[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Unosił się tam ten szczególny zapach trocinpomieszany z dziwnie słodkawą wonią świeżego uboju,który zawsze czuć było od Syda, nawet poza domem.Syd podniósł oczy i uśmiechnął się na mój widok.- No proszę, przyszło nasze słoneczko! Jak tam w te-atrze, Kiciu?- Dobrze, dzięki, Syd.Zawsze dobrze się przy nim czułam - znaliśmy się odtak dawna, że był dla mnie niczym starszy brat, którego115 nigdy nie miałam.Jeszcze kiedy bawiliśmy się na ulicyjako małe dzieci, Syd pilnował mnie i uczył wielu rzeczy.Przedstawiłam mojego towarzysza.Syd otarł ręce opoplamiony krwią fartuch, zanim podał dłoń Pedrowi,który przy jego rosłej, muskularnej postaci wyglądał jakkruszynka.- Słyszałem, że wzbudziłeś wczoraj prawdziwą sen-sację, Książę - rzekł z podziwem.- Cały rynek o tymhuczy.Pedro wzruszył ramionami, ale widziałam, że jest muprzyjemnie.- To nie wszystko - wtrąciłam prędko.- Zostaliśmyoboje zaproszeni do domu księcia!- A po co? - spytał Syd, patrząc na mnie z lekkimniepokojem.- Chyba nie najęłaś się tam jako służąca,Kiciu?- Jasne, że nie, ty ośle! - oburzyłam się.Tylko mnieSyd pozwala odnosić się do siebie tak bezceremonialnie.- Mamy zabawiać panienkę Elżbietę i panicza Francisz-ka.Syd parsknął śmiechem.Spodziewałam się raczej uni-żonego podziwu.Podszedł do worka z trocinami116 zawieszonego u sufitu i zadał mu cios stwardniałą odpracy pięścią.- Co ten chłopiec potrafi, to wiem, Kiciu, ale ty?Masz zamiar popisywać się swoim ostrym języczkiem iwysuwaniem pazurków? - Wymierzył w worek dwaszybkie ciosy.- Przecież nic więcej nie umiesz, prawda?Ta uwaga zbiła mnie z pantałyku.- Mam zamiar coś im przeczytać: opowiadanie, któresama napisałam - powiedziałam cicho.Syd połapał się, że sprawił mi przykrość.Gwizdnął zpodziwem, zatrzymując rozhuśtany worek.- No patrzcie państwo: dziewczynka, która umie sięwybronić na targowisku, potrafi także czytać i pisać, jakwielka dama.Nigdy bym cię o coś takiego nie posądził,Kiciu.Zwalisz ich z nóg, to pewne.- Dzięki, Syd - mruknęłam ponuro.Pedro zauważył, że znów zaczynam się martwić per-spektywą wizyty przy placu Grosvenor, więc pospieszniezmienił temat.- Powiedz mi, Syd, jakie tu panują obyczaje? - spy-tał, dwornie niczym paw stąpając po trocinach w swoichbłyszczących trzewikach z klamrami.- Wczoraj poznałem117 Billy'ego Pryszcza, ale zdaje mi się, że lepiej byłoby dlamnie spotkać któregoś z twoich chłopaków.- Billy'ego Pryszcza? - Syd zaśmiał się tak głośno, żezwabił do środka Nicka i Joego.- Słyszeliście to? Książępoznał Billy'ego Pryszcza!- Kicia go tak przezwała, w żywe oczy - wyjaśniłPedro.- A to ładnie! - pochwalił Syd, odwracając się kumnie.- Tak go nazwałaś w oczy, Kiciu? Założę się, żenie był zachwycony.- Nie, chciał ją zlać, ale mu uciekła - wypalił Pedro.Miałam ochotę zamknąć mu buzię, ale było już zapózno.Wolałam nie zwierzać się Sydowi z wczorajszejprzygody, wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje.- Odgrażał się mojej Kici, tak? - spytał Syd, a jegoniebieskie oczy błysnęły zimnym gniewem.- Pożałuje ontego, oj, pożałuje.- Nie chcę żadnych awantur z mojego powodu - po-wiedziałam szybko.- Tak naprawdę to on napadł na Pe-dra.118 - Czyżby? - Syd podszedł bliżej do Pedra, mierzącgo przeciągłym spojrzeniem, jakby szacował, do czegosię nadaje.- No to na drugi raz, jak spotkasz Pryszcza -zwrócił się do mnie - powiedz mu, że Książę jest nasz.- Jak to? - zdziwiłam się.- Książę należy do gangu.Jest jednym z nas.- Co takiego? - obruszyłam się.- To ja od miesięcyproszę o przyjęcie, a jego bierzesz w pięć minut po po-znaniu? To niesprawiedliwe.Nick i Joe zaśmiewali się, aż Syd uciszył ich surowymspojrzeniem.- Nie mam dziewczyn w swoim gangu, Kiciu, staleci to powtarzam.- Ale afrykańskich skrzypków to masz?Pedro zgromił mnie wzrokiem, urażony tym, żewspomniałam o jego rasie.A mnie wcale nie o to chodzi-ło - chciałam tylko wytknąć Sydowi, że przyjmuje dobandy skrzypka.- Tak, bo on jest chłopakiem, chociaż może tego niezauważyłaś.- Jasne, że zauważyłam! - Tupnęłam ze złości.- Aleja wcale nie jestem od was gorsza!119 - Skąd, jesteś lepsza, Kiciu.- Syd mrugnął okiem.-Właśnie dlatego nie chcę cię w gangu.- Pedro, powiedz mu! Powiedz mu, jak wywiodłamw pole Pryszcza, żeby cię ratować!Pedro wzruszył ramionami.- Szybko uciekałaś, to fakt.A to drań! Dokonałam znacznie więcej i on wiedział otym doskonale! Te słowa utwierdziły jednak Syda wprzekonaniu, że nie nadaję się do jego bandy.Byłam pewna, że Nick i Joe naśmiewają się ze mnie wduchu.Ze wstydu i złości zrobiło mi się gorąco, ale Sydjuż nie myślał o mojej prośbie, zajęty innymi sprawami.- Co do Billy'ego Pryszcza - rzekł przysiadając napieńku rzeznickim i bawiąc się od niechcenia tasakiem,który trzymał w prawej dłoni - to planuje on wielką bitwęna poniedziałek w nocy, więc mam teraz dodatkowy po-wód, żeby go zetrzeć na miazgę.Nasz gang spotyka się odziesiątej Pod Różą.Przyjdziesz? - Spojrzał na najnow-szego członka swojej bandy.- Oczywiście - zapewnił go bez wahania Pedro.Spróbowałam go odwieść od tego zamiaru.120 - Daj spokój, Pedro, znowu wpakujesz się w kłopoty.Nie wiesz, jakie straszne bywają te walki!- Przypilnuję, żeby nie stała mu się krzywda - obie-cał Syd.- On jest naszą szczęśliwą maskotką.%7ładen innygang nie ma w swoich szrankach gwiazdy teatru, no nie?- No nie - odparłam krótko.- Bo wszystkie innegwiazdy mają dość rozsądku, żeby nie zadawać się zgangami.Pedro wymierzył mi kuksańca pod żebro.- Nie rób hecy.Ja tam nie boję się lania.A ty idzgrzecznie spać, tak żeby wszyscy widzieli, to nie będą cipotem robili wymówek, jak coś mi się stanie.- Może nie, a może tak - rzekłam naburmuszona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •