[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Chwila, dosłownie widać było, że ją niesie, i trafiła gościa w żołądek, niech ja skonam, jak w bęben, aż jęknęło! Tylko tymi obcasami przebierała i trzeba to było widzieć, słów brakuje, myślałem, że tam pęknę, bo nie wypadało mi się śmiać, mundurowi szli tuż za mną.Palant stęknął i jak stał, tak usiadł, okiem mrugnąć nie zdążył, mordę miał zbaraniałą, a ona złapała swoją torbę i zwiała z poślizgiem.Ja wam tego nie umiem powiedzieć, ale do wieczora się nie mogłem uspokoić, bo czegoś tak cholernie śmiesznego w życiu nie widziałem!— I nie gonili jej? — zaciekawił się chorąży Janowski.— Kto miał ją gonić? Ten pokrzywdzony siedział płasko na tyłku i dech mu odebrało…— Nie, mówisz przecież, że tam byli mundurowi na służbie?— A oni jej prawie nie spostrzegli, bo wpatrzeni byli w tę szarpaninę.Ledwo im w oczach mignęło.Czysty przypadek, że akurat na nią spojrzałem, a złapać owszem, mnie złapali, bo uciekłem, żeby się wyśmiać.Nic, wiecie, ja nie mogę tego zapomnieć, jak ta facetka leciała…!Podporucznika Jarzębskiego interesowały akurat wszystkie facetki świata, szczególnie latające w podejrzanych okolicznościach.Schował do kieszeni podsunięte mu przez sierżanta Babiaka zapalniczki i wyjął pieniądze.— Jak wyglądała? — spytał porucznika Cześniaka.— Kto?— Ta facetka.— A skąd ja mam to wiedzieć? Młoda była, to pewne, ale nie gówniara.I nogi miała niezłe.Sekundę to trwało, albo góra dwie!— Miała torebkę?— Jaką torebkę?— No zgłupiałeś, czy co? Nie wiesz, jakie torebki kobiety noszą?! Żonę masz, niech ci powie, albo niech ci pokaże! Normalną torebkę.Damską.Porucznik Cześniak zastanowił się.— A wiesz, że chyba nie.Czekaj, nie zwróciłem uwagi, ale jak teraz to sobie przypominam, to leciała i machała pustymi rękami.Bo co?— Mogła mieć zawieszoną na ramieniu — podpowiedział sierżant.— Nie, na żadnym ramieniu nic jej się nie pętało… Podporucznika Jarzębskiego tknęła leciutka emocja.Odliczył sierżantowi sumę za napełnienie gazem dwóch zapalniczek i odwrócił się do porucznika Cześniaka, który patrzył pytająco.— Bo mnie zginęła facetka bez torebki — oznajmił.— Nie tylko mnie, Frelkowicz odda za nią dwie pensje.Leciała, twarzy nie widziałeś, fajnie, ale resztę owszem.Gadaj wszystko!— Nie ruda, bo to by mi wpadło w oko — zeznał w skupieniu porucznik Cześniak, pełen zrozumienia.— I nie czarna.Długich blond warkoczy też nie miała.Ubrana była w długą kurtkę… czy ja wiem… fufajkę może… ciemnozieloną, wyglądało na ortalion.Jakaś spódnica chyba, bo nie spodnie, pantofle na obcasach, wrażenie mi zostało, że ładne.Podporucznikowi Jarzębskiemu zrobiło się cieplej.— Pasuje.Mów porządnie wszystko, co tam było!— Przed chwilą mówiłem.—,— Ale ja nie słyszałem początku!— No dobra.Byłem na dworcu, bo czekałem na żonę, książki miała przywieźć od teściów, to ciężkie.Miałem zamiar zejść na peron i akurat przechodziłem tam, gdzie są boksy bagażowe i lada, no, ta, przechowalnia bagażu…Porządnie i szczegółowo opowiedział, co widział, mniejszy już nacisk kładąc na elementy humorystyczne.Najpierw rzuciła mu się w oczy jakaś szarpanina przy ladzie, dwóch młodych facetów i bagażowy.Na ziemi leżało coś, co wyglądało jak rozwalony pakunek i o to właśnie potknęła się facetka.Co do trzeciego gościa, to nie zwrócił uwagi, skąd się wziął, stał wcześniej, czy podszedł w tym momencie, w każdym razie w szarpaninie nie brał udziału.Tuż z tyłu szło trzech policjantów z patrolu na służbie i oni tam od razu wkroczyli, zajęli się całym towarzystwem i pewnie sporządzili protokół albo chociaż notatkę.Wylegitymował się temu jednemu, który go dopadł, jak chichotał za boksami i więcej się sprawą nie zajmował, bo primo, nie jego podwórko, a secundo, pociąg z żoną już nadjeżdżał.— I o której to było? — spytał podporucznik Jarzębski.— A to ci mogę powiedzieć dokładnie.Siedemnasta dziesięć.— Pasuje, cholera.Że też nie dopadli tej baby!— Szczerze mówiąc, nic było powodu — zwrócił uwagę porucznik Cześniak.— Ona go nic atakowała specjalnie, sam mógłbym przysiąc, że gruchnęła przypadkiem.— Ale uciekła — wtrącił sierżant.— Może jej było głupio…— A ta torba, to czyja?— Która torba?— Ta, co ją złapała.— Jej chyba, nic?— Jesteś pewien, że jej?Porucznik Cześniak znów się zastanowił.— Głowy nie dam — odparł po namyśle.— Leciała bez niczego, to pewne.Czy ona stała na ziemi, czy ten gość ją trzymał, pojęcia nie mam, ale objawiła się jakoś nagle.Na rozum biorąc, niemożliwe, żeby nie podnieśli krzyku, gdyby rąbnęła cudze.Wrażenie miałem, że jej.— Jak wyglądała?— Zielona, duża, z daleka patrzyłem, ale powiedziałbym, że foliowa.Nietypowy rozmiar.— Zgadza się — zaopiniował z przekonaniem podporucznik Jarzębski, nie kryjąc przejęcia, satysfakcji i niezadowolenia razem wziętych.— No, jak oni nie sporządzili notatki, pozabijam wszystkich.Szkoda, że nie spodobała ci się bardziej, bo może byś za nią poleciał.— Na żonę czekałem — przypomniał porucznik Cześniak, doskonale rozumiejąc, że nie za torbą miał lecieć, tylko za dziewczyną.— A co.ona takiego zrobiła, ta gościowa? — zaciekawił się sierżant.— Drobiazg.Zabiła faceta — odparł z lekkim roztargnieniem podporucznik Jarzębski i opuścił pokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]