[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młodzieniec gawędził z nią uprzednio, wiedział, że mamy kwaterę główną w Polanicy, zaproponował zatem, że od razu ją tam zawiezie.Krótszą drogą, na przełaj, przez las.Oczekująca rodzina niewątpliwie również tam się uda, szczególnie że zostawił we wsi wiadomość o szczęśliwym uratowaniu Teresy i jej zamiarze powrotu do domu motorem.Teresa miała niejakie wątpliwości, czy tak będzie najlepiej, uległa jednak, bo i jechało jej się znakomicie, i te boczne drogi bardzo ją ciągnęły, a okolica była prześliczna.Młodzieniec w lesie parę razy zboczył, zjechał z góry na dół, wydostał się na jakąś szosę, przejechał przez wsie i łąki, znów wjechał w górę i w las, wąskimi ścieżkami przebrnął przez kilka potoczków i rozmaite wądoły, długo jechał i ostro, wreszcie zatrzymał się przy starej, ale solidnej, drewnianej szopie.Tamże oznajmił, że znów zabłądził, grzecznie przeprosił, wyjaśnił, że dawno go tu nie było i dlatego ścieżki trochę mu się pomyliły, ale już wszystko w porządku.Wreszcie trafił, już wie, jak jechać.Ta budowla to jest szopa jego brata, który trzyma w niej różne rzeczy, między innymi pożywienie i kocher.Zimno się robi, więc może Teresa wejdzie i wybierze sobie coś do okrycia, jakąś chustkę albo co, a w ogóle to najlepiej napiją się kawy i coś zjedzą.Teresa trochę się już zdenerwowała pustkowiem i zawiłościami drogi, która jej zdaniem, osobliwie się przedłużała, ale głodna była niemożliwie i rzeczywiście zmarzła, bo ścierka z Cieszyna jakoś słabo grzała.Poza tym od tej jazdy odgniotło jej się wszystko i wypoczynek był pożądany.Młodzieniec wydawał się grzeczny i pełen skruchy.— I ja, głupia, zgodziłam się tam wejść! — oznajmiła nam ze zgrozą.— Żeby mnie chociaż ciągnął albo co, ale nie! Zaprosił mnie uprzejmie, a ja weszłam!Rodzina wreszcie zaniechała komentarzy i uwag, słuchaliśmy z przejęciem, Teresa otrząsnęła się nerwowo na wspomnienie strasznej chwili.Młodzieniec z galanterią wprowadził ją do szopy, sam wyszedł i natychmiast zrobił coś niepojętego i przeraźliwie okropnego.Mianowicie zamknął drzwi! Oniemiała ze zdumienia i przerażenia Teresa usłyszała szczękanie skobla i kłódki i zaraz potem warkot motoru.Nie wierzyła własnym uszom, nie zdążyła nawet nic krzyknąć i już młodzieńca nie było.— Myślałam, że mnie szlag trafi, bo od razu zaczęłam się dusić — opowiadała z odrazą, jeszcze teraz trzymając się ręką za gardło i odrobinę siniejąc na twarzy.— Całe szczęście, że te okienka dały się otworzyć i nie miały szyb.Ale zamknięte były od wewnątrz na zasuwki i zanim je otworzyłam…Cała rodzina wstrzymała oddech.Teresa cierpiała na klaustrofobię i zamknięcie gdziekolwiek natychmiast wywoływało u niej straszne objawy.Oczy wychodziły jej z orbit, siniała i zaczynała się autentycznie dusić.Niegdyś zamek w łazience mojej mamusi zacinał się i pewnego razu wywlekliśmy ją stamtąd półżywą.A nawet ćwierćżywą.Co zaś przeżyłam z nią w windzie, która zepsuła się między piętrami, lepiej nie wspominać.— No, ale jak już otworzyłaś, to ci przeszło? — spytałam z troską.Trochę przeszło, ale co to były za okienka! Szpary w deskach, a nie okienka!— I nie mogłaś przez nie wyleźć? — spytała niedowierzająco moja mamusia.— A co ja jestem, wąż? Musiałabym się przypłaszczyć! Ledwo głowę wystawiłam!Jak głowa przejdzie, to i reszta człowieka też — powiedziała pouczająco Lucyna.— A mnie reszta człowieka nie przeszła i już! I odczep się ode mnie! Żeby jeszcze były niżej, może bym i spróbowała, ale ledwie twarzą do nich sięgałam! Tyle że miałam czym oddychać.— W ogóle można było krzyczeć przerwała stanowczo ciocia Jadzia.— Przez te szpary.— Można było, czemu nie, tylko nie wiem po co.Ciemna noc, środek lasu i żywego ducha dookoła.Poza tym bałam się.— Czego?— Że mnie kto usłyszy.— No to przecież właśnie o to chodziło!— Jak komu.Mnie nie.— Nie siedzisz tam do tej pory, więc chyba w końcu jakoś wylazłaś zauważyła Lilka.Jak?— Tak, że o mało trupem nie padłam z przepracowania.Te dechy były solidne, wcale nie spróchniałe, trzymały na mur.Bardzo porządne budownictwo macie w tej Polsce Ludowej, nie wiem, dlaczego wszyscy narzekają.Ale stało to, chwała Bogu, na ziemi, a ta szopa była pełna narzędzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]