[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jestem pani Hansen.Gdzie jest Alice Hansen i co ja tu robię.Zdenerwowali mnie chyba, bo z jakiej racji ktoś obcy ma decydować, kim ja jestem! Są tu gdzieś nożyczki?Pomacała pustą półeczkę, rozejrzała się z roztargnieniem i zaczęła dydolić nożem róg foliowej torebki z sosem tatarskim.Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam moje nożyczki do zielska.— Masz, to lepsze.I co dalej?— Dalej zaczęłam już być zła, bo się zmęczyłam w tym ogrodzie i krzyż mnie bolał, więc powiedziałam, że Alice Hansen to właśnie ja, możliwe, że trochę nieprzyjemnym głosem i wypraszam sobie takie niezapowiedziane wizyty.Ten na górze powiedział, że niech ona przestanie opowiadać te bzdety, on wie lepiej.Powiedział to po niemiecku, czego zupełnie nie zauważyłam, i dalej zaczęłam się z nimi kłócić na zmianę, po duńsku i po niemiecku.Na to wlazła mi do ogrodu Grażynka.Zdziwiłam się.— Wlazła do ogrodu? Przecież Grażynka się ciebie boi!— Boi, ale usłyszała głosy i chciała mi tylko powiedzieć, że u kupca są flance, których dawno szukałam.Wołała mnie, ale ja na nią nie zwróciłam uwagi, wcale jej nie widziałam, bo stałam tyłem.Wściekła już byłam i upierałam się, że ja to ja, a oni upierali się, że nie.Grażynka ich pewnie wystraszyła, bo ten na dole odepchnął mnie i wylazł z atelier, a ten na górze wycofał się do mieszkania.Rozwścieczyło mnie to okropnie, leciałam za tym z dołu, on uciekł na taras, zatrzymał się i wrzeszczał, że on mi jeszcze pokaże, odechce mi się podszywać pod Alicję Hansen.Poczułam, że mnie za chwilę szlag trafi i przypomniałam sobie, jak mi radziłaś w takim wypadku czymś rzucić.No więc rzuciłam tym, co miałam w ręku.A w rękach trzymałam akurat skrzyneczkę ze śmieciami, cebulki to były takie, które chciałam przebrać, niosłam je właśnie do atelier.Walnęłam tym w taras.A tam leżała stara żarówka.Zmieniałam wczoraj żarówkę nad drzwiami i położyłam ją, żeby potem wyrzucić, ale zapomniałam.Przypadkiem trafiłam w tę żarówkę, zobaczyłam ją w momencie, kiedy ta skrzyneczka już leciała, nie zdążyłam się powstrzymać i huknęło jak z armaty, akurat temu idiocie pod nogami.Zaczął uciekać, a ja leciałam za nim.— Po co, na litość boską?!— A bo widzisz, przedtem wykrzyczałam, że mogę mu udowodnić, że ja to ja i chciałam pokazać prawo jazdy.I wyobraź sobie, zdążyłam się zastanowić, że prawo jazdy mam w torebce a torebkę zostawiłam w samochodzie i jeszcze mi ją złośliwie ukradną.Nie wiem, gdzie był ten drugi, chyba się zaplątał w mieszkaniu, możliwe, że próbował od środka otworzyć drzwi, w każdym razie jeszcze go nie było…— Mogło go długo nie być — przerwałam z satysfakcją.— Wyobraź sobie, przełazi przez to wszystko, dopadł drzwi i zaczął się z nimi szarpać.Nie wyszło mu, klamki na tarasie nie znalazł, możliwe, że musiał lecieć z powrotem i wyjść przez atelier.To musiało potrwać, nie ma siły.— Zawsze uważałam, że z moich zamków będzie jakiś pożytek…Zamek w drzwiach wejściowych Alicji odznaczał się kilkoma specyficznymi cechami.Po pierwsze zacinał się, po drugie otwierał się odwrotnie, a po trzecie nie było do niego dostępu.Umieszczony był tak jakoś dziwnie, że do przekręcenia skrzydełka potrzebne były obie ręce i w dodatku należało to robić w kucki.Obie byłyśmy już do niego przyzwyczajone, ale osoba obca mogła mieć kłopoty.Drzwi na taras natomiast otwierały się z największą łatwością, klamka do nich jednakże ukryta była pod bujnym kwieciem, zwisającym spod sufitu i póki się tych pnączy nie odgarnęło, drzwi robiły wrażenie nieotwieralnych.Złoczyńca rzeczywiście napotkał duże problemy.— Chciałam zdążyć przed nim ze względu na tę torebkę — ciągnęła Alicja, wyciskając cytrynę nad sałatką z krabów.— Więc możliwe, że trochę tłoczyliśmy się w furtce.Poza tym ciągle byłam zła, wcale mnie to walenie w taras nie ułagodziło.Uparłam się udowodnić mu, że to ja mam rację i koniecznie chciałam pokazać to moje prawo jazdy.On leciał do swojego samochodu, przypuszczam, że to jego, stał zaparkowany na ulicy, nie przed samym wejściem, tylko bardziej w stronę kupca.A ja go chciałam zatrzymać, żeby poczekał.W połowie drogi zreflektowałam się i zawróciłam po torebkę.Wsiadłam i w tym momencie wyleciał ten drugi.Pomyślałam, że mi uciekną i postanowiłam ich gonić.— Czy zwariowałaś zupełnie? — spytałam ze zgrozą.— Przypuszczam, że tak.Wyprowadzili mnie z równowagi kompletnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]