[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O jakie ryby?- Wędzone.Nie wyobrażacie sobie, jaki jest łakomy, ten wasz rudy, i ile może zjeść.Coś nieprawdopodobnego! Bez przerwy maglował ludzi o wędzone ryby, kupował je na tonyi wszystko pożerał! Dałem mu spokój, bo w końcu upodobanie do ryb nie jest karalne,ale zmyliło mnie to okropnie.Tyle było gadania o rybach, że bursztyn w tym gdzieś zaginąłi wydawało się, że on ma wyłącznie ryby w głowie.- Coś podobnego! - wykrzyknął Pawełek z oburzeniem.- Całkiem niezły kamuflaż - przyznał pan Chabrowicz.- Owszem.Zasłona dymna z wędzonych ryb.- Ale teraz, kiedy pan ich złapał, wiadomo już na pewno, że to oni kupowali bursztyn?- spytała Janeczka z niepokojem.- I ma pan dowody?- Teraz już mam.- I w zeszłym roku też oni?- Okazuje się, że też, tyle, że nieco delikatniej.Teraz poszli na duży skok, zmonopolizowali interes i już nie mieli konkurencji.Wiecie, jak już się sprawa wykryje, wtedy wszystko, co było przedtem niejasne i niepewne, nagle się robi zrozumiałe i nagle pasujedo siebie.Człowiek staje się mądrzejszy dosłownie z godziny na godzinę.Te dwa samochody fatalnie mi nabruździły.- Bo ten zagraniczny odwracał sobie numer, a samochód miał taki sam i pan myślał, że to samochód plastyka? - wtrąciła żywo Janeczka.- I wszystko się panu myliło, bo myślał pan, że to plastyk tam gdzieś jeździ, a nie łysy, i robiło się z tego zamieszanie?- Właśnie.Podejrzewałem tego plastyka o Bóg wie co i niepotrzebnie doszukiwałem się dodatkowych afer.Ciągle mi się plątał.- Zaraz, jak to? Dwa samochody? - zdziwił się pan Chabrowicz.- Jak to jest możliwe? Jakim sposobem one mogły być jednakowe?- Dwa polskie fiaty w wersji eksportowej - wyjaśnił porucznik.- Oba w tym samym kolorze.Facet znał plastyka, wiedział, czym jeździ, kupił sobie za granicą identyczny samochódi tylko nasz handel wszedł mu trochę w paradę.Urwał na chwilę i odkaszlnął kilkakrotnie, z wyraźnym wysiłkiem tłumiąc na twarzy wyraz rozweselenia.- Przyjechał na angielskich oponach - ciągnął.- Zorientował się, że plastyk jeździna naszych, polskich, co stwarza dużą różnicę.Chciał wobec tego też kupić sobie polskiei okazało się, że łatwiej jest sprowadzić dwa komplety angielskich, niż kupić nasze w sezonie.W rezultacie plastyk dostał angielskie opony prawie darmo, jako nadzwyczajną okazję,skusiło go to i bezwiednie dostosował się do swoich wspólników.- Wiedział, że się podszywają pod jego samochód?- A skąd! Nie miał o tym pojęcia.Bardzo go to oburzyło i od razu wsypał ichprzez zemstę.- To dlatego pan już wszystko wie - zauważyła bystro Janeczka.- Owszem, w dużym stopniu dzięki temu.- No tak, ale to nie rozwiązuje sprawy - zmartwiła się nagle pani Krystyna.- Samo kupowanie bursztynu przecież nie jest karalne, prawda? Każdy może sobie kupić, nawet ja.?- Oczywiście!- No właśnie.A zatem cóż pan z nimi zrobi? Nie złapano ich na nielegalnym wywożeniu bez zezwolenia! Mogą kupować, ile zechcą, a potem dać do wywiezienia komu innemu i co? Wcale się to nie skończy.Porucznikowi błysnął w oku wyraz satysfakcji.- Drugiej takiej afery prędko sobie nie zorganizują, mogę panią zapewnić.Nie będzie komu organizować, bo ja ich złapałem na czymś lepszym.No.pokażę państwu, zresztą i tak dzieci musiałyby to obejrzeć.Mieliśmy pracowitą noc.Sięgnął do torby i wyjął kilka dużych odbitek fotograficznych.- Proszę - rzekł z triumfem, rzucając je na stół.- Jak wam się to podoba?Przez kilka chwil w pokoju rozlegały się wyłącznie chaotyczne okrzyki.Dzieci dostały wypieków, wyrywały sobie wzajemnie zdjęcia z zachłannością wygłodniałych sępów.Zdumienii zaskoczeni rodzice dopiero po dobrych paru minutach zdołali obejrzeć uwiecznione na nich sceny, które wydały się im dosyć upiorne.Wszystkie fotografie przedstawiały cmentarz.Na cmentarzu widać było trzech różnych osobników, zastygłych w rozmaitych fazach działania.Można było z łatwością ułożyć kolejność zdjęć.Na pierwszych osobnicy tkwili w grobach, zagłębieni prawie po kolana i wyrzucali łopatami piasek, na następnych z łopatami w garści i ogłupiałym wyrazem twarzy gapili sięw obiektyw, na ostatnim wyskakiwali z grobów i zaczynali uciekać.Urozmaicenie wprowadzał fakt, że dwóch osobników występowało na zdjęciach razem, a trzeci oddzielnie i ten trzeci pojawiał się od fazy porzucania łopaty i wyskakiwania.W fazie pierwszej był jakoś pominięty.Janeczka i Pawełek, zdolni wreszcie do posługiwania się normalną, ludzką mową,pełni szalonych emocji, dzielili się uwagami.- Popatrz, łysy! Skąd?! Przecież go tam nie było!- Łysy, patrz, wyskakuje- i ucieka! Skąd się tam wziął?!- Przylizany kopie głębiej.Patrz, Rudy Sprężynowiec ledwo zaczął!- Dzieci, na litość boską, co wy macie z tym wspólnego?! - krzyknęła z przerażeniempani Krystyna.- Hieny cmentarne? - zainteresował się pani Roman.- Bo na grabarzy nie wyglądają.Dzieci nie zwracały uwagi na rodziców.- Patrz, to przecież nie na środku.Łysy kopie z boku.- To te dwa groby niżej.Nie było go, jak Boga kocham! Przecież tamtędy przechodziłem!- No to skąd się wziął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]