[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedy­nie raz, w 1919 roku, kiedy był małym chłopcem, osobiście widział Johna Slaughtera, ale to wszystko.Państwo Abbottowie wypili jeszcze po dwie filiżanki kawy, a ich dzieci nastawiły szafę grającą na piosenki braci Os-mond.Kwadrans przed dziesiątą wieczorem cała rodzina opu­ściła bar i Mary długo stała w drzwiach, obserwując, jak ich samochód oddala się w kierunku Clovis.Później wróciła za bar i posprzątała po nich.W niedzielę, krótko po wschodzie słońca, pewien trębacz, który przez całą noc przygrywał na hucznej zabawie w bazie Sił Powietrznych, zauważył starego zielonego cadillaca stoją­cego na poboczu drogi jakieś półtorej mili na wschód od Floyd.Minąłby go swoim volkswagenem, nie zatrzymując się, jed­nak bardzo chciał zapalić papierosa, a nie miał przy sobie ani zapalniczki, ani zapałek.Stwierdził, że w cadillacu siedzą jacyś ludzie, zatrzymał się więc i podszedł do niego.Był zim­ny poranek i szyby cadillaca częściowo zaparowały.Trębacz zapukał w okno po stronie kierowcy.Nie doczekał się żadnej reakcji, zastukał więc jeszcze raz, tym razem głoś­niej.Chyba wszyscy wewnątrz spali.Zadrżał od gwałtownego podmuchu zimnego powietrza i dla rozgrzewki zatarł ręce.Dopiero gdy zapukał po raz trzeci, zdał sobie sprawę, że coś jest nie w porządku.Dwukrotnie krzyknął: “Hej, jest tam kto? Hej, otwórzcie drzwiczki!”, ale nie było żadnej odpo­wiedzi.Z trudem rozpoznał wewnątrz sylwetki kobiety, męż­czyzny i trojga dzieci, wszyscy bezładnie spoczywali na siedze­niach, jakby nie żyli.Przerażony trębacz powrócił do swojego samochodu i wy­ciągnął z niego łom.Próbował podważyć nim drzwiczki cadil­laca, ale zamek trzymał mocno.Wreszcie stanął zrezygnowa­ny, ze zwieszoną głową, zastanawiając się, co robić.Stałby tak długo, gdyby nie zauważył nadjeżdżającej wojskowej cię­żarówki.Machnął na nią, a gdy się zatrzymała, podbiegł do kierowcy i krzyknął:- Tam coś się stało! Wygląda, że nikt z nich nie żyje w tym samochodzie.Nie mogę go otworzyć!Młody żołnierz wyskoczył z ciężarówki, aby osobiście prze­konać się, co też się stało.Popatrzył przez chwilę, po czym, nie mówiąc ani słowa, odebrał łom z ręki trębacza i rozbił nim szybę cadillaca.Dzieci na tylnym siedzeniu wyglądały tak, iż nie było wąt­pliwości, że nie żyją.Były skulone, oczy miały pozamykane, a twarze białe jak śnieg.Odłamki szkła leżały na nich jak kruszynki lodu.Na przednim siedzeniu kierowca żył, ale z trudem zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje.Kobieta obok była skurczona, a twarz miała ukrytą pomiędzy kolana­mi.- Lekarza.- wyszeptał kierowca cadillaca.- Na miłość boską, zawołajcie lekarza.Młody żołnierz pognał z powrotem do ciężarówki i urucho­mił radiotelefon.Trębacz słyszał, jak mówi do mikrofonu:-.cała rodzina, tak.nie, nie wiem, co się z nimi stało.Mniej więcej półtorej mili za Floyd.znasz drogę?Niespodziewanie w powietrzu zagrzmiały silniki błyszczą­cego bombowca.Trębacz przez chwilę patrzył za nim, osłoni­wszy oczy przed słońcem, lecz zaraz odwrócił się i wzruszył ramionami w geście bezsilności i rezygnacji.Kierowca cadil­laca zamknął oczy i z trudem, chrapliwie oddychał przez usta.Trębacz zastanawiał się, czy powinien zdjąć mu z nosa okula­ry, czy też nie.Młody żołnierz powrócił do cadillaca i powiedział:- Już wysłali z bazy ambulans.Powiedzieli mi, że lepiej ich nie dotykać w tym samochodzie.Być może cierpią z powo­du czegoś zaraźliwego.Trębacz skinął głową.Ucieszył się z podjętego przed chwilą postanowienia, że lepiej jednak nie ściągać okularów z nosa kierowcy.- Biedne dzieciaki - powiedział, wskazując ruchem głowy tylne siedzenia.- Cokolwiek im się stało, musiało nastąpić cholernie nagle.- Zapewne się udusili - stwierdził żołnierz.- Najpraw­dopodobniej mieli gdzieś szczelinę w tłumiku.Kiedy tlenek węgla dostanie się do kabiny samochodu, nawet nie jesteś w stanie zdać sobie sprawy, człowieku, co się z tobą dzieje.Mój przyjaciel zabił się w ten sposób.Trębacz przycisnął ręce do ust.Dookoła słychać było jedy­nie świst wiatru i chrapliwy oddech kierowcy cadillaca.Z ba­zy lotniczej dobiegał przez moment grzmot startującego sa­molotu, ale ucichł tak szybko jak letni piorun.- Niezłe miejsce na śmierć, co? - zapytał żołnierz.Trębacz skinął głową.Coraz bardziej marznął i zaczynał żałować, że w ogóle w tym miejscu się zatrzymał.Tragedia, której był świadkiem, tak nim wstrząsnęła, że do oczu napły­nęły mu łzy.- Masz ogień? - zapytał żołnierza.Ten w odpowiedzi potrząsnął głową.- Nie palę - odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •