[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki swojemu mistycznemu, psionicznemu postrzeganiu ujrzał gniew, błyszczący złowieszczą czerwoną chmurą wokół jego głowy.- Gdzie jest Mary Rittersdorf? - zapytał Chuck.- Moja żona.Wiesz? - Odwrócił się do ganimedejskiego galaretniaka.- Czy on wie?- Tak, panie Rittersdorf - pomyślał Lord Running Clam.- Twoja żona - odparł Ignatz Ledebur, kiwając głową - robiła tutaj straszne rzeczy.Zabiła już jednego Mansa i.- Jeżeli nie zaprowadzisz mnie do mojej żony - powiedział Chuck Rittersdorf - posiekam cię na kawałki.- Zrobił krok w kierunku świętego.Głaszcząc kota, Ledebur odparł:- Proszę wejść i napić się herbaty.Zanim spostrzegł, znalazł się na ziemi; w uszach mu dzwoniło, a w głowie tępo pulsowało.Z trudem usiadł, zastanawiając się, co się stało.- Pan Rittersdorf pana uderzył - wyjaśnił galaretniak.- Cios trafił tuż nad kością policzkową.- Nigdy więcej - powiedział Ledebur ochryple.Poczuł w ustach smak krwi, splunął i zaczął masować głowę.Żadna wizja nie ostrzegła go przed tym.- Jest w domu - powiedział po chwili.Chuck Rittersdorf minął go, podszedł do drzwi, otworzył je i zniknął w środku.Ledeburowi w końcu udało się podźwignąć.Przez moment stał chwiejnie, a potem powlókł się za nim.Wewnątrz, w dużym pokoju zatrzymał się przy drzwiach, podczas gdy koty skakały, biegały i walczyły ze sobą.Przy łóżku Chuck Rittersdorf pochylił się nad śpiącą kobietą.- Mary - powiedział.- Obudź się.- Wyciągnął rękę i potrząsnął jej nagim, zwisającym bezwładnie ramieniem.- Zabieraj swoje rzeczy.Idziemy stąd.Wstawaj.Kobieta w łóżku Ignatza Ledebura, zastępująca mu Elsie, powoli otworzyła oczy, spojrzała Chuckowi prosto w twarz, a potem gwałtownie zamrugała, całkowicie już przytomna.Odruchowo usiadła, po czym chwyciła porozrzucane koce, otulając się w nie i zakrywając małe, sterczące piersi.Galaretniak przezornie nie wchodził do środka.- Chuck - odezwała się Mary Rittersdorf niskim, stanowczym głosem.- Przyszłam do tego domu z własnej woli, więc.Chwycił ją za nadgarstki i wyciągnął z łóżka.Koce rozwinęły się, kubek z kawą upadł na podłogę i wystygły płyn się wylał.Dwa koty, które weszły pod łóżko, wybiegły stamtąd przestraszone, w trakcie ucieczki mijając Ignatza Ledebura.Szczupła i naga Mary Rittersdorf stała naprzeciw swego męża.- Nie możesz już decydować o tym, co mi wolno robić, a czego nie - powiedziała.Sięgnęła po swe ubranie, podniosła bluzkę i zaczęła grzebać w poszukiwaniu dalszych części garderoby.Starała się za wszelką cenę opanować.Ubierała się starannie, a z wyrazu jej twarzy można było sądzić, że jest w tym pokoju sama.- Alfańskie statki kontrolują teraz ten rejon - rzekł Chuck.- Mansowie gotowi są podnieść swoją tarczę, by ich wpuścić.To wszystko wydarzyło się, kiedy ty spałaś w.- skinął głową w kierunku Ignatza Ledebura -.w łóżku tego tutaj indywiduum.- A ty jesteś z nimi? - lodowato zapytała Mary, zapinając bluzkę.- Po co pytam.Oczywiście, że tak.Alfańczycy wzięli w posiadanie księżyc, a ty będziesz żyć pod ich panowaniem.- Ubrała się i zaczęła powoli, z namaszczeniem czesać włosy.- Jeżeli zostaniesz tutaj - powiedział Chuck - na Alfie III M2, i nie wrócisz na Terrę.- Zostanę tutaj - odparła Mary.- Sama już na to wpadłam.- Wskazała na Ignatza Ledebura.- Nie z nim; to był tylko chwilowy kaprys i on o tym wiedział.Nie mogłabym mieszkać w Gandhitown.Nie wyobrażam sobie życia tutaj.- Więc gdzie?- Myślę, że w Da Vinci Heights - odparła.- Dlaczego? - Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.- Nie jestem pewna, jeszcze tam nie byłam.Ale podziwiam Mansów, podziwiam nawet tego, którego zabiłam.Nigdy się nie bał, nawet wtedy, kiedy uciekał do swojego czołgu, wiedząc, że i tak mu się nie uda.Nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego, nigdy.