[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób.- Ty nie, muskularny Asonie.Sądzę, że dla ciebie myśl i czyn to jedno, myślenie o bitwie oznacza początek walki.- Zaczynasz przemawiać jak mój ojciec.- Perimedes włada Argolidą i Mykenami, dlatego że potrafi myśleć nie tylko o walce.Tworzy sojusze, rozumie potrzebę budowania murów, pamięta o pozyskiwaniu brązu na miecze, bo bez nich nie ma walki.- Inteb nagle przypomniał sobie coś i spojrzał na Asona.- Właśnie.Brat twego ojca, Lycos.Tuż przed wyjazdem z Myken usłyszałem, że nie żyje.- Skąd możesz to wiedzieć? Wyprawił się w daleką podróż, nie mogę powiedzieć ci, gdzie.Inteb spojrzał na pokład i krzyknął do sternika, by ten poprawił kurs, poczekał, aż tamten odpowie i zastanowił się, czy powinien ujawnić całą prawdę.- Znasz mnie od trzech lat, Asonie.Czy uważasz, że jestem ci przyjacielem? Czy uznajesz mnie za przyjaciela Myken?- Tak, chyba tak.Ale byłeś na Atlantydzie.- Wysłany z pewną misją przez faraona.Nic nie powiedziałem im o tym, co robiłem w waszym mieście.- Wierzę ci.Wierzę ci, tym bardziej że zabiłeś dwóch ludzi w mojej obronie.Ale czemu pytasz?- Bo wiem o twoim mieście więcej, niż sądzisz.Megaron znajduje się pośrodku miasta, a plotki rozchodzą się szybko.Żadna tajemnica nie utrzyma się zbyt długo.Wiem, że wasza cyna pochodzi z kopalni na pewnej wyspie na dalekiej, zimnej północy.Twój stryj Lycos zginął właśnie tam, kopalnia została zniszczona.Perimedes nie pogodzi się szybko z tą stratą.- Jasne, że nie.Mój ojciec zawsze snuje wielkie plany.Święty brąz odgrywa w nich istotną rolę.Biedny Lycos, umrzeć w tak zimnym i wilgotnym kraju.Popłynąłem z nim, gdy tam wracał, ale odesłał mnie z pierwszym ładunkiem cyny.Był przekonany, że nikt tak nie wydrze cyny z głębi ziemi jak on.Byli jeszcze inni.Wielu zginęło?- Wszyscy.Tylko twój kuzyn Phoros wrócił z wiadomością.- Stary Koza, który uczył mnie fechtunku, Mirisati.Byliśmy przyjaciółmi.Trzeba ich pomścić, niech dziesięciu co najmniej zginie za jednego.Trzeba najechać na tę wyspę mieczem.Ason zamyślił się głęboko, zapominając nawet o winie.Dzień mijał, cienie rosły coraz dłuższe, a oni wiosłowali, aż gwiazdy pojawiły się na niebie.Inteb pokazał sternikowi gwiazdy przewodniczki i nakazał pilnować, by niezmiennie znajdowały się za rufą, jednak rychło chmury zakryły niebo.Wiosła znieruchomiały i wszyscy, poza nieliczną wachtą, poszli spać.Rano obudził ich deszcz.Morze burzyło się przez dwa dni i jedyne, co mogli zrobić, to pilnować galery, aby nie ustawiła się burtą do fali i wybierać wodę, by całość nie zatonęła.Trzeciego dnia sztorm ucichł, ale fale wciąż były wysokie, a niebo zachmurzone.W serca załogi zaczęła się zakradać czarna rozpacz.Wtedy to Ason musiał zabić niewolnika z Aleppo.Był to mężczyzna o oliwkowej cerze, niemal równie ciemnej jak egipska, z długimi czarnymi włosami związanymi w kitę z boku głowy.Tam, gdzie się urodził, były tylko góry i rzeka, a za nimi sucha pustynia ciągnąca się aż ku krańcom świata.Morze ujrzał po raz pierwszy jako niewolnik Atlantydów, a wszystkie podróże odbywał dotąd w pobliżu brzegów.Dopiero teraz skosztował też po raz pierwszy w życiu wina zmieszanego z wodą i dziwnie jakoś szumiało mu w głowie.Gdy przestali wiosłować i fala zza burty zalała mu nogi, coś pękło w duszy nieboraka.Zerwał się z krzykiem.- Wiosłujcie! Wracajcie.Na Kretę, do Atlantydów.Zginiemy tutaj.- A którędy mamy wracać? - spytał Ason, patrząc nań z wyżyny pokładu.- Wiosłować możemy tylko wtedy, gdy coś pokazuje nam drogę.- Musimy.- Nie.Mężczyzna z Aleppo wskoczył na biegnącą środkiem statku kładkę i zamierzył się na Asona ciężkim wiadrem.Młodzieniec był bez broni, toteż uderzony w udo padł na pokład.Jego miecz został w kabinie, ale Inteb czuwał.Podał Asonowi swój sztylet i kiedy mężczyzna znów uniósł wiadro, ostrze zatonęło w jego gardle przecinając tętnicę.Ranny zachwiał się i wypadł za burtę, barwiąc wodę na czerwono.Ason wrócił zaś do kabiny, ubrał zbroję i przypasał miecz.Od tej pory już się z nim nie rozstawał.Ten dzień był najgorszy.Chmury wisiały wciąż nisko.Na szczęście krótko po zmierzchu gwiazdy znów się pokazały.Wioślarze szybko przystąpili do pracy.Wszyscy pokazywali sobie gwiazdy wskazujące północ i tłumaczyli jeden drugiemu, jak je odszukać.Od czasu do czasu pokrzykiwali na sternika, upewniając się, czy dobrze płyną.Trup nadzorcy wytrzymał jeszcze dwa dni, potem rozkład ciała stał się widoczny nawet gołym okiem.Dziura zaczęła przeciekać po brzegach.Szczupły i szeroki w barach młodzieniec imieniem Pylor, który pochodził z wyspy Kei i miał wprawę w nurkowaniu po rosnące u brzegów jego ojczyzny gąbki, zgodził się zejść pod wodę i obejrzeć poszycie.Obwiązano go liną i spuszczono za burtę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]