[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No patrz, Józiu, jak teraz dobrze pcha, a jak mu grzecznie mówiłem dziesięć razy, to nie rozumiał.Nienawidziłem księży od czasu, gdy w 1938 r.po śmierci ojca ksiądz odmówił pójścia za zwłokami dlatego, że były czerwone sztandary.Mnie ksiądz nie był potrzebny, ojcu też nie, bo był niewierzący, lecz zamówiłem księdza na prośbę mojej wierzącej matki.Ja zadecydowałem wtedy szybko: nie chce iść, to pies z nim tańcował - idą sztandary.Lecz od tamtej chwili znienawidziłem ich, gdy przedtem byli mi tylko zupełnie obojętni i śmieszni.Tamten ksiądz “nawrócił” wtedy jedną duszyczkę, tzn.mnie, na drogą nienawiści do kleru.Szubert natomiast pociągnął mnie swoją niezaradnością.Miałem z nim zabawę, a zarazem uczucie obowiązku opiekowania się nim.Wiedziałem, że jeśli przestanę opiekować się nim - zginie.Czułbym się wtedy winnym w pewnym stopniu jego śmierci.Gdyby mnie zraził jakimś złym postępkiem, gdyby za spowiadanie ludzi w obozie brał część wyżywienia więźnia, chleb lub kiełbasę - jak robili prawie wszyscy księża, a przynajmniej ci wszyscy, których znałem miałbym wtedy ręce rozwiązane.Lecz on był cały uduchowiony.Wierzył w to, co robił, i to, mimo różnicy naszych przekonań, podobało mi się w nim.Opieka moja nad nim nie miała charakteru materialnego.Organizowaną żywnością dzieliłem się tylko ze Stefkiem Krukowskim, z nikim więcej, Szubert też mi nic nie dawał.Kilka razy, gdy kupił chleb za otrzymane na kantynę papierosy, chciał dać mi kawałek, lecz odmawiałem, bo i tak ja miałem więcej jedzenia jak on, a on mimo wszystkich moich nauk zawsze pracował uczciwie.Chodziło o to, żeby go wcisnąć do lżejszej pracy.I moją rolą było tak kręcić, żeby uchronić go przed niepotrzebnym i możliwym do uniknięcia biciem.Jak to wyglądało w praktyce?Jak już wspomniałem, robiliśmy przy pchaniu wózków.Wózek pchały 4 osoby i pchaliśmy wszyscy z tyłu.Ja zawsze czujnie obserwowałem teren, żeby wcześnie wyczuć, skąd grozi niebezpieczeństwo.W pewnym momencie między szopami po lewej stronie, jeszcze daleko przed nami, mignęła sylwetka esesmana z kołkiem w ręku.Szedł w kierunku toru kolejki.Wiadomo, że spotkamy się z nim przy torze.Jeśli jest to człowiek pracujący lepiej prawą ręką, to będzie bił stojąc po lewej stronie wózka.Szubert i ja pchaliśmy wózek idąc po jego lewej stronie.Bez słowa daję mu znak, żeby przeszedł na prawą stronę.Sam przesunąłem się do przodu po prawej stronie, a Szubert pchał z tyłu po prawej stronie.Wózki pchaliśmy grupami po 10-15 wózków, jeden za drugim.Wyczułem dobrze.Przed nami wyszedł esesman i wali po kolei wszystkich, którzy pchają wózki przechodząc obok niego.Wali wszystkich, którzy idą po lewej stronie, a ja idę po prawej i Szubert też po prawej.Przechodząc na prawą stronę wiedziałem dobrze, że jeśli będzie bił, to tych po lewej stronie - a mimo to nie ostrzegłem ich, no bo jeśli już ktoś musi dostać, to niech dostaną inni, a ja nie.Gdybym ostrzegł wcześniej, wtedy wszyscy chcieliby być po prawej stronie.Zrobiłby się bałagan i dostalibyśmy wszyscy jeszcze lepsze grzanie, bo miałby już za co bić, a tak to bije tylko dla przyjemności i urozmaicenia życia sobie i nam.Gdy widziałem, że przy robocie zaczyna być gorąco - Józefa za rączkę i urywamy się.On zawsze się bał, lecz wierzył w moją gwiazdę i spryt.Wierzył też, że to Bóg się nami opiekuje i każda sztuka nam się uda.Ja znów radziłem mu, żeby, jeśli chce żyć, więcej myślał o tym, co robi.Gdy Szubert po kilku dniach ulokował się wreszcie w możliwej pracy, poszedłem dalej swoją drogą żyjąc na swój, odmienny od innych sposób.Na jesieni Stefek Krakowski został wysłany karnie do pracy w kamieniołomach, a wkrótce po nim wyznaczono tam też Szuberta.- Niedobrze - pomyślałem sobie.- Na pewno trafi znów do najgorszej pracy i mogą go tam zatłuc.Okazało się, że miałem rację.Wieczorem żalił się, do jakiej okropnej grupy został przydzielony.Trafił do grupy, która budowała kolejkę linową nad kamieniołomem.Kapern był tam bandyta, który starał się mieć u siebie ludzi otrzymujących kantynę.Miał spisane ich numery i z jakich są bloków.Sprawdzał na blokach, kto będzie fasował papierosy, i w dniu fasowania kazał oddawać sobie całą kantynę.Jeśli ktoś nie dał, mógł być pewien, że za kilka dni znajdzie się w krematorium.Gdy ktoś miał nieszczęście mieć złoty ząb i pracować u niego, szybko go stracił.Jeśli nie oddał go dobrowolnie - to już po kilku dniach kapo wyrywał mu sam, ale żeby nie mógł iść na skargę, to przedtem zabijał go.I do takiego właśnie przyjemniaka trafił Szubert.Źle.Trzeba coś robić, żeby go wyciągnąć z tej grupy.A tu już nieszczęście: kapo sprawdził, że Szubert ma kantynę, i już powiedział, że ma mu ją oddać w dniu fasowania, bo jak nie odda, to trup.Szubert powiedział, że odda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]