[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żył bardzo długo, lecz na koniec przypomniano sobie w piekle o przebiegłym uciekinierze.Znienacka zaskoczył go Tanatos, uciął mu pukiel włosów i krnąbrną duszę zabrał do podziemi.W Hadesie wymierzono mu ciężką karę: miał wynieść wielki kamień na bardzo wysoką i stromą górę.Syzyf natychmiast zabrał się do roboty, sądząc, że z łatwością to uczyni, a potem już będzie miał spokój.Wydźwignął ów głaz prawie pod sam szczyt, gdy wtem skała wyśliznęła mu się z rąk i spadła z powrotem na dół.Za drugim razem to samo, i za trzecim, i za dziesiątym.Tak zawsze.Już jest Syzyf bliski celu i zawsze coś mu kamień z rąk wyrywa, i musi biedak pracę zaczynać na nowo.Być może, iż podanie o “pracy Syzyfowej" powstało stąd, że w odległej starożytności zbiegłych zbrodniarzy i niewolników przywiązywano do ciężkiego kamienia lub belki, którą zawsze ze sobą wlec musieli.Wnukiem Syzyfa był piękny Bellerofon, któremu zdarzyło się w młodości zabić przez nieostrożność własnego brata.Uważano go za zbrodniarza i wygnano z kraju.Wygnaniec schronił się do króla Projtosa, lecz tu zakochała się w nim podstarzała królowa.Bellerofon opierał się jej zalotom, co ją tak rozeźliło, że oskarżyła go przed mężem, jakoby ją chciał porwać.Projtos nie miał odwagi sam ukarać młodzieńca.Posłał go więc do Azji Mniejszej, do króla Licji, Iobatesa, dając na drogę list, mocno opieczętowany.Bellerofon nie wiedział, że jest tam wyrok śmierci na niego.Iobates, odczytawszy Projtosowe orędzie, postanowił zgładzić nieszczęśnika w sposób dyskretny i zażądał, by stanął do walki z Chimajrą (Chimerą).Był to potwór dziwaczny: z przodu lew, z tyłu smok, a pośrodku koza.Ze wszystkich trzech paszcz buchał ogień okropny.Przeciw Chimajrze Iobates wysyłał całe zastępy wojska, lecz z takiej wyprawy nikt nigdy nie wracał.Ludzie zamykali się po domach, drżąc z trwogi przed potworem, który włóczył się po lasach i polach.Bellerofon wcale się nie bał.Wieczorem pomodlił się do Ateny i usnął.Gdy się obudził nazajutrz, ujrzał obok siebie złote wędzidło.Wziął je, ale nie wiedział, co to znaczy.Dopiero w ogrodzie spotkał skrzydlatego konia, Pegaza, i zrozumiał, że to na niego wędzidło i że wszystko dzieje się za sprawą Ateny.Wskoczył więc na grzbiet rumaka i wzbił się w powietrze.Teraz mógł walczyć z Chimajrą.Potwór ciskał się, dymił, warczał, strzelał ogniem, ale Bellerofon wysoko ponad nim drwił z jego wściekłości i co chwila podlatywał, aby go ukłuć oszczepem.Na koniec udało mu się wrazić Chimajrze oszczep w gardło.Pocisk miał ostrze z ołowiu, który stopił się w ogniu buchającym z paszczy i zalał wnętrzności.Potwór zdechł, a Bellerofon w triumfie wrócił do Iobatesa.Król rozczulił się, podarł list Projtosa, dał bohaterowi własną córkę za żonę i podzielił się z nim królestwem.Kraj odżył, albowiem Bellerofon ochraniał go swym męstwem.Żaden wróg nie ważył się wtargnąć w jego granice.Owe powodzenia tak oszołomiły wnuka Syzyfa, iż zdawało mu się, że wszystkiemu podoła.Ziemia była dla niego za mała.Zamyślał Olimp zdobyć i Dzeusowi piorun wydrzeć.Tu był kres jego dumy i chwały.Ledwo wzniósł się w powietrze na swym skrzydlatym rumaku, otoczyły go gęste chmury i piorun zwalił jeźdźca na ziemię.Spadł w przepaście górskie, osmalony ogniem niebieskim, ranny i bezsilny.Z oczyma obłąkanymi, których światło ćmiła nędza klęski, odszedł na pustynię, gdzie unikając ludzi przeżuwał swą hańbę w samotności i zapomnieniu.Legendy lakońskieW Sparcie, stolicy Lakonii, tam gdzie Eurotas prowadzi swe jasne wody wśród ciemnej zieleni krzewów mirtowych, panował przed wiekami król Tyndareos z małżonką swoją, Ledą.Ale oboje byli smutni, ponieważ nie mieli dzieci.Gdy raz pod wieczór siedzieli przed pałacem i spoglądali na słońce, zapadające za ośnieżone szczyty Tajgetu, zjawił się nagle Hermes i położył Ledzie na kolanach wielkie jaje, takie jak zwykle znoszą łabędzie.Leda schowała je w złotej puszce, wyścielonej miękkim puchem.Po pewnym czasie jaje pękło i wyszło z niego czworo ślicznych dzieci: dwie dziewczynki i dwóch chłopców.Chłopców nazwano: Kastor i Polideukes, a dziewczęta: Helena i Klitajmestra.Nie mieli rodziców, więc mówiono, że pochodzą od Dzeusa.Kastor i Polideukes odebrali surowe wychowanie.Uczono ich biegać, strzelać z łuku, rzucać oszczepem i dzidą, kiełznać dzikie ogiery i harcować po równinach lakońskich.Puszczano ich na samotne wyprawy w tajemnice Tajgetu.Idąc stromymi ścieżkami, wśród drzew morwowych i kasztanów, wpadali w wąwozy nagie, bezdrzewne, bez źdźbła trawy, w szerokie korytarze kamienne, śliskie i niebezpieczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]