[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałem cośtakiego poprzedniego dnia na kowbojskim filmie z Allanem Laddem.Ponuro wbiłem wzrok w maselniczkę stojącą na stole i jeszcze razpowtórzyłem: - Nikt nie wie, ile można wytrzymać.Potem znów siedziałem z tą wiedzmą, a ona opowiadała mi o tym, żejuż przed pięcioma laty wycięli jej pół żołądka, czy nawet trzyćwierci, i że ona musi często chodzić do toalety, a goście Ewyprzeszkadzają jej w tym, i że "co oni tam robią".Mógłbym jej łatwona to odpowiedzieć; i właściwie do dzisiaj nie wiem, dlaczego jejtego nie wytłumaczyłem.A potem ten trzeci poszedł i Ewa znówwyszła.Tym razem nie chciała, abym ją całował.Zaczęła płakać;zsunęła się z moich kolan i płakała leżąc na podłodze; i nigdyprzedtem ani potem nie słyszałem już takiego płaczu.Tak płakalibychyba tylko umarli, którym przyszłoby zmartwychwstać i żyć po razdrugi.Ta stara znów zmieniała prześcieradła, a Ewa wciąż jeszczepłakała leżąc nago na kamiennej posadzce.Patrzyłem na zegar; minęłagodzina, potem druga.Wreszcie Ewa powiedziała do mnie:- Nigdy nie myślałam, że będziesz mógł to wytrzymać.Nigdy.Podniosłem ją i jakoś tam otarłem jej twarz.Ja też przedtem nigdynie myślałem, że tyle można wytrzymać; Chryste Panie, nigdy niemyślałem, że jestem taki dzielny i że tak wiele cudzego nieszczęściapotrafię znieść.Popatrzyłem na pustą butelkę po piwie, machnąłem kelnerowi ręką iposzedłem nad morze.Nie znalazłem tam Griszy; stary Rosjanin, którymiał tam kiosk, powiedział mi, że Grisza poszedł już, ale jeszczewróci.Rozebrałem się i położyłem na piasku; było gorąco, chamsintrwał już drugi dzień, fale nie podpływały pod betonowe nadbrzeże -tak jak działo się to zazwyczaj o tej porze roku.Ludzie pochowalisię do domów; nikt się prawie nie kąpał - tylko ja i jeszcze paruturystów, którzy nie dawali za wygraną i leżeli bezwładnie wpiekielnym słońcu przykrywszy głowy płachtami "New York HeraldTribune" i "Jewish Chronicle".Nie lubiłem ich; byli wrzaskliwi inatarczywi; wyglądali śmiesznie w swoich ubraniach z tropiku przyludziach urodzonych tutaj: pięknych kobietach i mężczyznach oatletycznej budowie, poważnych i skromnych, którzy pracowali ciężko,potrafili się bawić jak dzieci i umierali w milczeniu na wszystkich123 granicach Izraela.Patrząc na tych i tamtych, trudno było uwierzyć,że należeli do jednego narodu.Przypuszczam, że ci, urodzeni tutaj,także nie bardzo w to wierzyli i nie dziwię im się.Codziennieginęli na granicy młodzi żołnierze; ciągle o tym czytałem isłyszałem.Wierzę w to, że jeśliby kiedyś ten naród spotkałonieszczęście, to wrogowie ich weszliby do pustego kraju: bezmężczyzn, bez kobiet i bez dzieci.Ci, urodzeni tutaj, mielipoczucie tragizmu swego losu, ale nigdy o tym od nich samych niesłyszałem; i dlatego tym ciężej było mnie, obcemu, pętać się po tymkraju bez pracy i ze świadomością tego, że nie jestem tu potrzebny wżadnej sytuacji i okolicznościach; i że nikt tu na mnie nie liczy.Gdzie indziej nie myślałbym wcale o tym.Grisza przyszedł około trzeciej; rozebrał się i skoczył do wody -jemu jednemu chciało się pływać w taki dzień, kiedy człowiek godzinęmyślał nad tym, czy warto się przewrócić z jednego boku na drugi.Nie widziałem nigdy silniejszego chłopa od Griszy: był szczupły,prawie chudy, ale jak z żelaza.Ciężko byłoby go dobić; chyba takjak z kotem; a przecież wczoraj, pomyślałem sobie, tamtensponiewierał nas, jak chciał.Grisza wyszedł z morza błyszczący odwody, z dymiącą głową, i położył się obok mnie.- Napiłbyś się? - zapytał.- Pewno, żebym się napił - powiedziałem.- Ale zjadłbym cośprzedtem.- To nie wchodzi niestety w rachubę - powiedział Grisza.- Mogęwykombinować od tego starego z kiosku butelkę koniaku.Ale dojedzenia tam nic nie ma.Zresztą po co ci jeść? Będziesz szybciejpijany, kiedy rąbniesz sobie na czczo.U nas, w Odessie, chłopcypili czasami wódkę z gorącą zupą, żeby się szybciej zaprawić.- U was w Odessie - powiedziałem.- Spróbuj.Podniósł się; ja dalej leżałem w ciepłym piasku, nawet niespojrzałem za nim.Słyszałem tylko ich głosy.Grisza zaczynał zbardzo daleka, jak człowiek wyspecjalizowany w pożyczkach; jakwybitny artysta, który wierzy sobie i temu, że w swoim dziele będziemiał wiele do powiedzenia - eksponował temat, powoli i wytwornie.- Gorąco dzisiaj - mówił Grisza.- Ano, gorąco - potwierdził stary.- Ale u nas w Odessie-mamie też i tak bywało - mówił Grisza.Bo tenstary też był z Odessy.- Czto-że ty - oburzył się stary.- Gdzieś ty widział coś takiego?Oddechu złapać nie można.- Pić się chce - delikatnie poddał Grisza.- A tam, pić - powiedział stary.- Lepiej nie pić w chamsin.Wypijesz szklankę, dwie, zaczniesz - a potem skończyć nie można.Zdrowia szkoda, mówię ci.124 - Dajcie butelkę, zapłacę wam w tygodniu.- O, nie - powiedział stary.- Ty wiesz, Grisza, jak to u mniepowiedziane: sierioznyj szczot - haroszaja drużba.U mnie na kredytnic nie ma.- Zmienili was tutaj, wuju - mówił z goryczą Grisza.- Was by jużludzie nie poznali w Odessie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •