[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Pomóż nam, Davy! — zawołała nagle kobieta.— Pomyśl o moim małym biedactwie.— Czyś go widział? Zabawne stworzenie, nieprawda? — zapytał nawrócony szwindlarz z takim zainteresowaniem, że aż Davidson spojrzał na niego z pewną sympatią.— Ostatecznie mogę tu czasem wstępować — oświadczył.W pierwszej chwili miał ochotę postawić Bamtzowi za warunek dobre obchodzenie się z Anną, lecz powstrzymała go zwykła mu delikatność i przekonanie, że obietnice takiego osobnika nie mają żadnej wartości.Anna odprowadziła go kawałek drogi, rozmawiając z nim niespokojnie.— Wszystko to robię dla małego.Nie mogłabym go trzymać przy sobie, gdybym była zmuszona tułać się po miastach.Tu przynajmniej nigdy się nie dowie, kim była jego matka.I Bamtz bardzo go lubi, po prostu przepada za nim.Nie wiem, jak mam za to Bogu dziękować.Davidson wzdrygnął się na myśl o tej nędzy istoty ludzkiej, która Bogu dziękowała za łaski czy przywiązanie okazane przez Bamtza.— I myślisz, że wytrzymasz tutaj? — zapytał ze współczuciem.— Czy ja wytrzymam! Wiesz przecież, że jak przylgnę do jakiego człowieka, to już na złe i na dobre, dopóki mu się nie sprzykrzę.Spójrz, jak ja wyglądam! W głębi nie zmieniłam się jednak wcale; w stosunku do każdego z nich byłam zawsze uczciwa, ale cóż, kiedy im się prędko przykrzyłam.Ach! Davy! Harry nie powinien był mnie porzucić; to on mnie pierwszy uwiódł.Davidson wspomniał wówczas, że Harry Poławiacz Pereł umarł przed paru laty i zapytał, czy słyszała o tym.Skinęła głową potwierdzająco.Szła obok Davidsona w milczeniu prawie do samego wybrzeża.Potem zwierzyła mu się, że spotkanie z nim obudziło w niej wspomnienie dawnych czasów.Nie płakała już od lat.Nie należała do rzędu kobiet, co płaczą byle czego, ale gdy usłyszała, jak ją nazwał Anną Śmieszka, nie mogła powstrzymać się od łkań.Jednego tylko Harry’ego kochała.A innych…Wzruszyła ramionami.Dumna była ze swej lojalności względem kolejnych towarzyszy swych smutnych przygód.Nigdy nikogo nie oszukała i miała swoją wartość jako towarzyszka życia.Niestety, mężczyźni prędko mieli jej dosyć.Widocznie w ogóle nie rozumieją kobiet — tak to sobie tłumaczyła.Davidson chciał ją w sposób delikatny ostrzec przed Bamtzem, lecz nie pozwoliła mu dokończyć: dobrze wiedziała, co mężczyźni są warci; wiedziała też dobrze, co wart Bamtz, ale był nadzwyczajnie przywiązany do małego.Davidson nie nalegał więcej, pomyślawszy, że Anna Śmieszka nie mogła już mieć żadnych złudzeń.Przy pożegnaniu uścisnęła mu silnie rękę.— Dziękuję ci za malca, Davy, dziękuję ci.Prawda, jakie to miłe dziecko?IIDwa lata upłynęły od tych wypadków do chwili, gdy Davidson z moim znajomym znaleźli się w tej oto sali.Za chwilę zobaczysz, jak tu czasem bywa pełno.Wszystkie miejsca będą zajęte, zauważ, jak stoły stoją blisko siebie; krzesła stykają się prawie.Bardzo tu jest gwarno około pierwszej.Nie przypuszczam, aby Davidson bardzo głośno mówił, ale pewnie musiał podnieść głos, rozmawiając przez stół z moim znajomym.Przypadek, zwykły przypadek, zrządził, że tuż za krzesłem Davidsona znalazł się człowiek obdarzony znakomitym słuchem.Można było postawić dziesięć przeciwko jednemu, że nie ma za co zjeść śniadania.Lecz wyjątkowo miał pieniądze, zapewne oszukał kogoś w karty poprzedniej nocy.Był to wesoły osobnik nazwiskiem Fector, szczupły, niski, nerwowy, o mętnych oczach i czerwonej twarzy.Podawał się za dziennikarza, tak jak pewnego gatunku kobiety podają się w biurze policyjnym za aktorki.Obcym opowiadał, że jego zadaniem jest wyszukiwanie nadużyć i walka z nimi, gdziekolwiek by je spotkał.Dawał też do zrozumienia, że jest męczennikiem, i rzeczywiście, nie było prawie miejscowości między Cejlonem a Szanghajem, w której by jako zawodowy szantażysta nie dostał batów, nie oberwał kopniaka, nie siedział w więzieniu, po czym go wreszcie ze wstydem przepędzano.Widocznie fach ten wyrabia spryt i zaostrza słuch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]