[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do dziś nie znam na nie odpowiedzi.Percy zrobił dwanaście albo czternaście kroków, a potem zatrzymał się z opuszczoną głową.Znajdował się wtedy na wysokości celi Dzikiego Billa Whartona, który wciąż chrapał jak smok.Przespał wszystko, co się działo.Przespał, jak myślę, własną śmierć i miał w tym więcej szczęścia niż większość ludzi, którzy tu wylądowali.Więcej szczęścia, niż na to zasłużył.Zanim zorientowaliśmy się, co się dzieje, Percy wyciągnął pistolet, podszedł do celi Whartona i władował cały magazynek w śpiącego mężczyznę.Po prostu bum-bum-bum bum-bum-bum, tak szybko, jak szybko zdołał naciskać cyngiel.Huk w zamkniętej przestrzeni był ogłuszający; kiedy opowiadałem rano o wszystkim Janice, dzwoniło mi w uszach tak głośno, że prawie nie słyszałem własnego głosu.Podbiegliśmy do niego wszyscy czterej.Dean dobiegł pierwszy - nie wiem, jakim cudem, bo kiedy Coffey złapał Percy’ego, stał za mną i za Brutalem.Chwycił Percy’ego za nadgarstek, chcąc wyrwać mu pistolet, ale nie było to wcale konieczne.Percy otworzył dłoń i broń upadła na podłogę.Jego oczy przesunęły się po nas, jakby były łyżwami ślizgającymi się po lodzie.Rozległ się cichy szum płynącego moczu i w powietrzu rozszedł się najpierw ostry zapach amoniaku, a następnie mocniejszy odór, kiedy Percy wypróżnił się również z drugiej strony.Oczy miał utkwione w końcu korytarza.Z tego, co wiem, były to oczy, które nigdy już nie oglądały niczego w naszym realnym świecie.Gdzieś na początku tych zapisków wspomniałem, że gdy ja i Brutal znaleźliśmy kolorowe drzazgi ze szpulki Pana Dzwoneczka, Percy przebywał w Briar Ridge, i pisząc to, wcale nie skłamałem.Nigdy jednak nie zasiadł w gabinecie ze stojącym w kącie wentylatorem; nigdy nie powierzono jego opiece szwankujących na umyśle pacjentów, na których mógłby się wyżywać.Przypuszczam jednak, że dostał dla siebie przynajmniej separatkę.Miał w końcu wysokie koneksje.Wharton leżał na boku, odwrócony plecami do ściany.Nie widziałem wtedy wiele, z wyjątkiem krwi sączącej się przez prześcieradło i kapiącej na beton, ale koroner powiedział, że Percy strzelał jak Annie Oakley[2].Pamiętając opowieść Deana o tym, jak Percy cisnął swoją hikorową pałką w mysz i chybił tylko o włos, specjalnie się nie zdziwiłem.Dodać trzeba, że teraz odległość była bliższa, a cel nieruchomy.Jedna kula w krocze, jedna w brzuch, jedna w klatkę piersiową i trzy w głowę.Brutal kaszlał i odgarniał ręką obłok dymu.Ja też kaszlałem, ale dopiero po pewnym czasie zdałem sobie z tego sprawę.- No to koniec - powiedział Brutal.Głos miał spokojny, ale zdradzały go oczy, w których płonęła panika.Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem siedzącego na skraju pryczy Johna Coffeya.Ręce miał znowu splecione między kolanami, lecz głowę trzymał wysoko podniesioną i nie wydawał się w ogóle chory.Skinął do mnie, a ja zdumiałem sam siebie - podobnie jak w dniu, gdy podałem mu rękę - odpowiadając podobnym kiwnięciem.- Co teraz zrobimy? - wymamrotał Harry.- O Chryste, co my teraz zrobimy?- Nie możemy nic zrobić - odparł takim samym spokojnym głosem Brutal.- Jesteśmy ugotowani.Prawda, Paul?Mój umysł zaczął pracować na zwiększonych obrotach.Spojrzałem na Harry’ego i Deana, którzy patrzyli na mnie niczym przestraszone dzieci.Spojrzałem na Percy’ego, który stał w miejscu z opuszczonymi rękoma i szczęką.A potem spojrzałem na swojego starego przyjaciela Brutusa Howella.- Nic złego nam nie grozi - oznajmiłem.Percy zaczął w końcu kaszleć.Zgiął się wpół, oparł dłonie na kolanach i poczerwieniała mu twarz.Chciałem powiedzieć Harry’emu, Deanowi i Brutalowi, żeby się cofnęli, ale nie zdążyłem.Percy wydał z siebie odgłos, który był czymś pośrednim między charczeniem a żabim rechotem, otworzył usta i wypluł czarny wirujący obłok, tak gęsty, że przez chwilę nie widzieliśmy jego głowy.- Boże, miej nas w swojej opiece - szepnął słabym głosem Harry.Po chwili obłok zrobił się oślepiająco biały, przypominał lśniący w styczniowym słońcu śnieg.Nieco później już go nie było.Percy powoli się wyprostował i znowu utkwił nieobecny wzrok w końcu korytarza.- W ogóle tego nie widzieliśmy - stwierdził Brutal.- Prawda, Paul?- Zgadza się.Ja tego nie widziałem i ty tego nie widziałeś.Czy ty coś widziałeś, Harry?- Nie.- A ty, Dean?- Czego nie widziałem? - Dean zdjął z nosa okulary i zaczął je wycierać.Myślałem, że wypadną z jego roztrzęsionych rąk, ale zdołał je jakoś utrzymać.- “Czego nie widziałem?”.To było dobre.A teraz posłuchajcie swojego drużynowego, chłopcy, i postarajcie się zrozumieć wszystko za pierwszym razem, bo nie mamy za dużo czasu.Historia jest prosta.Nie komplikujmy jej.3Opowiedziałem o tym Janice około jedenastej - chciałem napisać “nazajutrz rano”, ale oczywiście wszystko działo się tego samego dnia.Bez wątpienia najdłuższego dnia w moim życiu.Opowiedziałem mniej więcej to samo, co tutaj, kończąc na tym, jak William Wharton pożegnał się z życiem na swojej pryczy, nafaszerowany ołowiem z pistoletu Percy’ego.Nie, nieprawda.Na samym końcu opowiedziałem jej o tej rzeczy, która wyszła z Percy’ego, o robakach czy cokolwiek to było.Niełatwo opowiedzieć coś takiego nawet własnej żonie, ale ja to zrobiłem.Janice przyniosła mi filiżankę wypełnioną do połowy czarną kawą - z początku ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie zdołałbym utrzymać pełnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]