[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy z nich ćpaÅ‚, ile wlezie, ale nie potrafiÅ‚ docenić zalet wy-Å›mienitego trunku. Z przyjemnoÅ›ciÄ…. UÅ›miech na twarzy Bena wyraznie rozszerzyÅ‚. Wy-pijÄ™.Nawet dwa lub trzy.Zmiech Billa zahuczaÅ‚ we wnÄ™trzu domu. W takim razie równy gość z pana.Chodzmy.W wyrazie twarzy dwóch kobiet zaszÅ‚a wyrazna zmiana.CzoÅ‚o Ann NortonzmarszczyÅ‚o siÄ™, podczas gdy Susan wygÅ‚adziÅ‚o, zupeÅ‚nie jaka niepokój i roz-drażnienie przeszÅ‚y z jednej na drugÄ… za pomocÄ… jakiegoÅ› nowego telepatycznegosposobu.Ben podążyÅ‚ za Billem na werandÄ™.W rogu na niskim stoliku staÅ‚o metalowewiadro z lodem, wypeÅ‚nione po brzegi puszkami Pabsta.Bill wyjÄ…Å‚ jednÄ… i rzuciÅ‚Benowi, który zÅ‚apaÅ‚ jÄ… delikatnie, żeby zbytnio wstrzÄ…snąć. Bardzo tu miÅ‚o powiedziaÅ‚, spoglÄ…dajÄ…c na wzniesiony z równych, czer-wonych cegieÅ‚ murek, poroÅ›niÄ™ty zielonymi pnÄ…czami.Nad jego rozgrzanÄ… po-wierzchniÄ… leciutko drżaÅ‚o powietrze. Sam go zbudowaÅ‚em poinformowaÅ‚ goÅ›cia Bili wiÄ™c musi być w po-rzÄ…dku.Ben pociÄ…gnÄ…Å‚ spory Å‚yk piwa i beknÄ…Å‚, zyskujÄ…c kolejny plus. Susie bardzo pana polubiÅ‚a. To miÅ‚a dziewczyna. MiÅ‚a i rozsÄ…dna dodaÅ‚ Norton z zamyÅ›leniem i również beknÄ…Å‚. Mówi,że napisaÅ‚ pan trzy książki i że je panu wydali. Zgadza siÄ™. Dobrze poszÅ‚y?71 Pierwsza tak odparÅ‚ Ben i umilkÅ‚.Bili Norton skinÄ…Å‚ lekki gÅ‚owÄ…, wyra-żajÄ…c tym samym aprobatÄ™ dla mężczyzny, który ma dosyć oleju w gÅ‚owie, żebynie rozpowiadać wszem i wobec o swoich dochodach. Pomoże pan przy żarciu? Jasne. BÄ™dzie pan nacinaÅ‚ parówki.Potrafi pan? Tak. WykonaÅ‚ w powietrzu poprzeczny ruch wskazujÄ…cym palcem.Po-nacinane parówki podgrzewaÅ‚y siÄ™ bardziej równomiernie i nie przypiekaÅ‚y siÄ™tak Å‚atwo. Racja, przecież pan też z tych stron przypomniaÅ‚ sobie Bill Norton.Niech pan wezmie te buÅ‚ki, a ja przyniosÄ™ parówki.Tylko proszÄ™ nie zapomniećpiwa. Nie ma obawy.Zanim weszli do domu.Bill zawahaÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™ i spojrzaÅ‚ na Bena uno-szÄ…c jednÄ… brew. Czy jest pan rozsÄ…dnym facetem? zapytaÅ‚.Ben uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z odrobinÄ… melancholii. Raczej tak. To dobrze. Bill skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i wszedÅ‚ do Å›rodka.Przeczucie BabsGriffen, że bÄ™dzie padaÅ‚ deszcz, okazaÅ‚o siÄ™ caÅ‚kowicie mylne, dziÄ™ki czemu kola-cja na Å›wieżym powietrzu byÅ‚a bardzo udana.ZerwaÅ‚ siÄ™ lekki wiatr, rozciÄ…gajÄ…cnad żywopÅ‚otem