[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ty.- No - jeknal z cicha niziolek.- Mów, Vivaldi.Co ja?- A ty na to, ze nie ma strachu, ze sprzedasz wszystko w ciagu dwudziestu czterech godzin.Iteraz przychodzisz i oswiadczasz, ze jestes w tarapatach, usmiechajac sie przy tym glupio irozbrajajaco.Nie idzie, prawda? A koszty rosna, co? Ha, niedobrze, niedobrze.Jak mam cie ztego wyciagnac, Dainty? Gdybys chociaz ubezpieczyl ten chlam, poslalbym zaraz kogos zkancelistów, zeby cichcem podpalil sklad.Nie, kochany, jedno, co mozna zrobic, to podejsc dorzeczy filozoficznie, czyli powiedziec sobie: "Sral to pies".To jest handel, raz sie zyska, raz siestraci.Co to zreszta za pieniadze, ten tran, wosk i olejek.Smiechu warte.Mówmy opowazniejszych interesach.Powiedz mi, czy mam juz sprzedawac kore mimozowa, bo ofertyzaczely sie stabilizowac na piec i piec szóstych.- He?- Gluchy jestes? - zmarszczyl sie bankier.- Ostatnia oferta to równo piec i piec szóstych.Wróciles, mam nadzieje, zeby przybic? Siedmiu i tak nie dostaniesz, Dainty.- Wrócilem?Vivaldi pogladzil brode i wyskubal z niej okruszki strucli.- Byles tu przed godzina - rzekl spokojnie - z poleceniem, aby trzymac do siedmiu.Siedmiokrotne przebicie przy cenie, jaka zaplaciles, to dwie korony czterdziesci piec kopperówza funt.To zbyt wysoko, Dainty, nawet jak na tak doskonale trafiony rynek.Garbarnie juzmusialy sie dogadac i beda solidarnie trzymac cene.Glowe daje.Drzwi otworzyly sie i do kantorka wpadlo cos w zielonej, filcowej czapce i futerku z laciatychkrólików, przepasanym konopnym powróslem.- Kupiec Sulimir daje dwie korony pietnascie! - zakwiczalo.- Szesc i jedna szósta - obliczyl szybko Vivaldi.- Co robic, Dainty?- Sprzedawac! - krzyknal niziolek.- Szesciokrotne przebicie, a ty sie jeszcze zastanawiasz,cholera?Do kantorka wpadlo drugie cos, w zóltej czapce i oponczy przypominajacej stary worek.Jak ipierwsze cos, mialo okolo dwóch lokci wzrostu.- Kupiec Biberveldt poleca nie sprzedawac ponizej siedmiu! - wrzasnelo, wytarlo nos rekawem iwybieglo.- Aha - powiedzial krasnolud po dlugiej chwili ciszy.- Jeden Biberveldt kaze sprzedawac, drugiBiberveldt kaze czekac.Ciekawa sytuacja.Co robimy, Dainty? Od razu przystapisz dowyjasnien, czy tez zaczekamy, az jakis trzeci Biberveldt poleci ladowac kore na galery i wywiezcdo Krainy Psioglowców? He?- Co to jest? - wyjakal Jaskier, wskazujac na cos w zielonej czapce, wciaz stojace przy drzwiach.- Co to jest, do cholery?- Mlody gnom - powiedzial Geralt.- Niewatpliwie - potwierdzil sucho Vivaldi.- Nie jest to stary troll.Niewazne zreszta, co to jest.No, Dainty, slucham.- Vimme - rzekl niziolek.- Bardzo cie prosze.Nie zadawaj pytan.Stalo sie cos strasznego.Zalózi przyjmij, ze ja, Dainty Biberveldt z Rdestowej Laki, uczciwy kupiec, nie mam pojecia, co tu siedzieje.Opowiedz mi wszystko, ze szczególami.Wydarzenia ostatnich trzech dni.Prosze,Vimme.- Ciekawe - powiedzial krasnolud.- No, ale za prowizje, jaka biore, musze spelniac zyczeniapryncypala, jakie by one nie byly.Sluchaj tedy.Wpadles tu trzy dni temu, zdyszany, dales mi wdepozyt tysiac koron i zazadales awalu na wekslu opiewajacym na dwa tysiace piecsetdwadziescia, na okaziciela.Dalem ci ten awal.- Bez gwarancji?- Bez.Lubie cie, Dainty.- Mów dalej, Vimme.- Na drugi dzien z rana wpadles z rumorem i tupotem, zadajac, bym otworzyl akredytywe nabank w Wyzimie.Na niebagatelna sume trzech tysiecy pieciuset koron.Beneficjentem mial byc,o ile pamietam, niejaki Ther Lukokian, alias Trufel.No, to i otworzylem taka akredytywe.- Bez gwarancji - rzekl niziolek z nadzieja w glosie.- Moja sympatia do ciebie, Biberveldt - westchnal bankier - konczy sie okolo trzech tysiecykoron.Tym razem wzialem od ciebie pisemne zobowiazanie, ze w razie niewyplacalnosci mlynjest mój.- Jaki mlyn?- Mlyn twojego tescia, Arno Hardbottoma, w Rdestowej Lace.- Nie wracam do domu - oswiadczyl Dainty ponuro, lecz zdecydowanie.- Zaciagne sie na jakisokret i zostane piratem.Vimme Vivaldi podrapal sie w ucho i spojrzal na niego podejrzliwie.- Eee - powiedzial.- Juz dawno przeciez odebrales i podarles to zobowiazanie.Jesteswyplacalny.Nie dziwota, przy takich zyskach.- Zyskach?- Prawda, zapomnialem - mruknal krasnolud.- Mialem sie niczemu nie dziwic.Zrobiles dobryinteres na koszenili, Biberveldt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]