[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja chyba zwariowałem.Bronn wsunął miecz do pochwy.- Z pewnością.Kiedy Tyrion wrócił do namiotu, Shae podniosła się na łokciu i odezwała zaspanym głosem: - Obudziłam się, a tu mojego pana nie ma.- Twój pan wrócił.- Położył się obok niej.Jej dłoń powędrowała między jego pałąkowate nogi i napotkała twardość.- Tak, wrócił - wyszeptała, pieszcząc go.Kiedy zapytał ją o człowieka, od którego zabrał ją Bronn, wymieniła kogoś ze świty jednego z mniej ważnych lordów.- Nie musisz się obawiać takich jak on, panie - powiedziała dziewczyna, nie przestając go pieścić.- To ktoś mały.- A ja to niby kto? - spytał.- Olbrzym?- Och, tak - mruknęła.- Mój olbrzym Lannister.- Weszła na niego i przez jakiś czas był skłonny uwierzyć jej słowom.Tyrion zasnął z uśmiechem na ustach……i otworzył oczy w ciemności, obudzony dźwiękiem trąbek.Shae potrząsała jego ramieniem.- Panie - szeptała.- Obudź się, panie.Boję się.Zaspany, usiadł i odrzucił koc.Z ciemności dochodziło natarczywe wołanie rogów.Śpieszcie się, śpieszcie się, zdawały się mówić.Usłyszał krzyki, szczęk włóczni i rżenie koni, lecz nie było to cokolwiek, co by bezpośrednio wskazywało na walkę.- Rogi mojego ojca - powiedział.- Wzywają do bitwy.Myślałem, że Stark jest o dzień drogi od nas.Shae potrząsnęła głową przestraszona.Błysnęła białkami szeroko otwartych oczu.Postękując, Tyrion dźwignął się na nogi, i wyszedł na zewnątrz, po czym przywołał giermka.Znad rzeki napływały długie białe palce mgły.Ludzie i konie poruszały się po omacku w chłodzie przedświtu; zaciągano popręgi, ładowano wozy, gaszono ogniska.Znowu zagrały trąbki: pośpiesz się, pośpiesz się, pośpiesz.Rycerze dosiadali parskających rumaków, a zbrojni zapinali pasy z pochwami.Tyrion znalazł Poda pogrążonego w głębokim śnie.Obudził go kopniakiem w żebra.- Moja zbroja - powiedział - i to szybko.- Z ciemności wyłonił się Bronn, ubrany już i na koniu w swoim powyginanym półhełmie.- Wiesz, co się stało? - spytał go Tyrion.- Chłopak Starków zbliżył się niespodziewanie - wyjaśnił Bronn.- Podszedł nocą traktem i znalazł się o niecałą milę na północ od nas.Formuje szyk bojowy.Pośpiesz się, wołały trąbki, pośpiesz się, pośpiesz.- Niech klany będą gotowe do drogi.- Tyrion wszedł z powrotem do namiotu.- Gdzie moje ubranie? - warknął do Shae.- Nie to, skórzane, a niech to! Przynieś buty.Zanim skończył się ubierać, giermek czekał już ze zbroją, taką, jaką miał do dyspozycji.Tyrion posiadał wspaniałą zbroję, doskonale dopasowaną do jego zniekształconego ciała, lecz, niestety, spoczywała ona bezpiecznie w Casterly Rock, czego nie można było powiedzieć o nim.Musiał zadowolić się tym, co znalazł u lorda Lefforda: otrzymał od niego kolczugę, naszyjnik po zabitym rycerzu, nagolenniki, rękawice i stalowe buty ze szpicami.Niektóre części były zdobione, inne proste, nic nie pasowało do siebie, nic nie pasowało na niego.Jego napierśnik przeznaczony był dla kogoś większego, za to na jego za dużą głowę znaleziono ogromny hełm w kształcie kubła zakończony u góry długim na stopę trójkątnym szpicem.Shae pomagała Podowi zapiąć wszystkie klamry i sprzączki.- Opłakuj mnie, jeśli umrę - powiedział Tyrion do dziwki.- Skąd będziesz wiedział, że płaczę? Będziesz martwy.- Będę wiedział.- Pewnie tak.- Shae opuściła ogromny hełm na jego głowę, a Pod połączył go zapięciem z naszyjnikiem.Tyrion zapiął pas obciążony mocno krótkim mieczem i sztyletem.Stajenny zdążył już przyprowadzić jego wierzchowca, strasznego brązowego rumaka uzbrojonego równie mocno jak on sam.Potrzebował pomocy, by go dosiąść.Miał wrażenie, że waży tysiąc kamieni.Pod podał mu jego tarczę, solidny kawał magidrewna wzmocniony stalą.Na końcu podano mu berdysz.Shae odsunęła się do tyłu i przyjrzała mu się.