[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili w panice przewracał pościel.Paczka zniknęła.Następnego poranka George konsumował jajka na bekonie w stanie kompletnego załamania.Zawiódł Elizabeth.Pozwolił, aby skradziono mu cenną paczuszkę, którą dziewczyna powierzyła jego pieczy.Wobec tego faktu odkrycie „tajemnicy łazienki” stanowiło żałośnie błahe osiągnięcie.Tak, niewątpliwie zrobił z siebie osła.Po śniadaniu udał się znowu na górę.Na podeście schodów stała zmartwiona pokojówka.- Czy coś się stało, moja droga? - zapytał George uprzejmie.- Chodzi o tego pana.Prosił, żeby go obudzić o ósmej trzydzieści, ale nie odzywa się, a drzwi zamknięte są na klucz.- Nie może być - skomentował George.Ogarnął go niepokój.Szybko wszedł do swego pokoju.Tutaj czekała go prawdziwa niespodzianka.To, co zobaczył, sprawiło, że wszystkie inne myśli zeszły na dalszy plan.Na toaletce leżała paczuszka, skradziona mu poprzedniej nocy!George wziął ją do ręki i dokładnie jej się przyjrzał.Bez wątpienia była to ta sama paczuszka.Pieczęcie jednak zostały złamane.Po chwili wahania otworzył ją, uznając, że ma prawo, skoro inni ludzie znali jej zawartość.Poza tym niewykluczone, że już była pusta.Po odwinięciu papieru ukazało się kartonowe pudełeczko, jakich używają jubilerzy.George otworzył je.Wewnątrz, na kawałku waty, leżała zwykła obrączka ślubna.Wziął ją do ręki i dokładnie obejrzał.Nic nie zostało na niej wygrawerowane, tak więc niczym się nie wyróżniała.George jęknął i chwycił się za głowę.- Obłęd -.wymamrotał.- Kompletny obłęd.Wszystko pozbawione sensu.Nagle przypomniał sobie słowa pokojówki i jednocześnie zauważył, że na zewnątrz okna znajduje się szeroki parapet.W normalnych okolicznościach nie podjąłby się podobnego zadania.Teraz jednak był tak podniecony gniewem i ciekawością, że zlekceważył niebezpieczeństwo i wydostał się na zewnątrz.W chwilę później zaglądał do pokoju zajmowanego przez czarnobrodego mężczyznę.Okno było otwarte, a pokój pusty.Nie opodal znajdowało się zejście przeciwpożarowe.Tędy śledzony człowiek musiał uciec.George wszedł przez okno do środka.Dookoła leżały rozrzucone rzeczy zbiega.W nadziei, że znajdzie tutaj klucz do wyjaśnienia zagmatwanej sprawy, George rozpoczął poszukiwania.Najpierw zabrał się za starą, podniszczoną teczkę.Poszukiwania przerwał nagle jakiś dźwięk, bardzo cichy, bez wątpienia dochodzący jednak z pokoju.Uwagę George'a przykuła duża szafa.Podskoczył ku niej i gwałtownym ruchem otworzył drzwi.Schowany tam mężczyzna wyskoczył i, zaklinowany przez George'a, przekoziołkował wraz z nim po podłodze.Był niewątpliwie wymagającym przeciwnikiem.Wszystkie znane George'owi sztuczki okazały się niewiele warte.Dopiero kiedy oderwali się od siebie, kompletnie wyczerpani, George zorientował się, z kim ma do czynienia.Toczył walkę z niskim mężczyzną o rudych wąsach.- Do diabła, kim pan jest? - spytał ostro George.W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął wizytówkę.George przeczytał głośno:- Inspektor Jarrold, Scotland Yard.- Tak jest, proszę pana.Lepiej będzie, jeśli opowie mi pan wszystko, co pan wie o tej sprawie.- Nie wiem, czy powinienem - George zawahał się.- Sądzę jednak, że ma pan rację.Może znajdziemy jakieś przyjemniejsze miejsce?W zacisznym kącie baru George otworzył duszę przed inspektorem.Jarrold słuchał ze zrozumieniem.- Tak, oczywiście - zauważył, kiedy George skończył opowieść.