[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez całe przedpołudnie - powóz za powozem, powozik za powozikiem - przed ganekdomu zajeżdżają.Oktunia, zgrabna, jak ulana, w amazonce i kapelusiku z piórkiem, jak z angielskiegosztychu zdjęta, konno przyjechała.Pani hrabina, piękna, silna brunetka, jedną historię tragiczną za sobą, a drugą przed sobąmająca, dziś wyskoczyła z karety śmiejąc się i czarne błyski dżetów, które suknię jejokrywały, na wszystkie strony rozsiewając.Inkę matka przysłała wózkiem jednokonnym,przez chłopa w baraniej czapie powożonym.Niewiele przed południem wszystkie byłyśmy już zgromadzone w różowym pokoju.Salonik nieduży, do większego przylegający, i taki różowy jak młodość moja.Na różo-wość młodości mojej poczynały wypływać nieśmiało jeszcze pełzające lub szybko przela-tujące chmurki, ale w pokoju firanki u drzwi i okien, obicie na sprzętach, arabeski na ścia-nach - różowe.Tylko przez dwa okna zza festonów firanek szare niebo marcowe i szaramgiełka marcowego deszczyku zaglądały, sprzeczając się z kwiatami.Bo tu i owdzie, nagzemsie kominka, na etażerkach, stołach, pomiędzy białymi kolumienkami, zdobiącymibiurko staroświeckie, w wazonach i wazonikach - rośliny kwitnące.Oprócz kwiatów nagzemsie kominka jest jeszcze kot czarny, który u ram wielkiego, męskiego portretu w kłąbzwinięty śpi, aż chrapie.Przez okna w szarej mgiełce widać drzewa, drzewa, drzewa, a po-nieważ bezlistne są jeszcze, więc śród nich ciemne od wilgoci szlaki alei, alei, alei.Ciasno dziś w różowym pokoju.Przeciwko zwyczajowi pośrodku stoi długi stół, a do-koła stołu na dziewięciu różowych krzesłach siedzimy wszystkie dziewięć, różowe od po-witań serdecznych i serdeczniejszego jeszcze nad nie zapału.Na wysokich poręczach krzeseł, już i wówczas staroświeckich, na kanapie rozłożystej,na bocznych stolikach, etażerkach, biurku - rozwieszone, rozłożone materiały wełnianetrzech kolorów.Białość, amarantowość i szafirowość.Pokój wygląda jak wielkich rozmiarów sztandar narodowy.Pstro i pełno.Tak pełno, żeilekroć która z nas wstanie i po pokoju się obróci, tylekroć coś białego, amarantowego lubszafirowego skądciś ściągnie i za sobą pociągnie, a inne przestrzegają: Ostrożnie! Kasz-mir splamić się może! Bo z kaszmiru tych trzech kolorów szyją się konfederatki.Jak wnich partia ładnie wyglądać będzie!- Jak łan kwiatów! - poetyzować zyczynam.131- Jak maki z bławatkami zmieszane - rumieniąc się i z cicha poetyzowanie kontynuujeStefunia.Mężatką już jest od lat kilku i panią dużego, bogatego domu, a nic jeszcze nie zdołałochoćby o pół tonu podnieść skali jej nieśmiałego głosu ani od częstych rumieńców ochro-nić twarzy - białej wśród bardzo czarnych włosów.- Nie jak maki ani żadne inne kwiaty, ale - jak wielki trzykolorowy sztandar wyglądaćbędą!Słowa te z szerokim gestem ramienia wymówiła najwyższa spomiędzy nas wzrostem ioczy najsmutniejsze, a czoło najbledsze mająca Klemunia Koniecka.Najpoważniejszą teżspomiędzy nas była może dlatego, że najstarszą, bo miała już lat aż dwadzieścia pięć.Zdrugiego końca - cyfra wieków naszych zamykała się ośmnastu latami ślicznej Inki.W pokoju pstro, ale na nas pstrocizny żadnej nie ma, o, nie! %7łałoba narodowa.Suknieczarne, ozdoby z dżetu lub polerowanej i kunsztownie wyrabianej stali.Włosów tylko całagama: od kruczoczarnych, przez różne odcienie złota, do jasnych jak len.Zrazu duży był gwarek głosów.Oglądanie materii, chwalenie, ganienie, narady, zwró-cone do mnie zapytania.- Ile ich uszyć mamy?Krótko, lecz z dumą odpowiadam:- Sto.Aż krzyknęły:- Tak wiele!- Daleko więcej trzeba.Części tylko podjęłam się za siebie i za was.- Ano dobrze! Zrobi się! Szkoda nawet, że nie więcej.Zawiniemy się i dzień, dwa,trzy.- Tydzień, dwa! - reflektuje Klemunia.- Niech sobie i tydzień albo dwa! Kamieniem zasiądziemy i będziemy szyć, szyć,szyć.Zaczynajmy tedy! Dobrze, ale nim szycie rozpocząć, skroić wprzód trzeba.Wedługformy - tej oto! Która najlepiej kroić umie? Wincusia umie! Oto nożyce, prawdziwie kra-wieckie, doskonałe!Rosła, zgrabna, hoża, stalowymi szpilkami u szyi, pasa i włosów błyskająca Wincusia,w odważnej i raznej postawie u stołu staje, materie przed sobą rozkłada i - czach, czach,czach!Okazuje się, że nieosobliwie umie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]