- Mansowie nigdy cię nie wpuszczą - stwierdził.- Ależ tak - z przekonaniem kiwnęła głową.- Na pewno to zrobią.Chuck odwrócił się i spojrzał pytająco na Ignatza Ledebura.- Twoja żona ma rację - przyznał Ledebur.- Obydwaj, i ty, i ja, straciliśmy tę kobietę.Nikt jej nie może przy sobie długo utrzymać.To nie leży w jej naturze.- Odwrócił się i z ponurą miną wyszedł z chaty.Podszedł do miejsca, gdzie czekał galaretniak.- Myślę, że udowodniłeś panu Rittersdorfowi, iż jest to niemożliwe - pomyślał Lord Running Clam.W drzwiach chaty pojawił się Chuck, blady i wściekły.Minął Ignatza Ledebura, idąc w kierunku szalupy.- Chodźmy - rzucił przez ramię do galaretniaka.Ganimedejczyk najszybciej, jak tylko potrafił, biorąc pod uwagę jego warunki fizyczne, pospieszył za nim.Obydwaj weszli do szalupy, właz zamknął się za nimi i pojazd z buczeniem wzniósł się w górę w poranne niebo.Przez chwilę Ignatz Ledebur obserwował go, a potem wrócił do chaty.Zastał Mary szukającą w lodówce czegoś, z czego można by było przyrządzić śniadanie.Razem przygotowali posiłek.- Mansowie są w pewnym sensie bardzo brutalni - zauważył Ledebur.Mary zaśmiała się.- No i co z tego? - spytała ironicznie.Nie znalazł na to odpowiedzi.Jego świętość i jego widzenia nie pomogły mu ani trochę.- Czy ta szalupa zawiezie nas do Układu Słonecznego na Terrę? - spytał Chuck po dłuższej chwili.- Wykluczone - odparł galaretniak.- W porządku - rzekł Chuck.- Znajdę terrański krążownik stacjonujący gdzieś w tej okolicy.Wracam na Terrę; przyjmę każdy wyrok, jaki tylko przyjdzie do głowy władzom, a potem umówię się z Joan Trieste.- Biorąc pod uwagę fakt, iż sąd zażąda kary śmierci, trudno będzie ci się z nią spotkać - stwierdził Lord Running Clam.- Więc co proponujesz?- Coś, co ci się nie spodoba.- Jednak powiedz mi.- W obecnej sytuacji nie mógł niczego zlekceważyć.- Musisz.hm, to trochę krępujące.Postaram się to wyjaśnić.Musisz namówić swoją żonę, by poddała cię gruntownym testom psychologicznym.- By dowiedzieć się, do której osady najbardziej bym pasował? - zdołał po chwili wykrztusić Chuck.- Tak, właśnie o to chodzi - odparł galaretniak z wahaniem.- Nie po to, żeby stwierdzić, że jesteś psychopatą, lecz by zbadać odchylenie twojej osobowości.- Przypuśćmy, że testy nie wykażą żadnego zaburzenia, żadnej nerwicy, ukrytej psychozy, deformacji charakteru, tendencji psychopatycznych, innymi słowy niczego.Co wtedy zrobię? - Był niemal pewien, jaki będzie rezultat badania.Nie pasował do żadnej z osad Alfy III M2.Tutaj był samotnikiem, wyrzutkiem, nie było nikogo, kto by chociaż w części był do niego podobny.- Twoje długotrwałe pragnienie zabicia żony - powiedział galaretniak - może być symptomem ukrytej choroby umysłowej.- Starał się, by jego głos, zabrzmiał przekonywająco.Ale nie udało mu się to.- Ciągle jednak wierzę, że warto spróbować - nalegał.- Załóżmy, że stworzę nową osadę - rzekł Chuck.- Osadę składającą się z jednej osoby - dodał galaretniak.- Muszą się tu od czasu do czasu pokazywać jacyś normalni ludzie, którzy nie posiadają żadnych zaburzeń, i dzieci, które ich jeszcze nie wykształciły.Przyjęto tutaj klasyfikowanie wszystkich jako schizofreników polimorficznych, dopóki nie dowiedzie się, że jest inaczej.To niewłaściwe.- Zastanawiał się nad tą ewentualnością, od kiedy po raz pierwszy pomyślał o pozostaniu.- Ktoś w końcu do mnie przyjdzie.To kwestia czasu.- Chatka na kurzej nóżce w lesie - zadumał się galaretniak - i ty w środku, czekający cierpliwie, by schwytać przechodzących nieopodal.- Zachichotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •