[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakub poderwał się razno z ziemi. Zaraz dostarczę.Przeszli do sadu.Klapa bunkra była pokryta darnią.Podniósł ją, jakby podniósł ka-wałek łąki.Na wiosnę, gdy trawa była dłuższa, na próżno ktoś niewtajemniczony mógłbyjej szukać.Zlazł po drabince w dół i po chwili wrócił niosąc butelkę pełną mętnej cieczyburego koloru.Semen odkorkował i powąchał. Ten bimber skróci człowiekowi życie o pięć lat zawyrokował. Nie sądzę,żeby ci się chciało grzebać mnie za minutę. Ty, Semen pociągniesz jeszcze minimum dychę. Dobrze by było. Słuchaj, od trzydziestu lat nie widać, żebyś się zmieniał. Za to ja widzę, jak drzewa na cmentarzu, gdzie kiedyś była polana, stały się takgrube, że z trudem je obejmuję.A pamiętam, jak je sadziłem.Jest takie przysłowie.Poznałem je w czasie służby na Kaukazie w dwunastym roku.Przysłowie jest gruziń-skie. Chciałbym cię kiedyś widzieć w trumnie z tego drzewa, które własną ręką zasa-dziłem.Ja mógłbym pochować w takich trumnach połowę Wojsławic.Pamiętam jakróżni ludzie rodzili się, a potem umierali.Umierali w podeszłym wieku.Przeżyłem pięćpokoleń mieszkańców tej osady.I nie po to, by skonać od nieoczyszczonego bimbru. To będzie lepsze? Jakub podał mu następną butelkę.Gość prześwietlił ją pod światło, odkorkował i pociągnął niewielki łyk. Ujdzie.Daj kieliszki.Chyba trzy, chociaż dzieciom nie należy dawać alkoholu.Gdybyłem młody. To było sto lat temu zaprotestował Jakub i zachichotał. No to, co? Tempom mutantur et nos mutantur ab ilis zacytowała Monika. Czasy się zmieniają, niestety na gorsze zauważył ze smutkiem Semen.Zamoich czasów dzieci były grzeczniejsze, a i znajomość łaciny wykorzystywały do in-nych celów.Po drugim kieliszku złagodniał nieco. Ale są i dobre strony nowych czasów powiedział. Na przykład? zaciekawił się Jakub. Telewizja.Radio.A i gazety są lepiej drukowane, choć swoją drogą to w carskiejRosji były ciekawsze.60Gdzieś w oddali zawył silnik motocykla.Dzwięk zbliżał się.Zaraz potem na podwó-rze wjechał Tomasz na motorze. Dobry. Dobry.Strzelisz sobie jednego? Nie, jestem motorem. To mój motor, więc nie przejmuj się. Tak, ale gliny nie są twoi, a i życie należy się mnie, bo sam je sobie hoduję.Jakub,jest sprawa do ciebie. Znowu na Zarowiu? Aha.Tym razem pogryzło Marka Aysenkę.Obudził się rano, a cała poduszka za-chlapana była krwią.Dobrze, że udało mu się zatamować jakoś.Dziabnęło go w kark. Jedziesz z nami? zapytał Jakub Semena. Nie, muszę wracać na obiad.Ale pózniej wpadnę. Tomaszu, wezmiesz Monikę do przyczepki. A ona, kto? Moja nowa asystentka.Z uniwersytetu.Będzie nam pomagać jakiś czas. Aha.Miło mi poznać.Tomasz jestem. Monika.Semen pognał do Wojsławic na skróty, przez pola.Oni pojechali przez Witoldówi potem koło cegielni na Chełmską.Koło domu Suwaluka odbili od drogi i pojechaliprzez łąki koło kółka rolniczego.Koło cmentarza wyjechali na pola i niebawem byli naZarowiu.Marek przywitał ich na progu.Był blady i trzymał się ręką za kark.Przywitalisię.Tomasz został na podwórku, a Jakub z Moniką weszli do środka. Bierz swój kajet i notuj spostrzeżenia powiedział.Położył rannego na łóżku i zerwał prowizoryczny opatrunek.Wyjętą z kieszeni li-nijką zmierzył odstęp pomiędzy rankami.Zamyślił się. I co? zapytał leżący. Raczej nie ma wątpliwości. Zapłacę, niech pan tylko się rozprawi z tym tałatajstwem. Próbowałem dwa dni nazad. Słyszałem.Gliny całą noc przetrząsali las. Zabierzemy się za to zaraz.Pożyczymy łopaty i spróbujemy się dobrać do łobu-zów.Notuj spostrzeżenia: zwrócił się do dziewczyny Rany kłute o równych brze-gach głębokości około dwu centymetrów.We krwi obecność środka zapobiegającegokrzepnięciu, zapewne jakiegoś enzymu. Zanotowałam. No to chodzmy przerobić rzecz w praktyce.Wzięli cztery łopaty i poszli na cmen-tarz.61 No, jeśli się Birski dowie, to mi z dupy nogi powyrywa zauważył Marek. Spoko.Na nas pomyśli uspokoił go Jakub. Co chcecie zrobić? zaciekawiła się. Na wampiry jest tylko jedna metoda.Stanęli na cmentarzu.Panował tu spokóji cisza. Szukamy dziury w ziemi powiedział Jakub. Takiej, żeby przecisnął się nieto-perz.Zwłaszcza koło grobów.Monika skrzywiła się, słysząc takie zabobony.Ale posłusznie zaczęła się rozglądać.Reszta też bobrowała pomiędzy kopcami znaczącymi miejsca zbiorowych grobów. Jest powiedział Marek.Nachylili się nad dziurą w ziemi.Dziura miała jakieś dziesięć centymetrów średnicy.Jakub wydobył z ceratowej teczki latarkę i zaświecił. Nu, ciekawe powiedział. Dawajcie łopaty.Dziewczyna odsunęła się i rozsze-rzonymi ze strachu i zdumienia oczyma przypatrywała się kopiącym mężczyznom.Dółpogłębiał się dość szybko.Nagle Jakub wydał z siebie ostrzegawczy okrzyk i zaczął wy-pychać ich gwałtownie z dołu. Wszyscy do tyłu krzyknął.Cofnęli się.Nachylił się nad wykopem.Na jego twarzy odbiła się konsternacja.Monika oderwała się od drzewa i podeszła. Cofnij się! rozkazał.Cofnęła się posłusznie.Jakub wyskoczył z dołu. Tomasz. Tak. Byłeś w saperach. Tak jest. Czasowy zapalnik. Za szybko mnie wypchnąłeś, nie zauważyłem szczegółów. Piętnaście sekund? Minimum. Dobra.Padnij.Panno Moniko.Zapraszamy na ziemię.Położyła się posłusznie.Leżeli i czekali. Co się stało? zapytała wreszcie. Zaraz rypnie. zaczął Jakub.W tym momencie rypnęło jak diabli.Ziemia uniosła się do góry i pękła.Przysypałoich grudami.Jakub poderwał się pierwszy.Podbiegł do dziury i zajrzał do środka. Muszą leżeć głębiej powiedział. Znikajmy stąd popatrzył na asystentkę. Tu w wojnę partyzanci chowali broń i amunicję wyjaśnił.62Wybiegli z lasu i puścili się szybkim marszem w stronę gospodarstwa Marka.Marikastała przy płocie i patrzyła zaniepokojona na drogę. Wszyscy żyjemy uspokoił ją Jakub. Panno Moniko, proszę wsiadać do przy-czepki.Lepiej żeby nas tu nie zastali.Wrócimy w nocy uspokoił Marka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]