[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tego przedtem nie mówiłeś! - Nie? To może przeoczyłem.Wszystko jedno, zdecyduj się, co wolisz.Mizdrzyć się do tej panienki czy dbać o jej cnotę? - No dobra, to już wolę dbać o cnotę.Niech będzie.To w zasadzie mamy wszystko omówione, moglibyśmy grać na żywo, jak leci, bez prób.A propos, gdzie oni robią te próby? Nigdzie nic nie widać.Ukrywają się? - Na razie w pegieerze, za tamtą górką.Ćwiczą sceny zbiorowe, robią na zmianę strajk w kopalni i bal na zamku.W braku nas kaowiec sam czyta wszystkie role, więc mają trudności.Jutro po robocie jedziemy do pegieeru i zaczynamy występować.Przewodniczący Rady Narodowej wśród ciężkich westchnień i licznych ostrzeżeń, nie ukrywając obaw, niepokojów i całkowitego braku zaufania, osobiście opakował świętą relikwię i uroczyście wręczył ją Januszowi.- Panowie - rzekł z troską.- Gdyby się temu, nie daj Boże, coś stało.Sami rozumiecie.Może by jakąś eskortę.Zespół, któremu się śpieszyło, jak jeden mąż solennie zaręczył, że nic się nie stanie.Zaopatrzony w liczne pisemne instrukcje Bj~orn zostałodprowadzony do autobusu.- Czy on sobie aby da radę? - zatroskał się Lesio, zasugerowany obawami przewodniczącego Rady Narodowej.- Może niech lepiej jedzie do Warszawy i tam zrobią odbitki w pracowni? - Nie zawracaj głowy, we wrocławskim Miastoprojekcie już się nim zajmą - odparł niecierpliwie Janusz.- Mietek tam siedzi, kazałem mu pójść do niego.A do Warszawy za długo by trwało.- To może by ktoś z nas?.- Wykluczone, wszyscy gramy w przedstawieniu.Tylko on zostaje.O zachodzie słońca świetlica w pegieerze była nabita po brzegi samymi aktorami.Na podwyższonym podium stała Barbara z maszynopisem w ręku i z dość wyraźną satysfakcją odczytywała do klęczącego przed nią Lesia: - Precz z moich oczu, panie hrabio.Waszmość jesteś wymoczek, a jam spragnioną siły, która jest w ludzie.Oczekujący swojej kolejki Karolek coraz częściej wydawał z siebie jakiś dziwny kaszel, a Lesio na kolanach skomlał z narastającym żarem: - O bogini! Cofnij te straszliwe słowa! Wszak to nie ludzie, to bydlęta! - Córko moja! - grzmiał w chwilę potem przewodniczący Rady Narodowej.- Cóż czynisz? Wstań, panie hrabio! Pozwól ze mną do komnaty bilardowej, jedynaczka moja ma zapewne wapry.- Co ma?!.- wyrwało się Karolkowi z pierwszego rzędu czekających.- Wapry - odparł mimo woli przewodniczący, patrząc w kartkę.- Jakie wapry?! Wapory! - zawołał zdenerowany autor sztuki.- Pan ma nie poprawiony tekst! W następnej zaraz scenieJanusz tulił do łona zapłonioną panienkę z M$h$d obuwiem, zapewniając ją bez zbytniego przekonania: - Razem pójdziemy i zburzymy to źródło zła i ucisku.Znów trzech naszych poniosło śmierć, a tyran pozostaje bezkarny.Tam jest nasz cel! Panienka z M$h$d obuwiem zwisała mu u ramienia, utrudniając przewracanie kartek maszynopisu, rozgorączkowany autor domagał się wskazywania celu wyciągniętą ręką i stanowczym gestem i gubiący na zmianę tekst albo narzeczoną z ludu Janusz zaczął powoli powątpiewać, czy istotnie zamiana matrycy na przedstawienie była najlepszym pomysłem.Ciężar swej roli uczuł jednakże w pełni dopiero w chwili, kiedy stojąc w towarzystwie Barbary nad matą słomianą do okrywania inspektów, reprezentującą sobą błotnistą kałużę, rzekł: - Panna hrabianka obuwie zabrudzisz.- To mnie przenieś - przeczytała w odpowiedzi Barbara.Janusz dowiedział się właśnie z tekstu, iż ma patrzeć w dal, nie słuchając natrętnej arystokratki, utkwił zatem wzrok w transparencie "1 Maja - Święto klasy robotniczej", beznadziejnie zastanawiając się nad sposobem wyłgania się od roli gwiazdora.Poza złamaniem nogi nic mu nie przychodziło do głowy.- No przenieś mnie.Na co czekasz? - czytała Barbara.- Boisz się? Janusz trwał w zamyśleniu z wyrazem niesmaku na twarzy, myśl o złamaniu nogi bowiem budziła w nim dziwną niechęć.Barbara oderwała wzrok od maszynopisu.- Przenoś mnie, do diabła, cóżeś tak zastygł jak słup soli! - Zwariowałaś? - oburzył sięoderwany od rozmyślań Janusz.- Co ja jestem, kulturysta? - Pan musi pannę hrabiankę przenieść! - podpowiedział z naciskiem autor.Janusz zrezygnował z oporu.Po drugiej stronie słomianej kałuży Barbara zmieniła zdanie.- Chcę wracać - rzekła grymaśnie.- Przenieś mnie z powrotem.- Panie, jak rany Boga, czy pan trochę nie przesadził? - spytał zirytowany Janusz, kiedy Barbara zaczęła domagać się noszenia po raz czwarty.- Całą sztukę tak z nią będę ganiał po tej słomie? Niech pan trochę tego wykreśli! - Należy uwidocznić, że nawet miłość arystokracji była dla ludu uciążliwa - pouczył autor.- Ta scena ma być dowodem.A w ogóle niech pan nie stęka przy tym, pan reprezentuje tężyznę fizyczną.Karolek na widowni bawił się znakomicie aż do chwili własnego występu.Wówczas dopiero niepojęta zgoda Janusza na tak męczącą rolę przedstawiciela proletariatu stała się jasna i zrozumiała.Zagłębiwszy się uważniej we własny tekst Karolek odkrył, iż primo znacznie bardziej ożywione i częstsze kontakty łączą panienkę z ludu z bratem niż z narzeczonym, secundo od początku do końca sztuka zapełniona jest umoralniającymi wypowiedziami brata w ilościach przekraczających ludzką wytrzymałość, tertio zaś treść wypowiedzi jest w dziwnej niezgodzie z możliwościami jego pamięci.Przy słowach: - Siostrzyczko moja luba, dziecię, które w ramionach będziesz kołysać, lepszej zapewne dożyje przyszłości, a my, bracia, pójdmyż łączyć się w znoju i trudzie! Doszedł do wniosku, że z dwojga złego wolałby już nosićBarbarę przez cały czas trwania przedstawienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]