[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojcze, uznałem, że nie może być prawowiernym chrześcijani­nem, kto uzna demokrację za władną rozstrzygać o spra­wach Kościoła.Następca Piotra i jego biskupi pogodzili się z władzą tłumu.Odstąpili od Prawa, przerażeni pu­stkami w świątyniach i brakiem ofiar, zapragnęli przy­podobać się motłochowi.Dlatego złamałem ślub posłu­szeństwa, ojcze Bernardzie.·- No, tak, coś niecoś znalazłem.- zaczął Le Corve.Mehmet od razu wyczuł w jego sposobie mówienia dziwną nutę.- To znaczy.Przede wszystkim, przegrzebałem im pamięć wewnętrzną.To znaczy, odtworzyłem proces programowania tego, z czym się tutaj ścigamy.Musiałem się podpiąć pod centralę Surete, ale za to prawie już zrekonstruowaliśmy.- No i co tam jest takiego? - przerwał Mehmet, pomyślawszy, ile wpadnie na rachunek prefektury marsylskiej za wykorzystywanie centrali obliczeniowej Surete.- Jakaś stara księga z czternastego wieku, coś w ro­dzaju podręcznika dla inkwizytora.Napisał to niejaki Bernard Gui.I bardzo ciekawy program do sporządzania charakterystyki osobowościowej.Odtwarzali tego inkwi­zytora.To znaczy, jestem pewien, że na podstawie tej księgi zrekonstruowali już jego zasadniczą osobowość, ale potem ją, nie wiem dlaczego, wykasowali.Miał wrażenie, że w którymś momencie twarz dziew­czyny drgnęła.- Czekajcie, Le Corve.Co z tymi programami wpusz­czonymi w nasz system?Haker natychmiast stracił na elokwencji.Zaczął coś bąkać o problemach.- Kurwa mać! Bawicie się, zamiast szukać tego, co ważne, tak?! - Pytanie było czystą retoryką.Bez naj­mniejszej wątpliwości: wziął się, sukinsyn, za to co go bardziej ciekawiło, zamiast za najważniejsze.- Nie mogliśmy siedzieć we dwóch w jednym progra­mie.Młody siedział nad tym wirusem, a ja.Mehmet zaciął wargi.- Dobra - wycedził.- Chcę wiedzieć, co on zwojował.- No, trochę mamy.- Twarz Le Corve'a, gdy ponownie pokazał się na ekranie, wydawała się spokojniejsza.- Ma­my kod osobisty, na który nastawione było to coś.Podać?Popatrzył tylko na niego.- A co do reszty.Młody twierdzi, że to ma zakodowa­ną jakąś dziwną sekwencję znaków.Jakby miało urucho­mić pewien powtarzający się rytm.Niby że wyczekiwało w systemie, aż zacznie w nim operować ta osoba, czepiało się jej i generowało w kółko tę serię impulsów.- Dobra.Wracajcie do pracy, wkrótce tam będę.Delikatnie przytrzymał końcówkę, po którą już sięgała Jacqueline.- Archiwum - rzucił.I po chwili dodał: - Proszę.·Miała wrażenie, że ten beduin kompletnie zwariował.Oczy świeciły mu się jak jakiemuś szaleńcowi.Połączyła go z archiwum i wpisała podany kod: ZASTRZEŻENIE- Na litość boską, niechże pani coś zrobi! Rozłożyła bezradnie ręce.- Na pewno pani może.Proszę.To ważne.Naprawdę ważne.- Nie mam sposobu, żeby przekonać program archiwum.Przyglądał jej się przenikliwie.- A prefekt? - zapytał nagle.- Niech pani wpisze jego kod.Nie wiedziała, dlaczego mu uległa.Sięgnęła ku klawia­turze.I zastygła nieruchomo.- To jest właśnie jego kod - powiedziała.Niepotrzeb­nie.Zupełnie bez sensu.W ogóle nie powinna łączyć go z archiwum.Twarz oficera ściągnęła się.Jacqueline, choć nie wszy­stko zrozumiała z jego rozmowy, także poczuła nagły ucisk w gardle.- Archiwum - zakomenderował.- Klucz „Sekwencja".Wystukała to posłusznie.Lista haseł była długa.Przy­glądał jej się w skupieniu, z coraz większą rezygnacją na twarzy.- Rytm - zażądał jeszcze po długim milczeniu.Wpisała posłusznie: „Rytm".Zauważyli to niemal jednocześnie: rytmy mózgu, sty­mulacja elektrohipnotyczna.Wpatrzona w pojawiające się na ekranie informacje na­wet nie zauważyła, kiedy Azufahan władował się za jej terminal.·- Skąd jestem pewien, że i ta tyrania upadnie? Ojcze, każdy system władzy ma swój zmierzch.Demokracja w czasach spokojnych wynosi na szczyty ludzi przeciętnych, którzy nikomu nie wadzą i niczego wielkiego nie przedsięwezmą.A w chwilach trwogi albo załamania: wielkich demagogów i szaleńców.Tak czy owak, sprzyja zawsze krótkowzroczności.Nie liczy się nic, co nastąpi po zakoń­czeniu kadencji.Demokracja zawsze wybierze pozorna korzyść i chwilowy zysk, nawet kosztem przyszłej tragediiIslam nie zna demokracji.Wcisnął się już głęboko do Europy, wykształcił swoich naukowców i specjalistów na najlepszych uczelniach.Trzyma swoich wyznawców żela­zną ręką, nie pozwala odstępować od obyczaju i przecho­dzić na stronę przeciwną.Pięć lat temu rzucili na Europę tłumy terrorystów.Tłum chciał uwierzyć, że opanowano tę falę i zmuszono wroga do rokowań dzięki komputerowej ochronie miejsc publicznych oraz nowym technologiom bezpieczeństwa.Ale to nieprawda.Nowy Saladyn podpisał z białymi diab­łami pokój.Na swoich warunkach.Poczeka trochę i Euro­pa wpadnie mu w ręce bezsilna, nawet nie zniszczona wojną.Leserve dyszał ciężko.Podniósł zmęczone oczy na Wiel­kiego Inkwizytora.- Kościół musi przetrwać zwycięstwo barbarzyńców.I nawrócić ich.Tak, jak już raz było.Kościół prawdziwy, nie jego parodia, konkurująca z sektami i salami sporto­wymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •