[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Fredriksro miano poważne trudności z podlewaniem peonii, nagietek, róż i rezedy.Liza, Bjorn, Janek i Krystyna pomagali zwykle przy tym.Każdy miał swoją małą konewkę.Zabawnie było nimi podlewać.Konewka Lizy była biała, Bjorna czerwona, Janka zielona, a Krystyny żółta.Lecz teraz wszystkie cztery konewki stały rzędem w składziku na narzędzia i wcale ich wieczorem nie używano.Dzieci nie mogły wychodzić, nawet do ogrodu.Nie tylko kazano im siedzieć w domu, ale w dodatku musiały leżeć w łóżku.Trudno wyleżeć w łóżku, gdy się ma katar, a bez kataru jeszcze trudniej.Mrówki po tobie chodzą, w nogach rwie i czujesz, że jeżeli nie wstaniesz zaraz, to naprawdę się rozchorujesz jak każdy normalny człowiek.- Moje biedne maleństwa - powiedziała ciocia Sigrid dając każdemu tabliczkę czekolady z orzechami.- Musicie zrozumieć, że to tylko dla waszego własnego dobra.Przypomnijcie sobie człowieka w białej czapce.- Ale przecież nie musimy leżeć - protestowała Krystyna.- Właśnie, dlaczego byśmy nie mieli wstać? - wołał Janek z drugiego pokoju.- Wystarczy chyba nie wychodzić.- Tak, tak! - krzyczał Bjorn.- To wystarczy.Dlaczego mamy leżeć w łóżku? Przecież nie jesteśmy śmiertelnie chorzy?- Ja w każdym razie nie - oświadczyła Liza, odgryzając kawałek czekolady.- Widzicie - starała się wytłumaczyć ciocia Sigrid.- Jestem pewna, że gdybyście wstali i ubrali się, nie potrafilibyście pozostać w domu.Zapomnielibyście natychmiast, że trzeba być ostrożnym.Przecież lubicie latać tu i tam, niczym młode ptaszki.No i przypuśćmy, że człowiek w białej czapce złapałby was!- On nie poluje na nas, tylko na Puchar Jubelowy - powiedział Janek czując się urażony.Starsze panie byłyby najchętniej odesłały dzieci do rodziców, to jednak nie było możliwe, bo rodzice wyjechali.Zdawało im się, że tylko trzymając dzieci w łóżku mogą odpowiadać za ich bezpieczeństwo.Nic więcej nie mogły zrobić.Czy ten detektyw Sventon nigdy nie przyjedzie? Była już środa, a w czwartek wieczór najdalej pieniądze miały być złożone w starym spróchniałym dębie na Wzgórzu Świętojańskim - a jeżeli nie.- Jesteś pewna, że przyjedzie? - spytała panna Sigrid.- Tak, kochanie - odpowiedziała panna Fryderyka.- Gdy tylko usłyszał, że chodzi o Wilhelma Łasicę, od razu zapalił się do tej sprawy.Po prostu marzy, żeby się znaleźć w Lingonboda.Oczekując przyjazdu detektywa Sventona obie panie żyły w nieustannym strachu, czy aby nie pojawi się człowiek w białej czapce.Były przekonane, że on właśnie jest Wilhelmem Łasicą.Co chwila wyglądały z górnej werandy obserwując z niepokojem drogę, tak jak marynarz wypatrujący z bocianiego gniazda zdradliwych skał i innych niebezpieczeństw na morzu.- Co byście dziś woleli, filiżankę czekolady czy sok owocowy? - spytała ciocia Fryderyka zaglądając do czwórki małych siostrzeńców, którzy leżeli w łóżkach w dwóch pokojach.- Sok - odpowiedział zaraz Janek.- Czekoladę! - krzyknęła Krystyna.Chwilę później siedzieli wszyscy razem przy okrągłym stole na górnej werandzie.Cała czwórka miała zielone piżamy.Dostali i czekoladę, i sok, bo starszym paniom było ich bardzo żal.Zdawały sobie sprawę, jak ciężko jest leżeć w łóżku.Więc dziś pozwoliły dzieciom brać tyle kakao, cukru i śmietanki, ile tylko chciały.Janek pokazał cioci Sigrid swoją filiżankę napełnioną do połowy smakowitą mazią czekoladową.- Bierzcie wszystkiego, ile chcecie, byleby wam smakowało - zachęcała ciocia Sigrid.Gdy tak siedzieli, doszło ich nagle głuche uderzenie, tak jakby nad głowami, być może na dachu.Ucichli przestając mieszać w filiżankach i dzwonić szklankami.Starszym paniom serca zabiły gwałtownie.Wszyscy siedzieli bez ruchu wytężając słuch.Dały się słyszeć kroki.Ktoś szedł po blaszanym dachu.Usłyszeli otwieranie czworokątnej klapy i kroki na strychu.Kroki zbliżały się.i nagle pojawiła się przed nimi dziwna postać.Przybysz był małego wzrostu, na głowie miał skórzaną czapkę i duże okulary motocyklowe.W ręku trzymał mnóstwo rzeczy: torbę, blaszane pudełko, prymus, maszynkę do kawy, lornetkę w futerale i zwinięty dywan.- Sventon - powiedział Sventon i ukłonił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]