delikatnÄ… zasÅ‚onÄ™ dymu z orzechowego drewna, co rozwiÄ…zaÅ‚oproblem komarów.Panie sprzÄ…tnęły papierowe talerze i resztki jedzenia, po czymwróciÅ‚y na patio, aby napić siÄ™ piwa i poÅ›miać z tego, jak Bill, wprawny gracz,wykorzystujÄ…c nagÅ‚e, zdradliwe podmuchy wiatru, pokonaÅ‚ Bena w meczu bad-mintona 21:6.Ben z żalem odmówiÅ‚ rewanżu, wskazujÄ…c na zegarek. Przykro mi, ale siedzÄ™ nad książkÄ… i dzisiaj muszÄ™ jeszcze napisać co naj-mniej sześć stron.JeÅ›li siÄ™ upijÄ™, jutro rano nie bÄ™dÄ™ nawet w stanie przeczytaćtego, co nasmarujÄ™.PrzyszedÅ‚ na piechotÄ™, wiÄ™c Susan odprowadziÅ‚a go do furtki.Bill pokiwaÅ‚gÅ‚owÄ… i zajÄ…Å‚ siÄ™ gaszeniem ognia.Ben powiedziaÅ‚, że jest rozsÄ…dnym facetemi on, ojciec Susan, gotów byÅ‚ mu uwierzyć.Trzeba przyznać, że ktoÅ›, kto pracujenawet po kolacji, ma spore szansÄ™ zostać KimÅ›, i to nawet z dużej litery.Mimo to Ann Norton do koÅ„ca wieczoru zachowaÅ‚a rezerwÄ™.1719.00.Floyd Tibbits wjechaÅ‚ na żwirowy parking przed knajpÄ… Della mniej wiÄ™cejdziesięć minut po tym, jak Delbert Markey, wÅ‚aÅ›ciciel i barman w jednej osobie,72wÅ‚Ä…czyÅ‚ nowy różowy neon skÅ‚adajÄ…cy siÄ™ z liter trzystopowej wysokoÅ›ci tworzÄ…-cych napis DELL S, w którym apostrofem byÅ‚a szklaneczka whisky.Miejsce jasnego, sÅ‚onecznego blasku zajÄ…Å‚ fioletowy zmierzch.Wkrótce w za-gÅ‚Ä™bieniach gruntu zacznÄ… siÄ™ tworzyć coraz gęściejsze kÅ‚aki mgÅ‚y, a za jakÄ…Å› go-dzinÄ™ w barze powinni siÄ™ pojawić pierwsi bywalcy odwiedzajÄ…cy go co wieczór. Cześć, Floyd powiedziaÅ‚ Dell wyciÄ…gajÄ…c z lodówki butelkÄ™ Micheloba. Jak minÄ…Å‚ dzieÅ„? Nie najgorzej odparÅ‚ Floyd. Ale to piwo wyglÄ…da znacznie lepiej.ByÅ‚ wysokim mężczyznÄ…, nosiÅ‚ starannie przystrzyżonÄ… jasnÄ… brodÄ™.MiaÅ‚ nasobie szerokie spodnie i sportowÄ… marynarkÄ™ strój, w którym zwykle stawiaÅ‚siÄ™ do pracy.PeÅ‚niÅ‚ dość odpowiedzialnÄ… funkcjÄ™ w dziale kredytów banku Grantai lubiÅ‚ swoje zajÄ™cie w ten szczególny sposób, który niemal z dnia na dzieÅ„ możezamienić siÄ™ w Å›miertelnÄ… nudÄ™.MiaÅ‚ poczucie, że coraz bardziej zbliża siÄ™ dotej chwili, ale specjalnie siÄ™ tym nie niepokoiÅ‚.ByÅ‚a przecież Suze.Chyba jużniedÅ‚ugo powinno z te wyjść coÅ› konkretnego i wtedy zastanowi siÄ™ poważnie, coma ze sobÄ… zrobić.PoÅ‚ożyÅ‚ na ladzie dolara, napeÅ‚niÅ‚ szklankÄ™ piwem, opróżniÅ‚ jÄ… skwapliwiei nalaÅ‚ ponownie.Jedynym klientem oprócz niego byÅ‚ mÅ‚ody chÅ‚opak w kombine-zonie firmy telefonicznej, zdaje siÄ™ syn Bryantów.SiedziaÅ‚ przy stoliku pociÄ…gajÄ…cpiwo i sÅ‚uchajÄ…c melodii nastrojowej romantycznej piosenki z szafy grajÄ…cej. Co nowego w mieÅ›cie? zapytaÅ‚ Floyd, znajÄ…c z góry odpowiedz na to py-tanie: nic.Co najwyżej jakiÅ› szczeniak przyszedÅ‚ zawiany szkoÅ‚y, ale z pewnoÅ›ciÄ…nic ponadto. KtoÅ› zabiÅ‚ psa twojego wuja.Floyd znieruchomiaÅ‚ ze szklankÄ… w pół drogi do ust. Co takiego? Doca? Zgadza siÄ™. Przejechali go samochodem? Raczej nie.ZnalazÅ‚ go MikÄ™ Ryerson.PojechaÅ‚ na Wzgórze Spokoju, żebykosić trawÄ™ i znalazÅ‚ Doca wiszÄ…cego na bramie cmentarza.KtoÅ› rozpruÅ‚ psa odgóry do doÅ‚u. Sukinsyn! powiedziaÅ‚ ze zdumieniem Floyd.Dell skinÄ…Å‚ ponuro gÅ‚owÄ…, zadowolony z wrażenia, jakie udaÅ‚o mu wywrzeć.ZnaÅ‚ jeszcze jednÄ…, najÅ›wieższÄ… wiadomość że widziaÅ‚ dziewczynÄ™ Floydaw towarzystwie tego pisarza, który mieszkaÅ‚ w pensjonacie Evy.Ale o tym chÅ‚o-pak musi sam siÄ™ dowiedzieć. Ryerson przywiózÅ‚ psa Parkinsowi podjÄ…Å‚ a ten wpadÅ‚ na pomysÅ‚, żemoże pies zdechÅ‚ sam z siebie, a dzieciaki powiesiÅ‚y go tylko dla hecy. Gillespie nie potrafi odróżnić wÅ‚asnej dupy od dziury w ziemi. Może i nie potrafi, ale powiem ci, co j a myÅ›lÄ™. Dell poÅ‚ożyÅ‚ swojegrube ramiona na bufecie i nachyliÅ‚ siÄ™ do Floyda. Też uważam, że to jakieÅ›73szczeniaki, ale zaÅ‚ożę siÄ™, że to coÅ› poważniejszego niż zwykÅ‚y kawaÅ‚.Popatrz nato. SiÄ™gnÄ…Å‚ pod ladÄ™ i wyjÄ…Å‚ rozÅ‚ożonÄ… na jednej ze Å›rodkowych stron gazetÄ™.Floyd przysunÄ…Å‚ jÄ… do siebie.TytuÅ‚ gÅ‚osiÅ‚: CZCICIELE SZATANA ZBEZ-CZEZCILI KOZCIÓA NA FLORYDZIE.Szybko przebiegÅ‚ wzrokiem artykuÅ‚.Grupa wyrostków wÅ‚amaÅ‚a siÄ™ w nocy do katolickiego koÅ›cioÅ‚a w Clewistoni odprawiÅ‚a tam jakieÅ› ohydne obrzÄ™dy.OÅ‚tarz zostaÅ‚ zdewastowany, na Å›cianachi konfesjonaÅ‚ach powypisywano wulgarne sÅ‚owa, a na podÅ‚odze w bocznej nawieznaleziono Å›lady krwi.Analiza laboratoryjna wykazaÅ‚a, że część krwi byÅ‚a pocho-dzenia zwierzÄ™cego, lecz wiÄ™kszość to z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… krew ludzka.Miejscowyszeryf przyznaÅ‚, że na razie policja nie wpadÅ‚a na żaden konkretny Å›lad.Floyd odÅ‚ożyÅ‚ gazetÄ™. Czciciele szatana w Salem? Daj spokój, Dell.Tym razem chyba przesadzi-Å‚eÅ›. MówiÄ™ ci, gówniarzom zaczyna odbijać palma powtórzyÅ‚ z uporem bar-man. Tylko patrzeć, jak na pastwisku Griffena zacznÄ… skÅ‚adać ofiary z ludzi.Chcesz siÄ™ zaÅ‚ożyć? Nie, dziÄ™kujÄ™ odparÅ‚ Floyd schodzÄ…c ze stoÅ‚ka. Chyba zajrzÄ™ do wuj-ka Wina.ByÅ‚ bardzo przywiÄ…zany do tego kundla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]