- Mój pan wygląda groźnie.- Twój pan wygląda jak karzeł w źle dobranej zbroi - zauważył kwaśno Tyrion - ale dziękuję za dobre słowo.Podrick, gdyby wynik bitwy nie okazał się dla nas pomyślny, odwieź damę bezpiecznie do domu.- Zasalutował jej toporem, obrócił konia i odjechał.W żołądku czuł bolesny ucisk.Słyszał dochodzące z tyłu odgłosy służących, którzy pośpiesznie zwijali jego namiot.Bladoszkarłatne palce mgły dotarły na wschód, kiedy nad horyzontem pojawiły się pierwsze promienie słońca.Na ciemnym zachodnim niebie świeciły jeszcze gwiazdy.Tyrion zastanawiał się, czy jest to ostatni wschód słońca, który ogląda… a także czy takie myślenie jest oznaką tchórzostwa.Czy jego brat, Jaime, rozmyślał kiedykolwiek o śmierci przed bitwą?W oddali odezwał się wojenny róg.Tyrion poczuł dreszcz, słysząc ten niski, żałosny dźwięk.Ludzie z klanów dosiadali swoich chudych górskich koników, przeklinając i dowcipkując.Niektórzy nie wytrzeźwieli jeszcze.Tyrion poprowadził ich przez ulatujące szybko smugi mgły.Resztki trawy, której nie rozdeptały konie, lśniły od rosy, jakby jakiś przechodzący tamtędy bóg rozrzucił po ziemi diamenty.Przybysze z gór ustawiali się za nim, każdy z klanów formował szyk za swoim przywódcą.W świetle poranka armia lorda Tywina rozwijała się niczym żelazna róża o lśniących kolcach.Jego wuj miał poprowadzić główne siły.Ser Kevan wzniósł sztandar nad traktem.Piesi łucznicy utworzyli trzy długie szeregi na wschód i na zachód od drogi i czekali spokojnie z napiętymi łukami.Pikinierzy uformowali między nimi kwadraty, za którymi stały rzędy zbrojnych wyposażonych w włócznie, miecze i topory.Trzystu uzbrojonych jeźdźców otoczyło ser Kevana i chorążych Lefforda, Lyddena i Serretta wraz z ich zaprzysiężonymi rycerzami.Prawe skrzydło tworzyła kawaleria, cztery tysiące ludzi w zbrojach.Znajdowało się tam ponad trzy czwarte rycerzy skupionych blisko siebie niczym ogromna żelazna pięść.Dowodził nimi ser Addam Marbrand.Tyrion widział, jak żołnierz rozwija jego chorągiew: płonące drzewo, pomarańczowa dymna smuga powiewająca na wietrze.Za nim ukazał się szkarłatny jednorożec ser Flementa, potem cętkowany dzik Crakehalla, karłowaty kogut Swyfta i inne godła.Jego ojciec pan zajął pozycję na wzgórzu, gdzie nocował.Tam też zebrały się posiłki; pięć tysięcy ludzi, konnych i piechurów.Lord Tywin prawie zawsze dowodził posiłkami.Zwykle zajmował pozycję na wzgórzu.Stamtąd śledził przebieg bitwy i wysyłał ludzi tam, gdzie uznał za stosowne.Stanowił on imponującą postać również z odległości.Bojowa zbroja Tywina Lannistera przyćmiewała nawet pozłacaną zbroję Jaime.Jego płaszcz, uszyty z niezliczonych warstw złocienia, był tak ciężki, że prawie nie poruszał się na wietrze, i tak obszerny, że zakrywał prawie cały zad rumaka, którego dosiadał rycerz.Zwykła klamra nie utrzymałaby takiego ciężaru, dlatego przytrzymywała go para lwów, które przycupnęły na jego ramionach gotowe do skoku.Ich towarzysz, samiec o bujnej grzywie, spoczywał na hełmie lorda Tywina, gdzie rycząc, drapał łapą ziemię.Wszystkie trzy lwy o rubinowych oczach wykuto ze złota.Jego zbroję wykonano z grubej stali emaliowanej ciemną purpurą, a rękawice i nagolenniki ozdobiono złotą wolutą.Zdobiły ją także dwa rozpalone słońca i pozłacane klamry, a stal tak lśniła, że w blasku wschodzącego słońca wydawała się płonąć własnym ogniem.Tyrion usłyszał już bębny wroga.Przypomniał sobie Robba Starka takiego, jakim widział go po raz ostatni, kiedy zasiadał na miejscu swojego ojca w Wielkiej Sali w Winterfell z nagim mieczem w dłoniach.Przypomniał sobie, jak napadły go wilkory; w jednej chwili wydało mu się, że znowu widzi ich kły tuż przy swojej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]