[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby śmiali się ze mnie? - zastanowił się.Sączył drinka, starając się.patrzeć prosto przed siebie, ale czuł, że uszy robią mu się najpierw gorące, a potem zimne.Pewnie dlatego, że zapłaciłem za droższą whisky, barman podał mi tańszą, ja zaś tego nie zauważyłem.Czekał, czy się zorientuję i coś powiem.Może powinienem coś powiedzieć, na przy­kład, że drink jest niedobry.Starał się wymyślić jakiś dobry sposób wybrnięcia z tej sytuacji; który by załatwił sprawę, jeśli rzeczywiście to, co pił, nie było crawford'sem, a równocześnie pozwolił mu wyjść z twarzą, jeśli barman nie zamienił drinków.Nic jednak nie przychodziło mu do głowy.- A pan co pije? - zapytał, zwracając się do siedzące­go po lewej stronie mężczyzny, który się nie śmiał.W pierwszej chwili wydawało się, że mężczyzna nie ma zamiaru odpowiedzieć; nie dał po sobie poznać, że usłyszał pytanie i Dombrosio wpadł w jeszcze większy popłoch.Lecz w końcu mężczyzna powoli uniósł głowę i odparł:- Burgie.- Proszę się napić na mój rachunek - zaproponował Dombrosio.Mężczyzna podniósł rękę.- Dzięki- rzekł, kiwając głową.Barman, nie proszony, przyszedł z butelką piwa i nalał go mężczyźnie do szklanki.Dombrosio zapłacił.Nikt nic nie powiedział.Mężczyzna zaczął pić piwo, a Dombrosio wrócił do swojej szkockiej.Co jest ze mną nie w porządku? - zadał sobie pytanie.Co powinienem mu powiedzieć, gdyby chciał mnie wysłuchać?Nikt mi nie dokucza.Nie jestem chory ani spłukany.Mam dobrą pracę, żonę, która ładnie się ubiera i jest bardzo zgrabna.Gdyby jednak wszystko było w porząd­ku, nie siedziałbym z tymi facetami w knajpie, pomy­ślał.Byłbym już w domu i zasiadał do obiadu.Czyżby ten pośrednik jednym telefonem pozbawił mnie domu? Nie, już wcześniej tak się czułem.Runcible nie jest przyczyną moich problemów, choć nikt wcześniej nie rozwścieczył mnie tak jak on.Przyczyną moich kło­potów, jeśli w ogóle mam jakieś kłopoty, jest ktoś.Ktoś, kto mnie osacza, pomyślał.Kto wchodzi mi na głowę.Ale nigdy jej na tym nie przyłapałem; wygląda na to, że wciąż jeszcze czeka, że się powstrzymuje.Może jeszcze nie nadeszła odpowiednia pora.Czego ode mnie chce?Dla gości jest oczywiście bardzo grzeczna.Liberałka; kształciła się na dobrym uniwersytecie i obracała w do­brych kręgach.Prędzej zaczęłaby latać niż obraziła Chuc-ka Halpina.Wiem jednak, że jest skryta.Ludzie z jej sfery nie mówią tego, co myślą.Muszą pokazywać, że chcą się bratać z Murzynami, że pogardzają Faubusem i w ogóle Południem.Boże, cała ta sytuacja pewnie zezłościła Chucka i nie będzie już chciał naprawiać mojego samochodu, pomy­ślał.Nie mógłbym mieć o to do niego pretensji.Zoriento­wał się, czego dotyczył ów telefon.Widać to było po jego twarzy.Nie musiał pytać, co lub kto- wiedział.Przy­puszczalnie nie było to dla niego nowe doświadczenie.Od tej chwili do końca wizyty już się nie odzywał, kiwał tylko głową, przytakiwał, jadł, pił, ale myślami był gdzieś indziej.Starał się zapomnieć.Zapomnieć o wstydzie.Będę musiał zawozić samochód do kogoś innego.Zna­leźć inny warsztat.Prędzej czy później by się to stało.Zawsze tak się dzieje, gdy człowiek myśli, że znalazł fa­ceta, na którym może polegać.A ona się teraz do mnie weźmie, pomyślał.Skorzysta z pierwszej okazji.Każe mi zapłacić za to, że przyprowa­dziłem do domu Murzyna.Tak naprawdę to zgadza się z Runciblem, ale jest zbyt inteligentna, żeby powiedzieć to wprost.Dowiem się o tym pośrednio.Gdy tylko wrócę do domu, już ona mi da do zrozumienia, jaka jest nieza­dowolona, i to nie raz.Zeszłego wieczoru przy Chucku nic nie powiedziała.Ani dziś rano.Ale teraz.Dowiem się, ledwie przestąpię próg.Lepiej poczekać, zostać tu jak najdłużej.Ja wiem, pomyślał, że zrobiłem to w dobrej wierze: je­stem szczery.Zaprosiłem go, ponieważ go lubię.Nie kiero­wałem się żadnymi ukrytymi motywami.Potraktowałem go jak każdego innego człowieka, białego czy czarnego, bo wydawało mi się to naturalne.Tym ja i ona się różnimy.Jego szklanka była pusta, toteż zamówił następną szkocką.Tym razem nie zażądał niczego konkretnego i nie patrzył, ile barman policzył mu za drinka.Po pro­stu wziął go i wypił.Nie jestem taki jak ona.Boję się wrócić do domu.Dla­czego? Do diabła z tym: czasami mam ochotę się napić.Dlaczego?- zastanowił się.Dlaczego.?Dla Janet Runcible jedna chwila szczęścia była naj­większym szczęściem.W takiej chwili potrafiła przewidzieć, co ludzie powiedzą.Wystarczyło, by otworzyli usta.Od razu znała dalszy ciąg.Uwielbiała to.W mgnieniu oka poznawała ich myśli!Zresztą nie tylko same myśli.Rozumiała także sens intelektualnych dyskusji.Gdy rozmowa na przyjęciu zbaczała na Davida Reismana, Niemcy Zachodnie czy problemy naukowe, mogła brać w niej udział; dorzucała do nich także strzępy własnych myśli, czasami nie musiała ich nawet do końca formułować.Inni ludzie także wnet je podchwytywali.Z drinkiem w ręku usiadła w głębokim żółtym fotelu stojącym w salonie.Stół był nakryty; mięso piekło się w piekarniku.Nie miała nic do roboty.W sąsiednim pokoju Leo siedział za biurkiem, prze­glądając papiery i załatwiając telefony.Wciąż miał na sobie garnitur i krawat.Przed chwilą wrócił do domu.Teraz coś pisał.Jego lekko kręcone włosy przywodziły jej na myśl stal.Jaki on twardy, pomyślała.Szczupły, silny w nadgarstkach.Elegancki, szczupły, twardy mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •