[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył kopertę i rozłożył kartki, trzymając je oburącz sześć cali od twarzy.Dokument miał trzynaście stronic formatu listowego.Był wydrukowany na komputerze, z podwójną spacją i szero­kimi marginesami.“Da się przeczytać” - pomyślał.Na marginesach dostrzegł odręczne notatki, duże fragmenty tekstu były przekreślone.U góry widniał sporządzony fla­mastrem napis PIERWSZA WERSJA.Na pierwszej stronie znajdowało się także nazwisko, adres i numer telefonu au­torki.Przejrzy raport, leżąc na podłodze, a potem może zdoła zająć miejsce za biurkiem i poudawać ważnego, rządowego prawnika.Pomyślał o Voylesie, na co czaszka odpowie­działa łomotem.Pisała nieźle, standardowym językiem prawniczym i dłu­gimi zdaniami pełnymi wielkich słów.Mimo to tekst był przejrzysty.Unikała niejasności i prawniczego żargonu, z którego z upodobaniem korzysta większość studentów.Na pewno nie sprawdzi się na posadzie rządu Stanów Zjed­noczonych.Gavin nigdy nie słyszał o jej podejrzanym i miał stu­procentową pewność, że nie było go na żadnej liście.Te­chnicznie rzecz biorąc, tekst Darby nie był raportem.Przy­pominał raczej streszczenie akt procesu sądowego, ciąg­nącego się od jakiegoś czasu w Luizjanie.Dziewczyna rze­czowo omawiała fakty, podając je w ciekawy sposób.Fa­scynujący nawet.Verheek już nie przerzucał stron.Czytał uważnie.Fakty zajmowały cztery kartki, na następnych trzech zna­lazł krótki opis obu procesujących się stron.Tekst był teraz nudniejszy, ale prawnik czytał dalej.Wciągnęło go.Na stronie ósmej raportu - czy jak to nazwać? - znajdowało się streszczenie procedury sądowej.Na dziewiątej były omówione apelacje.Ostatnie trzy Darby poświęciła na wnioski i opis nieprawdopodobnej hipotezy, uzależniającej wynik sprawy od usunięcia Rosenberga i Jensena ze składu Sądu Najwyższego.Callahan wspominał, że panna Shaw odstąpiła od wymyślonej przez siebie teorii, co zresztą było widać w końcowej części raportu, napisanej już bez po­przedniej werwy.Całość sprawiała jednak wielce pozytywne wrażenie.Verheek zapomniał na jakiś czas o bólu.Leżąc na brudnym dywanie i mając milion innych rzeczy do roboty, kończył lekturę trzynastostronicowego opracowania sporządzonego przez studentkę prawa.Ktoś zapukał delikatnie do drzwi.Verheek powoli pod­niósł się do pozycji siedzącej, potem ostrożnie wstał i pod­szedł do drzwi.- Słucham?- Nie chciałabym niepokoić - odezwała się sekretarka - ale dyrektor Voyles życzy sobie zobaczyć pana za dziesięć minut.Verheek otworzył drzwi.- Co?!- Tak jak mówiłam, proszę pana.Za dziesięć minut.Przetarł oczy i wciągnął głęboko powietrze.- Po co?- Wie pan, że zadawanie takich pytań grozi przykrymi konsekwencjami służbowymi.- Ma pani płyn do płukania ust?- Hmm.chyba tak.Będzie panu potrzebny?- Czy pytałbym, gdyby było inaczej? Proszę mi go przy­nieść.Aha, ma pani gumę?- Gumę?- Gumę do żucia.- Tak, proszę pana.Czy też ją przynieść?- Proszę przynieść mi płyn, gumę i aspirynę, jeśli pa­ni ma.Usiadł za biurkiem i złożywszy głowę w dłoniach, potarł skronie.Słyszał walenie szufladami.Po chwili sekretarka stanęła przed nim z zestawem pierwszej pomocy.- Dzięki.Przepraszam, jeśli byłem niegrzeczny.- Wska­zał dłonią raport.- Proszę przesłać to panu Eastowi na czwarte piętro i poprosić go w moim imieniu o przeczy­tanie w wolnej chwili.Fletcher Coal otworzył drzwi Gabinetu Owalnego i gro­bowym głosem zaprosił K.O.Lewisa i Erica Easta do środ­ka.Prezydent poleciał do Puerto Rico, gdzie miał osobiście oszacować rozmiar szkód spowodowanych przez huragan.Podczas jego nieobecności dyrektor Voyles nie zamierzał meldować się u Coala.Wysłał w zastępstwie podwładnych.Coal wskazał gościom miejsca na sofie, a sam usiadł po drugiej stronie stoliczka do kawy.Miał zapiętą mary­narkę i idealnie dopasowany krawat.Nigdy nie pozwalał sobie na luz.East słyszał legendy o jego przyzwyczaje­niach.Coal pracował ponoć dwadzieścia godzin na dobę, przez siedem dni w tygodniu.Pił tylko wodę, a większość posiłków brał z automatu w podziemiach.Czytał z szyb­kością komputera i codziennie poświęcał wiele godzin na przeglądanie memorandów, raportów, korespondencji i se­tek propozycji ustawodawczych.Miał doskonałą pamięć.Już od tygodnia był zasypywany codziennymi raportami z postępów śledztwa.Coal błyskawicznie pochłaniał cały materiał i podczas następnego spotkania pamiętał każdy szczegół.Wystarczyło, że ktoś się przejęzyczył, a Coal pio­runował go wzrokiem.Szefa gabinetu nienawidzono, a jed­nocześnie szanowano go.Był sprytniejszy od większości swoich współpracowników i więcej od nich pracował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •