[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mają z nią mniej lub więcej wspólnego wszystkie tragedie spowodowane przez ludzi.Przynajmniej te, z którymi ja mam do czynienia.- Jakiż to detektyw tak przemawia? - zdziwił się Henry.Salvador zapiął marynarkę i uśmiechnął się.- Przemawia tak detektyw, który jest dość zmęczony, by nie tropić jedynie skutków, lecz poszukać przyczyn.- Cóż.Nie jestem pewien, czy istnieją jakiekolwiek przyczyny.Kierkegaard mówi, że są dwa sposoby życia: jeden to cierpieć samemu, drugi to wyciągać wnioski z cu­dzych cierpień.Zaufaj mi i wybierz tę drugą drogę.Salvador Ortega wyszedł.Henry stał przy oknie i roz­sunąwszy żaluzje obserwował, jak odjeżdża swym jaskra­wozielonym sportowym datsunem.Nie potrafiłby powie­dzieć, czemu ten meksykański detektyw posiał w nim ziarno niepokoju, i to głęboko.Może dlatego, że nie był w stanie zrobić tego, czego Henry oczekiwał po policji - znaleźć racjonalnego wyjaśnienia każdego nieracjonalnego zdarze­nia, z głupim wręcz uporem trzymając się faktów.Henry pragnął usłyszeć, że wszystko to jest normalne.Przemoc, tak.Przerażenie, tak.Ale normalne.Mimo tego, co Salvador powiedział o haczyku zawartym w każdym zabójstwie, Henry wiedział, że szansę na znalezie­nie takiego haczyka w tej sprawie były minimalne.Zbyt była dziwna, zbyt mało było śladów, poszlak.No i były w niej węgorze.Wrócił do książki.Nalał sobie dużą szklankę i raz jeszcze przekartkował dzieło.Strona za stroną, wpatrzone w niego,lśniące węgorze.Potem przeszedł machinalnie do opisu śluzie, jednej z morskich ryb z rodziny Myxinidae, rzędu Cyclostomata, klasy Agnatha.„Śluzica wygląda jak węgorz - czytał - bez bocznych płetw i z niewielką płetwą ogonową.W odróżnieniu jednak od węgorzy atakuje inne ryby, takie jak łupacz czy dorsz, i wpija się w nie, wyrywając nabitym zębami językiem ich ciało.Po takim ataku z ofiary zostaje tylko szkielet.Gdy nie poszukuje pożywienia, zagrzebuje się w mule dna oceanu”.Przeczytał ten akapit dwukrotnie.Potem wlał w siebie jeszcze trochę wódki, sięgnął po telefon i wystukał numer Instytutu Scrippsa.- Z doktor Andreą Caulfield - poprosił.- Mogę wiedzieć, kto dzwoni?- Jacques Cousteau.- Czy może pan chwilę poczekać, panie Cousteau?Po długim oczekiwaniu miejsce pobytu Andrei zostało wreszcie ustalone i w słuchawce rozległ się jej szorstki, podobny do męskiego głos:- Tak, Henry, czego chcesz tym razem?- Jak się masz, Andrea?- Nie pytaj, Henry.Tak naprawdę to wcale nie chcesz wiedzieć, a ja nie mam najmniejszej ochoty ci tego mówić.Czego chcesz?- To dotyczy ryb, Andrea - wyjaśnił Henry, starając się, by w jego głosie brzmiał zarówno podziw, jak i rozpacz­liwe pragnienie uzyskania porady eksperta.- Jakiego gatunku? - spytała Andrea.- Jedyną rybą, jaka cię kiedykolwiek interesowała, była pieczona flądra.- Nie, nie, Andrea.To co innego.To węgorze.- Węgorze? - powtórzyła nieufnie.- Właśnie.Dziś rano natknąłem się na plaży na węgo­rza.Musiał zostać wyrzucony na brzeg przez przypływ.Chciałem go podnieść i ugryzł mnie.Obmyłem oczywi­ście ukąszenie środkami odkażającymi i tak dalej, ale zastanawiam się, jaka to mogła być odmiana węgorza, że tak się zachował.Chodzi mi o to, że jeśli to jest niebezpiecz­ne, to może powinienem zawiadomić straż przybrzeżną.- Kłamiesz, Henry - stwierdziła Andrea.- O czym ty mówisz? Jedyne, co chcę wiedzieć, to co to mogła być za odmiana węgorza?- Ty, stanowa policja i prawie wszyscy dziennikarze z prasy i telewizji na dwieście mil wokoło.Posłuchaj, Henry, wiem o tej sprawie.Trzech moich kolegów jest teraz na plaży.Próbują wykopać węgorze spod piasku.Ten jeden schwytany został tu przysłany już rano, właśnie go badamy.- I? - spytał Henry, jako że nie wydawało mu się, by Andrea powiedziała już wszystko.- I absolutnie zabroniono mi rozmawiać o tym z kim­kolwiek, włączając w to mojego eks-męża [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •