[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej wyjazd stanowił niepowetowanąstratę.Mogłem być dumny jedynie z tego, że bez zarzutu wypełniłem królewskierozkazy.Takie myśli zaprzątały mi głowę, gdy Sadza niosła mnie po ostatnimwzniesieniu w stronę domu.Spojrzałem na wzgórze i z ledwością uwierzyłem własnym oczom.Z naprze-ciwka zbliżali się ku mnie księżna Ketriken oraz książę Władczy.Jechali konno,ramię w ramię.Razem.Wyglądali jak ilustracja z jednego z najlepszych pergami-nów Krzewiciela.Książę Władczy spowity był w szkarłat i złoto.Płaszcz odrzu-cony z jednego ramienia, wydymając się w porannym wietrze, odsłaniał olśnie-wający kontrast kolorów.Ten sam wiatr zaróżowił księciu policzki i zmierzwiłczarne włosy, jeszcze niedawno ułożone w staranne loki.Władczy dosiadał zja-wiskowo pięknego rosłego karosza.Mógłby być godnym podziwu mężczyzną,a nie zniewieściałym próżniakiem z nieodłącznym kielichem w dłoni i kolejnądamą u boku.Gdyby tylko chciał.Jeszcze jedna niepowetowana strata.Ach, lecz kobieta u jego boku to osobny cud.W porównaniu z orszakiem,który podążał z tyłu, wyglądała niczym rzadki egzotyczny kwiat.Siedziała na ko-niu po męsku.Miała na sobie luzne spodnie, a żadna z kadzi w farbiarni KoziejTwierdzy nie stworzyła tego krokusowego fioletu.Nogawki ozdobione były pra-cochłonnymi haftami o intensywnych barwach, włożone w buty sięgające kolan.Brusowi spodobałoby się tak praktyczne podejście do ubioru.Księżna miała teżna sobie krótką kurtę z białego futra, wykończoną stojącym kołnierzem chronią-cym szyję przed wiatrem.Futro, jak odgadłem, było z białych lisów pochodzą-cych z tundry w dalekich górach.Stroju dopełniała wełniana czapeczka lśniąca najasnych włosach wszystkimi kolorami tęczy.Przyszła królowa siedziała na wierz-chowcu bliżej kłębu, na modłę ludów górskich, stąd Zmigła była przekonana, żepowinna tańczyć, a nie iść.Orzechowej barwy uprząż brzęczała srebrnymi dzwo-neczkami, których surowy ton przypominał podzwanianie sopli lodu o rześkimporanku.W porównaniu z innymi kobietami, ciężkimi i niezgrabnymi, omotany-101 mi w sute spódnice i grube płaszcze, księżna Ketriken robiła wrażenie lekkiej jakpiórko i zgrabnej jak akrobatka.Przywodziła na myśl wojownika z północnych stron albo awanturnika z daw-nych opowieści.Od dam dworu odróżniała się nie jak wysoko urodzona i zdob-na w pyszne szaty kobieta od pośledniejszych, lecz raczej jak sokół uwięzionyw klatce od hodowlanych ptaszków.Nie miałem pewności, czy powinna się takukazywać swoim poddanym.Książę Władczy zagadywał ją z uśmiechem.Kie-dy się zbliżyłem, pozwoliłem Sadzy zwolnić kroku.Księżna Ketriken ściągnęławodze i zatrzymałaby się, żeby mnie przywitać, lecz książę Władczy lodowatoskinął głową i przyśpieszył, ścisnąwszy konia łydkami.Klacz księżnej, nie chcączostać z tyłu, rzuciła łbem i pokłusowała za nim.Równie szybko minęli mniedworzanie.Przez dłuższą chwilę spoglądałem za nimi, wreszcie z ciężkim sercemruszyłem do Koziej Twierdzy.Małżonka następcy tronu była radośnie ożywio-na, blade policzki miała zaróżowione od zimnego powietrza, uśmiechała się doksięcia Władczego szczerze, jak do bliskiego przyjaciela.Czy naprawdę była taknaiwna, żeby mu zaufać?Rozmyślałem o tym podczas szczotkowania Sadzy.Kiedy schyliłem się, bysprawdzić kopyta, poczułem na sobie wzrok Brusa. Od jak dawna to trwa?  zapytałem.Wiedział, o czym mówię. Zaczęło się wkrótce po twoim wyjezdzie.Któregoś dnia przyprowadził jątutaj i powiedział mi wprost, że jego zdaniem to ogromny wstyd, by przyszłakrólowa spędzała całe dnie zamknięta w zamku.W górach przyzwyczaiła się doprzebywania na wolnym powietrzu.Oznajmił, że nauczy ją, jak jeżdżą konno lu-dzie nizin.Potem kazał mi założyć na Zmigłą siodło, które książę Szczery zrobiłdla swojej połowicy, i wyjechali.Co miałem zrobić? Co powiedzieć? Sam swegoczasu mówiłeś: jesteśmy ludzmi króla.Jemu zaprzysiężeni.A książę Władczy topotomek królewskiego rodu Przezornych.Nawet gdybym potrafił jemu odmówić,przecież przyszła królowa oczekiwała, że przyprowadzę jej osiodłanego konia.Ledwie dostrzegalny gest mojej dłoni uprzytomnił Brusowi, że jego słowabrzmiały nieomal jak zdrada.Wszedł do boksu i pogładził Sadzę po pysku. Nie miałeś wyboru  przyznałem z ociąganiem. Nie mogę jednak od-gadnąć jego prawdziwych zamiarów.Ani dlaczego ona się na to zgadza. Prawdziwe zamiary? Może chce po prostu odzyskać jej łaski.%7ładna tajem-nica, że księżna marnieje w zamku.Ze wszystkimi mówi bardzo otwarcie.Zbytwiele w niej szczerości, by ludzie mogli wierzyć, iż jest szczęśliwa. Możliwe  przyznałem z ociąganiem.Raptownie podniosłem głowę, jakpies podnosi łeb słysząc gwizd pana. Muszę iść.Następca tronu, książę Szcze-ry. Nie dokończyłem zdania.Nie musiałem, Brus i tak wiedział, że zostałemwezwany Mocą.Wsunąłem torby podróżne z pracowicie skopiowanymi zwojamipod pachę i ruszyłem do zamku.102 Nie przebrałem się nawet, nie ogrzałem przy kuchennym ogniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •