[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był synem francuskiego ambasadora.Moja żona bardzo dobrze zna ambasadę francuską i wszystkich, którzy tam mieszkają i pracują.Z łatwością udało jej się wykraść chłopca w nocy.- Nie mogę w to uwierzyć.Po prostu nie mogę.Czy chce pań powiedzieć, że chłopiec został porwany z łóżka przez panią Semple i zabity po to, żeby wyznaczyć trop?- Nie musi pan w to wierzyć - powiedział Semple.- Ale wydawało mi się, że zobaczył pan już wystarczająco dużo, aby przekonać się, że to prawda.To są lwice Ubasti, panie Keiller.To najstraszniejsze stworzenia na ziemi i zawsze takimi były.Od czasów Ramzesa i wszystkich faraonów.Gene zmiął swego gauloise'a.- Ale skoro pan o tym wszystkim wiedział, dlaczego nie próbował pan czegoś zrobić? Czegokolwiek?Pan Semple siadł na brzegu łóżka.Zaczął bawić się frędzlami narzuty.- Może pomyśli pan, że jestem tchórzem.Tak, jestem.Nauczyłem się siedzieć cicho i robić, co mi przykazano.To jedyny sposób, w jaki mogę przeżyć.Z tego miejsca nie ma ucieczki.Gdybym chociaż raz spróbował uciec, lwice odnalazłyby mnie i rozdarły na strzępy.- Wolał pan pozwolić umrzeć dwóm dzieciakom, zamiast.Pan Semple podniósł głowę.- Nie musi mi pan przypominać, jak bardzo się wstydzę, panie Keiller.Czasami mam ochotę podciąć sobie gardło.Ale Ubasti przynoszą ze sobą śmierć, gdziekolwiek się znajdują.Podobnie stało się w Kanadzie, gdzie pewien mężczyzna zginął z mojego powodu.Jakiś facet z Vancouver.Moja żona ubrała go w moje rzeczy, a potem rozdarła na tak małe kawałeczki, że nie można było zidentyfikować zwłok.Później stwierdziła, iż to byłem ja, i w ten sposób „umarłem".Ubasti mordują z zimną krwią, panie Keiller.Od pana wyboru zależy, czy zginąć jak owca, czy przeżyć jak szczur.- Na miłość boską, przecież ma pan broń.Dlaczego, do diabła, nie użyje pan tej wielkiej strzelby, by porozwalać im łby?Pan Semple mruknął rozbawiony.- Strzelba jest, panie Keiller, ale nie ma amunicji.Dały panu tę zabawkę, by czuł się pan pewniej.To wszystko.Naboje są ślepe.Gene wstał i otrzepał popiół ze spodni.- Panie Semple - powiedział - natychmiast stąd wychodzę.Opuszczam to miejsce.I pierwszą rzeczą, jaką zrobię po wyjściu, będzie powiadomienie policji.- Nie mogę panu na to pozwolić - powiedział beznamiętnie Semple.- Będzie pan musiał spróbować mnie zatrzymać.- Przyjdzie mi to z łatwością.Jestem ekspertem w kravmaga.Trenowali mnie Izraelczycy na Bliskim Wschodzie.- Nic pan nie rozumie.Jeśli powiadomię policję, będzie pan mógł się stąd wydostać i pozbyć się Lorie oraz pańskiej żony.Semple pokręcił głową.- Wy, Amerykanie, jesteście wszyscy tacy sami.Policjanci i złodzieje! Nie rozumiecie biegu wydarzeń.A przy okazji, co ze mną? Jestem równie winien tych śmierci, jak one.Jak się to nazywa? Współudział w morderstwie.Jestem ich wspólnikiem.- Wychodzę, panie Semple.- Proszę nie próbować.Umrze pan tylko jeszcze straszniejszą śmiercią.Niech to się lepiej stanie łatwo i szybko.Dopadną pana na długo przedtem, zanim pan dotrze do bramy.A poza tym w drodze z cyrku jest również lew.Gene zamarł.- Lew? - powiedział z trudnością.- Dokładnie tak.Zeszłej nocy moja żona poprowadziła ślad z cyrku do domu.Dziś jest noc lwich godów.To musi być wcześniej, bo cyrk zmienił swe plany.Gene nagle przypomniał sobie panią Semple przy kolacji.„Zostań jeszcze tydzień - powiedziała wtedy.- Daj Lorie jeszcze siedem dni.Wówczas zobaczysz, jak bardzo wszystko się zmieniło."- Wobec tego im szybciej się stąd wydostanę, tym lepiej.Otworzył drzwi.Przez moment pan Semple siedział nieruchomo na łóżku, lecz gdy Gene spróbował wyjść, wykonał niezwykle szybki ruch prawą nogą i zatrzasnął drzwi.Gene cofnął się.Zacisnął pięści i przybrał bokserską pozę, której nauczono go w szkole.Pan Semple obchodził go ostrożnie z zimnym, pozbawionym życia wzrokiem.- Proszę dać spokój, panie Semple - odezwał się Gene.- Razem możemy im dać radę.Dlaczego mamy walczyć z sobą?Tamten pokręcił głową.- Nie jest pan żadnym przeciwnikiem dla lwa, oto powód.Znam się na tym.Przykro mi, ale nie może pan odejść.Gene rzucił się naprzód, lecz pan Semple uderzył go otwartą dłonią w bok głowy, aż zadzwoniło mu w uszach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]