[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wszystko, co było do wyrzucenia, zostało wyrzucone — zameldowała po wojskowemu.— A co tam słychać w wielkim świecie?Zatoczył dłonią krąg nad pulpitem.— Mamy moc.Mamy paliwo.Dokąd chcesz lecieć?— A co jest najbliżej? Ile trwa „jeden mały skoczek”? — Wzruszyła ramionami.— „Pilotowanie dla cymbałów”.Val Con pochylił się nad sterami i prędko przesunął ręką po niewielkiej półce, umieszczonej pod konsoletą.Potem ześliznął się z fotela, żeby zajrzeć pod pulpit.— Co się stało? — spytała Miri.— Locja.— Przysiadł na piętach i spojrzał na nią.— Miri.Jak wyrzucałaś wszystko do śmietnika, nie natrafiłaś gdzieś na książkę, mniej więcej tej wielkości.— złociste dłonie nakreśliły kształt w powietrzu — prawdopodobnie oprawioną w skórę, pełną cienkich metalowych kartek? Powinna być w tym pomieszczeniu.Pokręciła głową.— Gdybym widziała coś takiego, na pewno bym ci pokazała.Zerwał się na równe nogi i szybko obszedł całą sterówkę, zaglądając pod wszystkie półki i siedziska.Miri wstała i pomacała siedzenie fotela, żeby sprawdzić, czy ktoś nie schował czegoś pod poduszką.Potem sprawdziła fotel pierwszego pilota.Nic.Odwróciła się, żeby to powiedzieć, i zamarła.Val Con stał pośrodku kabiny, patrząc w ekran.Jego twarz była zupełnie bez wyrazu.— Ta.locja jest potrzebna? — zapytała Miri.Podeszła do Liadena i czułym ruchem położyła mu dłoń na ramieniu.Spojrzał na nią.— Bez niej, nie ma mowy o udanym skoku.Locja zawiera dane nawigacyjne.Przez moment zastanawiała się nad znaczeniem tego, co powiedział.— Myślisz, że to robota Borga?— Owszem — odparł ponuro.— A nie możemy lecieć w ciemno? — spytała.— Zdać się na łut szczęścia?Pokręcił głową.— Mogę ustawić główne współrzędne, potrzebne do wejścia w nadprzestrzeń.Sęk w tym, że po drugiej stronie możemy znaleźć się w samym środku gwiazdy, w jądrze jakiejś planety, w pasie asteroidów, w kajucie innego statku.Zakryła mu usta dłonią.— Już rozumiem.— Zamknęła oczy i próbowała spokojnie pomyśleć.Cienkie metalowe kartki? Gdzieś już widziała coś podobnego.Wprawdzie nie książkę, ale.— A to? — Szybko otworzyła sakwę, przejrzała rzeczy zmarłego i wyjęła prostokątną płytkę.Val Con wziął ją do ręki i spojrzał pytająco na dziewczynę.— Miał to w kieszeni.Ten.zabity — wyjaśniła.— Pomyślałam sobie, że może ktoś zechce się dowiedzieć, co tu zaszło.— Aha.— Pokiwał głową.— Zadzwonimy do jego rodziny.— Popatrzył na metalową płytkę.— Ciekawe, po co to nosił przy sobie?— Przyda się? — zapytała Miri.Val Con podszedł do sterów.— Zobaczymy, co na to komputer pokładowy.Wsunął płytkę w czytnik na konsolecie, przerzucił dwa wyłączniki i stuknął palcem w jakiś klawisz.Zamigotały lampki i na monitorze pojawiły się jakieś linie.Miri zajęła miejsce obok Val Cona.— Student? — zamruczał bardziej do siebie niż do niej, nie odrywając oczu od ekranu.— Albo przemytnik? — Pokręcił głową, kiedy liczby i kreski przerwały swój rozedrgany taniec, a płytka niemal do połowy wysunęła się ze szczeliny czytnika.— I co? — spytała Miri, z trudem panując nad zniecierpliwieniem.Val Con odwrócił się w jej stronę.— Mamy w naszym zasięgu planetę — powiedział bardzo powoli.