- To bardzo zagadkowa historia.Istnieją tu wątki, których sam nie chwytam.Niektóre sprawy mogę jednak wyjaśnić.Przybyłem tu tropem Mardenberga, pańskiego czarnobrodego przyjaciela, a pański przyjazd oraz zachowanie wzbudziły moje podejrzenia.Nie potrafiłem powiązać pana ze sprawą.Ubiegłej nocy, kiedy pan wyszedł, wślizgnąłem się do pokoju i zabrałem paczuszkę spod poduszki.Gdy ją otworzyłem i zorientowałem się, że nie zawiera tego, czego szukałem, skorzystałem z pierwszej nadarzającej się okazji i zwróciłem ją panu.- To istotnie co nieco wyjaśnia - powiedział George z zadumą w głosie.- Zdaje się, że zrobiłem z siebie kompletnego durnia.- Tego bym nie powiedział.Poczynał pan sobie niezwykle zręcznie jak na nowicjusza.Powiedział pan, że zabrał rano z łazienki to, co było schowane pod listwą?- Owszem - stwierdził ponuro George - ale to tylko przeklęty list miłosny.Do diabła, nie miałem zamiaru węszyć w prywatnym życiu tego biedaka.- Czy mógłbym zobaczyć ten list? George wyjął list z kieszeni i podał go inspektorowi.Jarrold rozłożył kartkę.- Rzeczywiście - list miłosny.Odnoszę jednak wrażenie, że jeśli poprowadzi się linię od jednej kropki nad „i” do następnej, otrzyma się zupełnie inny efekt.Ależ, coś takiego? To jest plan umocnień portu w Portsmouth.- Co takiego?- Od jakiegoś czasu mieliśmy tego faceta na oku.Był jednak zbyt sprytny.Zwerbował kobietę, która wykonywała za niego większość brudnej roboty.- Kobietę? - powiedział George słabym głosem.- Jak ona się nazywa?- Używa wielu nazwisk.Najczęściej występuje jako Betty Brighteyes.Wyjątkowo ładna młoda kobieta.- Betty.Brighteyes - powtórzył George.- Dziękuję, inspektorze.- Przepraszam, ale nie wygląda pan najlepiej.- Nie czuję się dobrze.Jestem chory.Myślę, że najlepiej zrobię, jeśli pierwszym pociągiem wrócę do Londynu.Inspektor spojrzał na zegarek.- Obawiam się, że teraz przyjedzie osobowy.Lepiej zaczekać na ekspres.- To bez znaczenia - zauważył George ze smutkiem.- Żaden pociąg nie będzie jechał wolniej niż ten, którym przyjechałem wczoraj.George ponownie zajął miejsce w przedziale pierwszej klasy i bez pośpiechu przeglądał prasę.Nagle zesztywniał, jakby kij połknął, i utkwił wzrok w otwartej stronie gazety.Wczoraj w Londynie miał miejsce romantyczny ślub.Lord Roland Gaigh, drugi syn markiza Axminster, poślubił Wielką Księżnę Katonii Anastasię.Uroczystość utrzymana była w najgłębszej tajemnicy.Od czasu przewrotu w Katonii Wielka Księżna mieszkała ze swym wujem w Paryżu.Lorda Rolanda poznała, gdy ten pełnił funkcję pierwszego sekretarza ambasady brytyjskiej w Katonii.Od tamtego czasu datuje się ich wzajemne przywiązanie.- No tak, jestem.George Rowland nie potrafił wymyślić wystarczająco dobitnego epitetu, aby odpowiednio wyrazić swe uczucia.Ciągle patrzył w dal.Pociąg zatrzymał się na małej stacji.Do przedziału weszła jakaś dama i zajęła miejsce naprzeciw niego.- Dzień dobry, George - odezwała się słodkim głosem.- Wielkie nieba! - zawołał George.- Elizabeth! Uśmiechnęła się.Wyglądała, jeśli to w ogóle było możliwe, jeszcze bardziej uroczo.- Posłuchaj - wykrzyknął George, łapiąc się za głowę.- Na litość boską, odpowiedz.Czy jesteś Wielką Księżną Anastasią, czy też Betty Brighteyes?Utkwiła w nim wzrok.- Żadną z nich.Jestem Elizabeth Gaigh.Teraz mogę ci wszystko opowiedzieć.Przede wszystkim muszę cię przeprosić.Widzisz, mój brat Roland zawsze kochał Alexę.- Masz na myśli Wielką Księżnę?- Tak.Tak ją tytułuje rodzina.Otóż jak już wspomniałam, Roland zawsze był zakochany w Alexie, a ona w nim.Potem wybuchła rewolucja i Alexa znalazła się w Paryżu.Byli już bliscy załatwienia ślubnych formalności, kiedy pojawił się kanclerz Stürm.Chciał zabrać Alexę i zmusić ją do małżeństwa z księciem Karlem, jej obrzydliwym, pryszczatym kuzynem.- Przypuszczam, że go poznałem - wtrącił George [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •