[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy, ku zdziwieniu Dinka, Ender wybuchnął płaczem.Leżąc na łóżku, wciąż mo-kry od potu i wody, szlochał głośno, a łzy spływały mu przez zamknięte powieki, by sto-pić się z wilgocią na twarzy. Nic ci nie jest? Nie chciałem go skrzywdzić! krzyknął Ender. Dlaczego nie zostawił mniew spokoju?* * *Usłyszał, jak drzwi otwierają się cicho i zaraz zamykają.Wiedział, że chodzi o bitwę.Otworzył oczy, oczekując mroku wczesnego ranka, przed 6.00.Zobaczył płonące świa-tła.Był nagi, a kiedy wstał, zauważył, że łóżko ocieka wilgocią.Oczy miał opuchniętei obolałe od płaczu.Spojrzał na zegar.Wskazywał 18.20.Dzień jeszcze nie minął.Miałjuż dzisiaj bitwę.Miał dwie bitwy ci dranie wiedzą, przez co przeszedł, a jednak muto robią.WILLIAM BEE, ARMIA GRYFA, TALO MOMOE, ARMIA TYGRYSA, 19.00Usiadł na skraju posłania.Wiadomość drżała mu w dłoni.Nie da rady, stwierdziłbezgłośnie.A potem, już na głos: Nie dam rady!Wstał ciężko i rozejrzał się za skafandrem.Potem sobie przypomniał: zanim wszedłpod prysznic, włożył go do oczyszczalni.Pewnie ciągle tam leżał.Z kartką w ręku wyszedł z pokoju.Kolacja dobiegała końca i kilka osób stało w ko-rytarzu.Nikt się do niego nie odezwał.Patrzyli tylko.Może przerażeni tym, co zaszłow łazience, może ze względu na ponury, straszny wyraz jego twarzy.Chłopcy byli jużw koszarach. Cześć, Ender.Będziemy dzisiaj ćwiczyć?Ender podał kartkę Kant Zupie. To sukinsyny mruknął chłopiec. Dwie na raz? Dwie armie! krzyknął Zwariowany Tom. Będą na siebie włazić stwierdził Groszek. Muszę się umyć oświadczył Ender. Przygotujcie co trzeba, zbierzcie wszyst-kich.Spotkamy się na miejscu, przy bramie.Wyszedł z koszar.Słyszał gwar rozmów, wrzask Zwariowanego Toma:154 Dwie armie pierdzieli! Spierzemy im tyłki!Aazienka była pusta.Wyczyszczona.Ani śladu krwi, która spłynęła z nosa Bonzai zmieszała się z wodą.Wszystko zniknęło.Jakby nic nie zaszło.Ender wszedł pod prysznic i spłukał się dokładnie, zmył pot walki i pozwolił, byspłynął do ścieku.Wszystko zniknęło.Ale przejdzie przez oczyszczalnię i rano wszy-scy będą pili wodę z krwią Bonza.Usuną z niej życie, ale krew to krew, jego krew i potEndera, spłukany ich głupotą albo okrucieństwem, albo czymkolwiek, co sprawiło, żena to pozwolili.Wytarł się, włożył skafander i ruszył do sali bojowej.Jego armia czekała już w kory-tarzu przed zamkniętą jeszcze bramą.Chłopcy przyglądali się w milczeniu, jak przecho-dzi na czoło i staje przed matowym, szarym polem.Naturalnie, wszyscy wiedzieli o je-go dzisiejszej walce; to, razem ze zmęczeniem po porannej bitwie, sprawiało, że milczeli.A świadomość, że mają walczyć z dwoma armiami, napełniała ich lękiem.Wszystko, co tylko mogą, żeby mnie pokonać, myślał Ender.Co tylko potrafią wy-myślić, zmienić wszystkie zasady, nieważne, byleby przegrał.Miał dosyć tej gry.Nic niejest warte krwi Bonza, barwiącej wodę na podłodze łazienki.Mogą go wymrozić, ode-słać do domu.Nie chciał więcej grać.Brama zniknęła.Niecałe trzy metry za nią wisiały obok siebie cztery gwiazdy, całko-wicie zasłaniając pole widzenia.Dwie armie nie wystarczyły.Postanowili go zmusić, by wprowadzał żołnierzy na śle-po. Groszek rzucił Ender. Wez swoich chłopców i sprawdz, co się dzieje za tągwiazdą.Groszek odwinął z pasa zwój struny, obwiązał się nią, podał koniec jednemu z chłop-ców swojej grupy, po czym spokojnie przestąpił próg.Jego zespół ruszył za nim.wiczyliten manewr wielokrotnie, więc po chwili stali już wsparci mocno o gwiazdę, trzymająckoniec struny.Groszek odbił się mocno i poleciał niemal równolegle do bramy; kiedydotarł do rogu, odbił się jeszcze raz i pomknął w stronę nieprzyjaciela.Błyski światła naścianie dowodziły, że przeciwnicy strzelają.Struna owijała się wokół gwiazdy, Groszekleciał coraz ciaśniejszym łukiem i gwałtownie zmieniał kierunki.Nie można było gotrafić.Chłopcy pochwycili go sprawnie, gdy nadleciał z drugiej strony.Machał rękamii nogami, by czekający jeszcze w korytarzu wiedzieli, że nie został trafiony.Ender przeskoczył przez bramę. Jest dość ciemno powiedział Groszek. Ale na tyle jasno, że trudno bę-dzie rozpoznawać ich ruchy po światłach skafandrów.Najgorsza możliwa widoczność.Otwarta przestrzeń od tego miejsca aż do nieprzyjacielskiej części sali.Mają tam osiemgwiazd ustawionych w kwadrat wokół bramy.Nie zauważyłem nikogo, tylko tych, cowyglądali zza pudeł.Oni tam zwyczajnie siedzą i czekają na nas.155Jakby dla potwierdzenia przeciwnicy zaczęli ich nawoływać. Hej! Jesteśmy głodni, chodzcie nas nakarmić! Tyłki wam się wloką! Wloką się tył-ki Smokom!Ender poczuł, że martwota ogarnia jego umysł.Sytuacja była bez wyjścia.Nie miałżadnych szans, zmuszony do atakowania osłoniętego przeciwnika, przy stosunku siłdwa do jednego. W prawdziwej wojnie każdy dowódca obdarzony nawet śladowym rozsądkiemwycofałby się, by ratować własną armię. Do diabła, przecież to tylko gra powiedział Groszek. To przestała być gra w chwili, gdy odrzucili zasady. Więc też je odrzuć. Dobra.Dlaczego nie? uśmiechnął się Ender. Zobaczymy, jak zareagują naformację. Formację? Groszek był zdumiony. Nigdy nie ćwiczyliśmy formacji, ani razu,odkąd tworzymy armię. Został jeszcze miesiąc do normalnego końca waszego szkolenia.Akurat pora, że-byśmy zaczęli ćwiczyć walkę w szyku.To zawsze trzeba umieć.Pokazał palcami A i skinął ręką.Pluton A natychmiast przekroczył bramę, a Enderzaczął ustawiać ich w ukrytej za gwiazdami przestrzeni.Trzymetrowa odległość wystar-czała, a chłopcy byli trochę przestraszeni i niespokojni, więc minęło prawie pięć minut,zanim pojęli, co mają robić.%7łołnierze Tygrysa i Gryfa zajmowali się kocim muzykowaniem, a ich dowódcy kłó-cili się, czy wykorzystać przewagę liczebną i zaatakować Armię Smoka, zanim wyłonisię zza gwiazd.Momoe chciał nacierać. Mamy przewagę dwa do jednego przekonywał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]