— Co prawda na tym zapisie znalazłem ich aż cztery, ale znam tylko jedną.Niestety jest za daleko.Nazywa się Pelaun.Jest niezamieszkana, lecz dobrze sprawdzona przez techników.Zbudowano na niej przekaźnik.Miri westchnęła cicho.— A pozostałe? Na przykład ta najbliższa?Podświadomie czuła, że zna odpowiedź.— Nic o niej nie wiem — powiedział Val Con.— Znam Pelaun, bo prowadziłem zwiad w tamtym układzie.— Najgorsze, co może się zdarzyć, to że utkniemy na jakimś świecie, który uważa za swój największy wyczyn łączność transkontynentalną.Uśmiechnął się nieznacznie.— A to nie najlepszy wynalazek — powiedział łagodnie.— Przekaz samego głosu, bez obrazu.Do tego fatalny odbiór.Miri wybałuszyła na niego oczy.Nie żartował.Nieco speszona, zerknęła na główny ekran — i zamarła.Przez moment nie mogła wydusić z siebie słowa.— Val Con? — wystękała wreszcie przez zaciśnięte gardło.— Słucham?— Jest jeszcze gorzej — powiedziała.— Statek Yxtrangów właśnie wyszedł z nadprzestrzeni.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTYPilot Yxtrangów z niedowierzaniem patrzył na odczyty.Powiększył obraz i jeszcze raz przejrzał wszystkie dane.Po grzbiecie przebiegł mu zimny dreszcz.— Pilot prosi o pozwolenie zabrania głosu, panie kapitanie.— Zezwalam — warknął Khaliiz.— Statek, schwytany przez nas podczas poprzedniego przejścia leci teraz małą mocą, panie kapitanie.Dwie żywe istoty na pokładzie.— Przyjąłem raport.Czekać na rozkazy.Drugi!— Tak, panie kapitanie.— Wcześniej słyszałem, że tam nikogo nie ma.Znajdź kłamcę i natychmiast przyprowadź go do mnie.Drugi oficer zasalutował służbiście.— Tak jest, panie kapitanie! — Odwrócił się i wymaszerował z mostku.Khaliiz popatrzył w ekran.Był wściekły, że część łupu przecieka mu przez palce.— Za nimi! — rozkazał.* * *Val Con zaklął cicho, odwrócił się do sterów i wepchnął płytkę z powrotem do czytnika.Zaczął ustawiać współrzędne, szybkość, moc i tak dalej.W tej chwili lecieli na małym ciągu, zużywając mniej więcej ćwierć mocy.Statek Yxtrangów wyraźnie przyspieszał, szykując się do przechwycenia.— Może wreszcie ruszymy? — zabrzmiał cichutki głosik po lewej stronie.Odwrócił głowę.Miri siedziała sztywno w fotelu drugiego pilota, wpatrzona w ekran i groźnie rosnącą sylwetkę wrogiego statku.Twarz miała białą jak mleko; widać było jej wszystkie piegi.— Trzeba poczekać, aż nabierzemy odpowiedniej mocy i komputer przeliczy wszystkie ustawienia — odparł najspokojniej, jak tylko potrafił.— Odlecimy za parę minut.— Za parę minut już nas będą mieli.— Zagryzła usta i zmusiła się, żeby na chwilę oderwać wzrok od ekranu.— Val Con.Boję się Yxtrangów.On sam czuł napięcie w mięśniach twarzy, więc wolał się nie uśmiechać.— Ja też się ich boję — przyznał półgłosem.Zerknął na pulpit, potem na ekran.— Zapnij pasy.— Co chcesz zrobić?Przyjrzała mu się z uwagą.Jej policzki z wolna odzyskiwały normalną barwę, ale wciąż poruszała się sztywno niczym kukła.— Znam pewną fajną terrańską zabawę — zamruczał Val Con, wciąż patrząc to na przyrządy, to na ekran, i szybko dociągając pasy.— Nazywają ją zabawą „w pisklę”.Zapnij się, cha’trez.Niemal automatycznie spełniła jego prośbę.Mocno przywarła plecami do oparcia i odwróciła głowę, żeby wciąż go widzieć.Val Con stuknął palcem w klawisz.— Widzę was, Chrakec Yxtrang.Pozwólcie nam odlecieć.Kiepskie z nas trofeum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]