[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Należało się spodziewać raczej tego, że każda ze “stron'1 będzie przekazywała drugiej istotne wiadomości o sobie.Winniśmy więc byli odbierać nie jedną emisję, ale co najmniej dwie.Tak jednak nie było.“Eter” neutrinowy, o ile wskazywały na to urządzenia astrofizyków, był doskonale pusty -T- poza owym jednym pasmem przesyłowym.Było to bodaj najtwardsze jądro zagadkowego orzecha.Najprostsze wytłumaczenie powiadało, że nie ma ni rozmowy, ani dwu cywilizacji, lecz jest jedna tylko, nadająca izotropowy sygnał.Przy takiej konstatacji należało od nowa wracać do łamania sobie głowy nad podwójnością owego sygnału.da capo al fine.Zapewne - list mógł zawierać coś stosunkowo prostego.Mógł na przykład być tylko schematem maszyny do nawiązywania łączności z Nadawcami.Był wtedy “planem nadajnika” - na “elementach” typu Żabiego Skrzeku.My, jak małe dziecko głowiące się nad schematem radioaparatu, nie zdołaliśmy złożyć niczego więcej oprócz paru najprymitywniejszych śrubek.Mogła to być “ucieleśniona” teoria psychokosmogoniczna, wyjawiająca, jak powstaje, jak jest rozmieszczone i jak funkcjonuje rozumne życie w Metagalaktyce.Kiedy się odrzucało “manichejskie” uprzedzenia jako sugestie podszeptujące, że Nadawca koniecznie musi życzyć nam albo źle, albo dobrze (albo “dobrze i źle” naraz, np., kiedy by wedle swych kryteriów był dla nas intencjonalnie “dobry”, a wedle maszyn “zły”) - odgadywanie płodziło coraz Swobodniej pomysły podobne do wymienionych i stawało się grzęzawiskiem, nie mniejszym od owego profesjonalnego zawężenia, które empiryków Projektu uwięziło w złotych klatkach ich sensacyjnych odkryć.Sądzili,, niektórzy przynajmniej, że badaniem Pana Much można będzie wreszcie dojść do sedna; tajemnicy Nadawców - jak po nitce do kłębka.Uważałem, że to jest wtórna racjonalizacja: ponieważ nie mieli nic nad Pana Much, trzymali się go kurczowo w swym dociekaniu.Przyznałbym im słuszność, gdyby szło o problem przyrodoznawczy - lecz mieliśmy.inny przed sobą; z analizy chemicznej atramentu, jakim napisano do nas list, nigdy się nie wywiedzie umysłowych cech piszącego.Może należało uskromnić zamierzenia i dochodzić intencji Nadawców stopniowymi przybliżeniami? Lecz tu wracało palące pytanie, czemu połączyli w jedno ten komunikat przeznaczony dla rozumnych odbiorców z biofilnym działaniem? Na pierwszy rzut oka wydawało się to niezwykłe, niesamowite nawet.Najpierw: ogólne rozważania wskazywały, że cywilizacja Nadawców musi być wprost niewiarygodnie stara.Emisja sygnału - obliczyliśmy to szacunkowo - wymagają pobór a mocy rządu co najmniej słonecznej.Wydatek taki nie może być obojętny nawet dla społeczności dysponującej wysoko rozwiniętą astroinżynierią.Musieli więc Na' dawcy działać w przeświadczeniu, że taka inwestycja jest - jakkolwiek nie dla nich - opłacalna, w sensie: realnej, życiosprawczej skuteczności.Lecz obecnie planet, na których panują warunki odpowiadające ziemskim sprzed czterech miliardów lat, jest w całej Metagalaktyce stosunkowo niewiele.Nawet bardzo mało.Metagalaktyka jest bowiem gwiazdowym czy mgławicowym organizmem więcej aniżeli dojrzałym; za jakiś miliard lat pocznie “chylić się ku starości”.Okres młodzieńczy, bujnej i gwałtownej planetogenezy, już w niej minął.Wychynęła z niego właśnie, między innymi, Ziemia.Nadawcy musieli o tym wiedzieć.Nie od tysięcy lat zatem ani.od milionów nawet posyłali ów sygnał.Obawiałem się - trudno inaczej nazwać uczucie, które towarzyszyło takim myślom - że czynią to od lat miliarda! Ale jeśli tak było, to - pozostawiając na stronie problem całkowitej niewyobrażalności dla nas tego, w jaki właściwie twór przekształca się społeczność po tak straszliwym geologicznym czasie - odpowiedź na pytanie o przyczynę “dwustronności” sygnału okazywała się raczej prosta, trywialna nawet.Mogli od najdawniejszych czasów wysyłać “czynnik życiosprawczy” - a kiedy.postanowili zająć się kornunikacją międzyplanetarną, zamiast budować specjalne po temu technologie i nadajniki, wystarczyło wykorzystać strumień emisji już, bijącej w Kosmos.Dość było odpowiedniego, dodatkowego zmodulowania tego strumienia.A więc dla prostej, inżynieryjnej oszczędności zadali nam tę zagadkę? Przecież problemy, jakie stawiał program modulacji, musiały być technicznie oraz informacyjnie potworne - tak, dla nas były nimi, ale dla nich? Tutaj znów traciłem grunt pod nogami.Badania trwały.tymczasem: próbowano niezliczonymi sposobami oddzielić “frakcję informacyjną” sygnału od “biofilnej”.Nie udawało się.Byliśmy bezradni, lecz jeszcze nie zrezygnowani.IXPod koniec sierpnia poczułem się tak wyjałowiony umysłowo, jak bodaj nigdy jeszcze.Potencjał twórczy, zdolność do podźwignięcia problemów zmienia się w człowieku przypływami i odpływami, z których trudno zdać sobie samemu sprawę.Nauczyłem się stosować jako rodzaj testu - lekturę moich własnych prac, tych, które uważam za najlepsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]