?Dopiero wtedy Kartr uświadomił sobie, że pogwizduje.- Myślałem o tej szosie, żeby nią ruszyć.- Tak, ona rzeczywiście daje do myślenia.Ale czy naprawdę to by coś dało? Czy naprawdę wierzysz, że spotkamy tu człowieka, czy choćby jego odległego krewniaka?- Nie mam pojęcia.- I to jest właściwa odpowiedź na moje pytanie - Rolth poprawił plecak.- Jeśli czegoś nie wiemy, powinniśmy to zbadać.Potrzeba sprawdzenia tego, co kryje się za najbliższymi wzgórzami zrobiła z nas zwiadowców.Jesteśmy genetycznie zaprogramowani do takich badań.Szczerze mówiąc, bardziej podobałaby mi się taka daleka ekspedycja od tego taszczenia sprzętu z miejsca na miejsce, bez większego ładu i składu.Potrzebowali dwóch dni, żeby dotrzeć do obozu założonego przez Fylha i Jaksana.Znaleźli tam jednak szałasy z gałęzi, ogniska odpędzające wieczorny chłód i pieczeń doskonale regenerującą nadwątlone marszem siły.Skalna półka na brzegu rzeki tworzyła idealne lądowisko dla szalupy.Za nią złożono stos przewiezionego ze statku sprzętu.Jaksan sam znalazł jakieś dziko rosnące zboża, właśnie dojrzałe oraz kwaskowe owoce drzew porastających skraj lasu.Człowiek na pewno może wyżywić się na tej planecie.Kartr zastanawiał się nad możliwą sekwencją pór roku, czy różniły się znacznie od siebie, jednak nic nie mógł wymyślić.Pory roku nie miały najmniejszego znaczenia, kiedy byli jedynie gośćmi w danym świecie, teraz ich sytuacja była diametralnie inna.Muszą się jeszcze wiele nauczyć i to na własnej skórze.Wyciągnął się przy ognisku starając się uporządkować w myślach najbliższe zadania.Tak bardzo się na tym skupił, że podskoczył, kiedy Rolth dotknął jego ramienia.Nocny świat był domeną Roltha, który w ciemnościach ożywiał się, podobnie zresztą, jak zwierzyna obserwująca z bezpiecznej odległości niezwykłych przybyszów.- Chodź! - ponaglenie wyszeptane w tym jednym słowie zelektryzowało Kartra.Zerwał się na równe nogi i rozejrzał po obozowisku.Pozostali spali w swoich śpiworach, bądź skutecznie udawali głęboki sen.- Co…? - nie dokończył pytania czując na ramieniu ostrzegawczy uścisk Roltha.Bez słowa dał się wciągnąć w krąg ciemności.Szli coraz bardziej stromym zboczem.Las rzedł i po chwili stanęli na otwartym terenie rozświetlonym księżycowym blaskiem.Na wierzchołku wzgórza Faltharianin odwrócił sierżanta w kierunku północnym.- Poczekaj - powiedział ochrypłym głosem.- Obserwuj niebo!Kartr usiłował przeniknąć czarną kurtynę nocy.Powietrze było przejrzyste, niebo upstrzone gwiazdami układającymi się w bardziej lub mniej znane konfiguracje.Przypomniał sobie różne słońca i miliardy światów, jakie ogrzewały.Nagle horyzont przecięła żółtobiała smuga światła, sięgająca niebios z jednego punktu na ziemi.Jej ruch trwał trzy sekundy.Kartr zaczął liczyć.Po sześćdziesięciu sekundach pojawiła się ponownie, znów poruszając się z lewej strony w prawo.Latarnia!- Od jak dawna?- Zobaczyłem ją z godzinę temu.Jest bardzo regularna.- To musi być latarnia, boja świetlna.Komu wysyła sygnały? Kto nią steruje?- Czy naprawdę ktoś musi nią sterować? - spytał Rolth w zadumie.- Pamiętasz Tantor?Tantor - zamknięte miasto.Jego mieszkańcy padli ofiarą jakiejś potwornej epidemii dwa wieki temu.Tak, dobrze pamiętał Tantor.Zdarzyło mu się przelecieć raz przed olbrzymią plastykową kopułą wiecznego więzienia, które miało chronić galaktykę przed rozprzestrzenieniem się zarazy.Wtedy na własne oczy widział stare urządzenia pracujące jakby nic się nie stało, utrzymujące przy życiu miasto, gdzie nie było i nigdy już nie miało być żywej duszy.Tantor również miał latarnie, które nie przestawały wysyłać rozpaczliwych wezwań o pomoc, jeszcze na długo po tym, jak ręka, która je uruchomiła obróciła się w proch.Za tymi wzgórzami mógł być kolejny Tantor i to mogłoby wyjaśnić zagadkę tego przyjemnego, lecz opuszczonego świata.- Przyprowadź tu Jaksana - powiedział w końcu Kartr.- Tylko nie budź pozostałych.Rolth zniknął w mroku.Sierżant stał samotnie wpatrując się w promień światła omiatający niebo w niezmiennej sekwencji czasu.Ciekawe, czy ktoś dba o urządzenie, które go wysyła? Czy to sygnał wzywający pomocy, na którą jest już za późno? A może wskazówka dla statku, który miał przybyć z kosmosu, lecz nigdy się nie zjawił?Usłyszał kamyk poruszony niecierpliwą stopą.Nadchodził oficer patrolu.- Co jest? - spytał po chwili Jaksan.Kartr nawet się nie odwrócił.- Popatrz na północ.Widzisz?Promień zatoczył łuk nad horyzontem.Kartr usłyszał westchnienie podobne do szlochu.- To na pewno jakiś sygnał - ciągnął sierżant.- Moim zdaniem wysyłany automatycznie.- Z jakiegoś miasta! - dodał Jaksan w podnieceniu.- Albo też z lądowiska.Tyle, że… pamiętasz Tantor?Milczenie wystarczyło za całą odpowiedź.- Co proponujesz? - minęła długa chwila, zanim oficer zadał to pytanie.- Chodzi mi o ten proces, o którym rozmawiałeś z Dalgre’em - czy naprawdę można wykorzystać energię pocisków do napędu szalupy? Musimy trzymać zapas na wypadek zagrożenia.- Możemy spróbować.Raz już to ktoś zrobił, a Dalgre czytał raport.Przypuśćmy, że nam się uda - co wtedy?- Wezmę szalupę i to zbadam.- Sam?Kartr wzruszył ramionami.- Wezmę najwyżej jednego zwiadowcę.Jeżeli to jakiś wymarły pomnik, kolejny Tantor, nie będziemy mogli zbadać go zbyt dokładnie.Im mniej nas będzie się narażało, tym lepiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •