[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za to próbowałam być uczciwa wobec samej siebie.Być może postąpiłam zle, ale wtakim przypadku powinnam dostać szansę.Zresztą nieważne.- Wyprostowała się.- Ja mamswoje życie i obowiązki, on ma swoje.Chciałabym mieć już za sobą ten cały bal.- Rozumiem cię.Niecierpliwisz się, bo zaraz po tym masz jechać na swoje pierwszewykopaliska.- Cały czas o tym myślę - przyznała.Złożyła list od Dela i odsunęła na bok.To samopragnęła zrobić z myślami o nim.- Wyobrażasz sobie, że studiuję we Francji znaleziskapochodzące z dolnego paleolitu? Doktor Lesuer był dla mnie taki miły.Zgodził się przyjąćmnie do zespołu i jestem pewna, że wiele się od niego nauczę.Na razie jednak muszę skupićsię na terazniejszości.Jestem już trochę spózniona.Wiesz, że za parę godzin przyjeżdża tuSarah Lattimer? Chyba ci o niej wspominałam? To ta dziewczyna z antykwariatu.- Tak, pamiętam.Chętnie ją poznam.- Zależy mi na tym, żeby spędziła u nas niezapomniane dni.- Na pewno wszystko się uda.Chcę, żebyś przywitała ze mną gości, którzy przybylido Cordiny na moje osobiste zaproszenie.To hrabia i hrabina Brigston oraz ich syn.Za półgodziny przyjmę ich z złotym salonie.- A czy Adrienne nie mogłaby mnie zastąpić?- Nie sądzę.Jest teraz z dziećmi.Obiecuję, że wszystko nie potrwa dłużej niżkwadrans.- Zwietnie.Do zobaczenia za pół godziny - powiedziała, zbierając się do wyjścia.Zawróciła jednak spod drzwi i sięgnęła po list od Dela.- Schowam to do kartoteki - mruknęła,po czym pospiesznie odeszła do swoich zajęć.Dokładnie dwadzieścia dziewięć minut pózniej zbiegła pospiesznie głównymischodami.Po drodze mijała mnóstwo zapracowanej służby, co oznaczało, że przygotowaniado balu idą pełną parą.Majordomus dwoił się i troił, by dopilnować wszystkich szczegółów.A gdyby przypadkiem jakiś przeoczył, na pewno nie umknąłby on sokolemu wzrokowi ciotkiEve.Jej Książęca Wysokość Eve de Cordina była panią pałacu i wierną towarzyszką swegomęża, który po śmierci księcia Armanda wziął na siebie ciężar rządzenia państwem.Zawszewspierała go dobrą radą, bo żywo obchodziły ją sprawy państwowe i potrafiła ustosunkowaćsię do każdej kwestii.Eve dzieliła swój czas pomiędzy obowiązki oficjalne i te związane z jejkarierą zawodową.Prowadzony przez nią zespół teatralny, Hamilton Company, cieszył się wświecie opinią jednego z najlepszych, ona zaś sama uchodziła za niezwykle utalentowanądramatopisarkę.Camilla często myślała o tym, że jej ciotka jest najlepszym przykładem tego, iż mądra,ambitna i pracowita kobieta może osiągnąć wszystko.Nawet przybyć dość punktualnie napowitanie gości, i to mimo bardzo napiętego planu dnia.Zbliżała się już do podnóża schodów, gdy z dołu ruszył szybko w jej stronęmężczyzna przystojny jak grzech.Kiedy się zrównali, poczuła bijący od niego zapach koni.- Dokąd tak się spieszysz? - zawołał, łapiąc ją za ramiona.- Bennett! Nie wiedziałam, że już wujek przyjechał - roześmiała się, całując wpoliczek młodszego brata swej matki.- Czuję, że zdążyłeś odwiedzić stajnie.- Jakże by inaczej.Dzieciaki jeszcze tam zostały.Proszę, proszę - powiedział,dotykając jej krótkich włosów.- Bardzo korzystna odmiana - pochwalił.- Jak się wujkowi udała podróż do Anglii?- Bardzo dobrze.Znalazłem odpowiednią klacz dla mojego ogiera.- Chętnie ją obejrzę, ale pózniej.Jestem już spózniona.- Powiedz mi, co to za Amerykanin, któremu trzeba porządnie skopać tyłek?Camilla wzniosła oczy do nieba.- Rozmawiał wujek z ojcem.- Spotkałem go w drodze do stajni.Powiedziałem, że zawsze może na mnie liczyć.Zchęcią potrzymam mu marynarkę.- Myślę, że nic z tego nie wyjdzie.Tyłek, który ojciec tak bardzo chce skopać, jest wtej chwili poza zasięgiem.I tak już pewnie zostanie.A bientót.- Ale przecież.- Nim zdumiony Bennett zdążył dokończyć, Camilla pobiegła dalej.Patrząc za nią, pomyślał sobie, że ktoś tu ma nieaktualne wiadomości.Idąc na górę, uśmiechnął się do siebie.Reeve MacGee na pewno będzie doskonałepoinformowany.Camilla uznała, że nie wypada biec truchcikiem, zwolniła więc i ruszyła przed siebiedostojnym, choć nadal szybkim krokiem.Nie znosiła się spózniać.Niestety, kiedy dotarła pod drzwi złotego salonu, było już sześć minut po czasie.Ześrodka dobiegał szmer głosów, dała więc sobie jeszcze parę sekund na wyrównanie oddechu iwygładzenie sukni.Poprawiła włosy, odetchnęła głęboko i z uprzejmym uśmiechem na ustachweszła do salonu.Księżna Gabriella nalewała właśnie herbatę do filiżanek z miśnieńskiej porcelany.Naprzeciw niej siedziało dwoje ludzi z średnim wieku.Camilla od razu zwróciła uwagę nakobietę.Co za intrygująca powierzchowność, przemknęło jej przez myśl.Nietypowa urodapołączona z zamierzoną niedbałością stroju tworzyła niezwykle ciekawą całość.Wprawdzienieco bezkształtny tweedowy kostium nie mógł uchodzić za ostatni krzyk mody, ale pasowałdo osoby, która go nosiła.Na widok Camilli mężczyzna wstał i ukłonił się.Natychmiast zaczęła przepraszać zaspóznienie, lecz po chwili głos uwiązł jej w gardle.Ze zdumieniem odkryła bowiem, żestojący przed nią człowiek jest starszą i nieco szlachetniejszą wersją Dela.To nie-dopuszczalne, pomyślała ze złością.Musi zapomnieć o tym mężczyznie.Już chyba całkiem znią zle, skoro widzi go nawet w osobie dostojnego angielskiego hrabiego.- Camillo, oto hrabia i hrabina Brigston.Milordzie i lady Brigston, to moja córka,Camilla de Cordina.- Witam państwa.Jeszcze raz przepraszam, że musieli państwo na mnie czekać.Bardzo proszę, niech państwo siadają.Jak minęła podróż?- Dziękuję, doskonale.Cieszymy się, że możemy poznać Cordinę.- Alice wykonałaprzepisowy ukłon, po czym uścisnęła dłoń Camilli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]